Samotna wyprawa na Route66 dobiegła końca.
Wiele wspaniałych, legendarnych miejsc udało się zobaczyć, ale jak to zwykle bywa – sporo innych zostało za mną, wciąż nieodwiedzonych. Daje to pretekst do kolejnego wyjazdu, tym razem bardziej świadomego, choć pewnie jak każdy wyjazd, niepozbawionego typowego spontanu.
Poszukiwania znaku End of Trail w Santa Monica pod dłuższej chwili okazały się bez powodzenia, a powód jest dość prozaiczny. Oryginalne miejsce końca Drogi 66 znajduje się u zbiegu Santa Monica i Ocean Avenue. Niestety znak, który kiedyś tam stał, notorycznie znikał w „niewyjaśnionych okolicznościach”. Przeniesiono go więc na pirs Santa Monika, gdzie miał być bezpieczny. Do czasu. Niestety ten czas właśnie nadszedł i znów jakiś kolekcjoner zabrał go ze sobą na pamiątkę. Pozostał mi więc tylko mały sklepik z pamiątkami, symbolizujący koniec Mother Route.
Moja wyprawa mimo końca R66 jednak nie kończy się. Teraz stara highway A1 wzdłuż wybrzeża, przez przepiękne Big Sur do San Francisco. Po drodze motocyklowa knajpa Neptun Net w Malibu. Miejsce pokojowej koegzystencji klubowych bikerów pijących (niemałe) piwo, jak i surferów. Choć myślę, że jednak odbywa się to wszystko na warunkach tych pierwszych.
Potem już tylko Yosemite, Sequoia National Park, na krótko znów Route 66 i Los Angeles, skąd wracam do domu…