Od pierwszego wejrzenia…
Gdy pośród wielu kasków zobaczyłem na półce model M5X w malowaniu Luca Scassa, zacząłem ślinić się bardziej, niż niemiecki emeryt na widok hiszpańskich nastolatek na plaży nudystów. Tak, muszę przyznać, że kolorystyka skorupy w połączeniu z czerwoną wyściółką idealnie wpasowały się w mój gust. Czerwony Bell znalazł się na mojej głowie kilka minut później. Było to dokładnie przed rokiem, więc teraz jestem już w stanie powiedzieć o nim coś więcej, niż tylko tyle, że wygląda fenomenalnie i pod względem stylistyki perfekcyjnie pasuje do większości włoskich motocykli… Gdybym tak wreszcie kupił wymarzone Ducati, nie wsiadałbym na nie w kasku innym, niż M5X Replica Scassa.
Przechodząc do kwestii technicznych…
Skorupę wykonano z włókna kompozytowego w technologii wtrysku Ultra-Light-Multiaxial, co według zapewnień producenta ma gwarantować najlepszy stosunek wytrzymałości do masy. Ostatecznie kask waży 1200 g. Cyrkulację powietrza zapewniają dwa otwory wentylacyjne z przodu, dwa z tyłu i dodatkowe na szczęce. Do dyspozycji mamy tu tradycyjne zapięcie DD. Wnętrze wykonano z użyciem tkaniny, która jest anty-potliwa i anty-alergiczna. Wyściółkę można w każdej chwili wypiąć i wyprać. Do kasku otrzymałem dodatkowo przyciemnianą szybkę i firmową torbę. No dobrze, tyle teorii, przejdźmy wreszcie do praktyki…
Pierwsze kilometry w kasku nakręciłem jeżdżąc po mieście.
Wyściółka rzeczywiście dobrze się sprawuje i ma działanie „anty-potliwe”. Jej czerwony kolor wygląda świetnie, ale niestety, jednocześnie bardzo szybko się brudzi. Już po pierwszym tygodniu użytkowania w mieście, od spodu materiał uległ delikatnemu przybrudzeniu. W połowie sezonu, przy przeciętnie intensywnej eksploatacji, konieczne było wypięcie podpinki i zafundowanie jej prania. Przynajmniej dwu- lub trzykrotne powtórzenie tej czynności każdego roku to cena, jaką płacimy za odrobinę ekstrawagancji. Ogólne pierwsze wrażenia były bardzo pozytywne. Jak niektórzy mawiają – kask od początku „dobrze mi leżał” i znakomicie dopasował się do kształtu głowy. Cieszy również jego niewielka masa.
Nadszedł czas pierwszej dłuższej trasy.
W pierwszą trasę z M5X wybrałem się z Warszawy do Poznania, dojeżdżając na miejsce motocyklem, a następnie spędzając jeden dzień treningowy na torze. W trasie, nawet przy bardzo dużych prędkościach, kask zachowuje się stabilnie, a wentylacja działa poprawnie. Nie jest to może najlepszy system wentylacyjny, jaki spotkałem, ale w skali od 1 do 10 dałbym mu 8. Brak pinlocka nadrabia powłoka antyfog, która spisuje się naprawdę dobrze. Wadą jest jedynie zbyt wysoki poziom hałasu podczas szybkiej jazdy. Przyzwyczajony do szczelnych, bardziej turystycznych kasków, byłem początkowo poirytowany głośnymi świstami docierającymi do moich uszu ze wszystkich stron. Po czasie się przyzwyczaiłem, co nie zmienia faktu, że przy dłuższej podróży po autostradzie ból głowy gwarantowany. Rozwiązaniem problemu mogą być jedynie stopery do uszu. Kolejnego dnia miałem okazję sprawdzić kask podczas jazdy na torze i tu już spisywał się znakomicie. Wygodny, lekki i z zapięciem DD, czego więcej potrzeba? Oczywiście, jeszcze kwestia bezpieczeństwa. To jest gwarantowane przez najwyższą notę (5 gwiazdek) otrzymaną przez model M5X w testach SHARP. Wisienką na torcie jest wspomniana już wyściółka, która świetnie spisuje się w upalne dni.
Lakier pokrywający skorupę kasku ma się świetnie…
Po jednym sezonie nie pojawiły się żadne odpryski, czy nawet drobne rysy. Dwanaście miesięcy użytkowania to nie jest może jeszcze wystarczająco miarodajny okres, ale rokowania są póki co obiecujące… Jednocześnie dostrzegłem też kilka kwestii, które poza słabym wyciszeniem, można uznać za wady tego modelu. Pierwsza sprawa to otwieranie wizjera. Otóż nie przewidziano tu żadnej, nawet najmniejszej wypustki, za którą moglibyśmy „zahaczyć” palcem ułatwiając sobie podniesienie szyby. Drugą kwestią jest sam system mocowania szyby, który do obsługi wymaga użycia klucza imbusowego (dołączonego do kasku przy zakupie). Zakładając, że szybki nie zmieniamy często, a z otwieraniem bez „wypustki” jakoś sobie poradzimy (ja szybko się do tego przyzwyczaiłem), nie są to jakoś szczególnie uciążliwe problemy.
Słowem podsumowania…
Bell M5X bardzo dobrze spisze się w mieście oraz na torze, szczególnie w upalne dni. Mając go na głowie z pewnością będziesz też zwracał na siebie uwagę, bo malowanie robi wrażenie. Warto tylko pamiętać, że jest to kask sportowy. Do dalekodystansowej turystyki się nie nadaje, bo nie został do tego stworzony. Wypad za miasto i szybka trasa o długości 200-300 km są możliwe, ale zdecydowanie w zestawie z zatyczkami do uszu (swoją drogą, na torze używam ich niezależnie od kasku – zawsze znakomicie poprawiają komfort jazdy i koncentrację, polecam!). Bell M5X z pewnością jest wart Waszego zainteresowania!
Cena: 1999 zł
Sklep Eurorider