W dniu przerwy na Rajdzie Dakar 2018 zapraszamy na wywiad z Adrienem Van Beverenem, który wydaje się mieć realne szanse na zwycięstwo w pustynnym klasyku i przerwanie 16-letniej dominacji KTM.
Adrien Van Beveren jest „nowym narybkiem” Dakaru: najbardziej prestiżowego, trudnego i niebezpiecznego rajdu terenowego na świecie. 27-letni Francuz reprezentuje obecnie Yamahę, startując na motocyklu WR450F podczas czternastoodcinkowej 40. edycji Dakaru, w którym do przejechania jest 9000 km. To dopiero jego trzecia próba w brutalnej pogoni, która oznacza długie dni w siodle i ciężki test maszynerii, ducha, odwagi i wytrzymałości. – Gdy kończy się Dakar, czuje się wykończonym – przyznaje Adrien. – W 2017 chciałem go ukończyć… ale pod koniec walczyłem też o wynik, bo byłem blisko podium.
Utalentowany jeździec pustyni szybko stał się największą nadzieją Yamahy i jednym z niewielu, którzy mogliby faktycznie złamać hegemonię KTM-a, który nieprzerwanie rządzi tą dyscypliną już od szesnastu lat. – Ludzie i firmy wierzą me mnie na Dakarze i to dobry rodzaj presji. W przyszłości chcę wygrać, ale muszę być cierpliwym i wiele się nauczyć – mówi Francuz.
Trzeba umieć poprowadzić motocykl na pełnym gazie przez trzy kraje i różnorodną topografię – od pustynnych wydm czy kamienistych wzniesień, przez bagna i szczyty gór, sięgające 5000 metrów wysokości. Sportowcy nie tylko muszą być wystarczająco odważni, żeby cisnąć gaz do dechy jak tylko da się najdłużej, ale także wytrwać w kiepskim świetle, surowych warunkach (w 2017 dwa odcinki zostały zmodyfikowane lub odwołane z powodu powodzi) i nagłych przeszkodach (zwierzęta, kontuzje, problemy z motocyklem). Muszą także zarządzać swoim road bookiem: kawałkiem papieru, na którym zawarte są kierunki i informacje, przyklejonym przy zegarach. Te wytyczne muszą wystarczyć do przejechania z jednego checkpointu do drugiego i są jedyną wskazówką do pokonania odcinka, który dziennie ma długość nawet do 900 km.
– Trudno jest nie spanikować, kiedy jest się samemu na środku pustyni – mówi ‘AVB’. – Myślę sobie „Jestem tu, na Dakarze… ale nie wiem, gdzie jestem”. Jakoś znajduje się drogę powrotną. Uważam, że ciężko jest wygrać Dakar, jeśli jest się zbyt szalonym. Może raz można wygrać, ale prawda jest taka, że jeśli prowadzi się motocykl, czuje się, że życie jest w Twoich rękach. Jedziemy szybko w niebezpiecznych miejscach… Ale staram się to uprościć, sprawić, żeby było bardziej naturalne, automatyczne i myślę, że w tym tkwi sekret – wyjawia. – Trzeba być skupionym na przewodniku. Trzeba być wystarczająco silnym, żeby jechać szybko bez myślenia o jeździe. Dakar zmienia się, bo utrudniają go waypointami, więc żeby go wygrać, trzeba być mocnym w nawigowaniu – dodaje.
Całe zamieszanie i test, jakim jest Dakar, nie obywa się bez niepowtarzalnych chwil. Przez niemalże dwa tygodnie prawie dwustu motocyklistów i doświadczonych zawodników walczy na różnym terenie i wśród przeróżnych krajobrazów i widoków, które niewiele osób może zobaczyć, poczuć czy doświadczyć. Podczas niektórych towarzyszą im media, śledząc każdy ruch na GPSie, ale każdemu uczestnikowi towarzyszy także pewien element samotności.
– Minęliśmy pewne miejsce i byliśmy już bardzo wysoko, wydaje mi się, że wyżej, niż 4000 metrów, a ja byłem skoncentrowany na jeździe, ale w pewnym momencie spojrzałem w lewo i natychmiast pomyślałem o reklamie wody mineralnej: zobaczyłem zielone góry, które wyglądały niesamowicie – kontynuuje Adrien.
– I jest jeszcze jazda sama w sobie. Czasami jest się w d… i ciężko jest czuć przyjemność… ale kiedy jesteś na dobrym tropie i masz dobrą przyczepność, naprawdę możesz czuć się zadowolonym – dodaje ‘AVB’.
Dla większości uczestników Dakaru 2018 sam udział w zawodach jest już osiągnięciem. Po zdobyciu czwartego miejsca w 2017 i otarciu się o podium, Van Beveren ma jednak zupełnie inne odczucia. Sympatyczny zawodnik postara się przekuć swoją cierpliwość w cnotę podczas najcięższego rajdu, jakim jest Dakar. To może być jego moment…