Mick kończy sezon 2019 otwierając puszkę Pandory i podsumowując pięć najgłośniejszych historii tego roku w MotoGP. Nie wszystkie zakończyły się happy endem…
1. Marc Marquez
Najlepszy w historii i w życiowej formie?
Tu nie ma dyskusji. To był najlepszy rok Marqueza w MotoGP. Co prawda w swoim drugim sezonie w królewskiej klasie Hiszpan wygrał o jeden wyścig więcej i trzy razy częściej stawał na pole position, ale w tym roku wyśrubował wszystkie inne statystyki. Na podium zabrakło go tylko raz, dzięki czemu ustanowił nowy rekord punktowy. swój najlepszy wynik poprawiając aż o 58 oczek.
Nie tylko spektakularnie wygrywał, ale także spektakularnie, ale z klasą i podniesioną głową, przegrywał i mimo ogromnej dominacji w tabeli sprawił, że kibice ani przez chwilę się nie nudzili. Tytuł w klasyfikacji zespołów zdobył dla Repsol Hondy niemal w pojedynkę. Rywale mają z nim przechlapane, bo jeszcze długo będzie narzucał tempo, ale kibice nie mają powodów do narzekań.
2. Fabio Quartararo
Wreszcie rywal dla Marqueza?
Na początku sezonu niektórzy pukali się w głowę. Czy ktoś, kto przez cztery lata startów w mniejszych klasach wygrał tylko jeden wyścig, a w generalce finiszował góra na dziesiątym miejscu, zasługuje na miejsce w MotoGP? Francuz nie tylko udowodnił, że tak, ale również pokazał się jako największa wschodząca gwiazda królewskiej klasy od czasu Marqueza.
Co prawda nie wygrał ani jednego wyścigu, a w tabeli był dopiero piąty, ale aż siedem razy stawał na podium i mocno zaszedł za skórę samemu mistrzowi, kilka razy o włos rozmijając się ze zwycięstwem. Nic dziwnego, że Yamaha już dziś proponuje mu pięć milionów euro za podpisanie nowej umowy, a Maverick Vinales nie może być pewny swojego statusu w szeregach japońskiej marki.
Przyznajcie sami. Czy spodziewaliście się, że Quartararo zdobędzie w tym roku więcej punktów niż trzej pozostali debiutanci… razem wzięci?! W tym Joan Mir na fabrycznym Suzuki i mistrz Moto2 Pecco Bagnaia? No właśnie. Fabio zaskoczył w tym roku wszystkich i ma przed sobą świetlaną przyszłość.
Francuz musi jednak uważać, aby nie poniosło go ego, które zgubiło jego rodaka. Johann Zarco także imponował na M1-ce. To w końcu najłatwiejszy motocykl w stawce, ale po przesiadce na KTM-a całkowicie przepadł. Czyżby Quartararo i Yamaha byli na siebie skazani?
3. KTM
Sezon o dwóch twarzach
W klasyfikacji producentów bez niespodzianek. Honda znów na czele, choć z większą przewagą. Yamaha tym razem pokonała Ducati, a Suzuki zdobyło raptem o jeden punkt więcej niż rok temu. Stawkę znów zamknęła najsłabsza Aprilia, a KTM był tuż przed nią, ale to właśnie Austriacy najbardziej się wyróżnili… niestety nie tylko pozytywnie.
Trzeci sezon KTM-a w MotoGP oznaczał kolejny krok i 111 zamiast 72 punktów w klasyfikacji producentów. Pol Espargaro wyraźnie imponował. W Misano sięgnął po pierwszy rząd startowy i często finiszował w pierwszej dziesiątce. Co prawda nie udało mu się powtórzyć podium z Walencji 2018, ale Hiszpan zakończył sezon trzy oczka wyżej niż rok temu i co ważne, zdobył aż 100 zamiast 51 punktów! To pokazuje, że ciężka i metodyczna praca, wsparta workami pieniędzy, przynosi efekty.
Niestety, nie było tego widać po drugiej stronie garażu. Johann Zarco od samego początku nie mógł dogadać się z RC16 i otwarcie narzekał na motocykl, do którego nie potrafił się zaadaptować. Skończyło się sensacyjnym wręcz rozstaniem, ale nawet ono nie przysłania pozytywów. Ciekawe, jak wysoko Pol wywinduje KTM-a w sezonie 2020. Nawet czwarte Suzuki, nie mówiąc o pierwszej trójce producentów, wciąż wydaje się poza zasięgiem, ale kto wie…
4. Valentino Rossi
Legenda rozmienia się na drobne?
