Dani Pedrosa wygrał niedzielny wyścig piętnastej rundy MotoGP, Grand Prix Japonii. Sięgając swoje piąte zwycięstwo i trzynaste podium w tym sezonie, zawodnik Repsol Hondy zbliżył się jednocześnie do drugiego na mecie i pierwszego w tabeli, Jorge Lorenzo.
To Lorenzo sięgnął po pole position i po świetnym starcie zdołał utrzymać za sobą Pedrosę w pierwszym zakręcie. Zawodnik Yamahy prowadził dokładnie przez połowę wyścigu, ale na 12 z 24 okrążeń, wicelider tabeli wyprzedził go podczas hamowania do piątego zakrętu i rozpoczął ucieczkę.
Pedrosa podkręcił tempo, przez kilka kółek jadąc szybciej niż Lorenzo nawet o pół sekundy na okrążeniu. To wystarczyło, ale szybko wypracować sobie blisko dwusekundową przewagę. Lider tabeli utrzymywał swoje tempo, ale nie był już w stanie znaleźć odpowiedzi na jazdę Pedrosy i musiał zadowolić się drugą pozycją.
Warto tutaj zaznaczyć, że na prostych Honda z numerem 26 była w dzisiejszym wyścigu średnio o 6km/h szybsza od Yamahy z numerem 99, co z pewnością także miało spore znaczenie. Dzięki nieco niższej temperaturze asfaltu, Pedrosa miał dzisiaj także mniejsze problemy z wibracjami motocykla, które