Z jednej strony cieszmy się póki możemy, bo na obecności Rossiego w stawce zyskuje bez wątpienia całe MotoGP, ale z drugiej strony to był najgorszy sezon Włocha w królewskiej klasie od czasu pamiętnej i spektakularnie nieudanej przygody z Ducati.
Siódme miejsce w klasyfikacji generalnej, tylko dwa podia i zaledwie 174 punkty w klasyfikacji generalnej to najgorszy wynik z czternastu lat spędzonych przez Rossiego w Yamasze. 2019 to także drugi sezon z rzędu, podczas którego nie udało mu się przekroczyć bariery dwustu oczek. Jednocześnie od połowy 2017 roku i wyścigu w Assen „Doktor” nie stał na szczycie podium.
Do piątego w generalce Quartararo – który także nie wygrał wyścigu, ale na podium stał aż siedem razy, a jako debiutant korzystał ze słabszego motocykla (słynne 500 obrotów mniej itd.) – Rossi stracił 18 oczek, a do trzeciego Vinalesa (siedem podiów, w tym dwa zwycięstwa) 29 punktów, więc w teorii nie było tak najgorzej.
Ktoś mógłby powiedzieć, że gdyby nie cztery nieukończony wyścigi – w tym trzy z rzędu i nie zawsze z własnej winy (jak np. karambol spowodowany przez Lorenzo w Barcelonie) – Rossi byłby pewnie tuż obok, albo i przed Vinalesem, ale nie można zapominać, że Hiszpan także cztery razy nie dojeżdżał do mety… podobnie jak Quarataro. Cztery czwarte miejsca Rossiego wydają się więc w tej perspektywie marnym pocieszeniem.
Wyjątkowo nierówna była także jazda „Doktora” w kwalifikacjach, które aż cztery razy Włoch kończył już na ich pierwszej części. Biorąc pod uwagę fakt, że Vinales w tym czasie zgarnął sześć pole position i tylko sześć razy kwalifikował się poza pierwszym rzędem, a do tego ani razu nie odpadł w Q1, Valentino nawalił tu po całej linii! Przykładem niech będzie Mugello, gdzie po starcie z osiemnastego pola Rossi zaliczył wywrotkę próbując przebić się do czołówki i ostatecznie nie dojechał do mety.
Tak, Yamaha ma pewne braki, które utrudniają, a może nawet i uniemożliwiają nawiązanie walki o tytuł z Marquezem i Hondą, ale Vinales i Quartararo pokazali, że M1-ka pozwala na dużo więcej, niż sugerują to wyniki Rossiego. Tak, „Doktor” to legenda, ale chyba nikt nie chce oglądać wielkiego mistrza rozmieniającego się na drobne. Sezon 2020 będzie dla Valentino chwilą prawdy. Czy będzie także jego łabędzim śpiewem?
5. Jorge Lorenzo
Przedwcześnie zniszczona kariera?
W przypadku ostatniego sezonu trzykrotnego mistrza MotoGP zgłębianie się w statystyki i liczby tak dokładnie, jak w przypadku Rossiego nie ma chyba większego sensu. Wystarczy krótkie podsumowanie; romans Lorenzo z Repsol Hondą nie tylko kompletnie się nie udał, ale także pogrzebał karierę Hiszpana.
Od początku było jasne, że płynnie jeżdżący Lorenzo nie potrafi znaleźć wspólnego języka z lubiącą ostre traktowanie Hondą (ba, Cal Crutchlow przewidywał to już na pół roku przed startem sezonu 2019!), ale po pierwszych kilku wyścigach nikt nie spodziewał się chyba, że współpraca z HRC doprowadzi Hiszpana do zakończenia kariery.
Niestety, kiedy już pojawiło się światełko w tunelu i wydawało się, że wyniki zawodnika z Majorki mogą być całkiem niezłe, seria wywrotek niemal zakończyła się dla niego na wózku inwalidzkim. Trudno nam sobie wyobrazić jak trudne musiały to być dla niego chwile, ale praktycznie od powrotu Lorenzo na tor mało kto miał wątpliwości, że ta historia będzie miała happy end.
Wielka szkoda, bo tak samo nie mamy wątpliwości, że Jorge nadal stać – i byłoby stać jeszcze przez długie lata – na walkę o czołowe pozycje i mistrzowskie tytuły. A może jednak happy end jeszcze nastąpi? Jeśli w nadchodzącym roku faktycznie Lorenzo zostanie kierowcą testowym Yamahy…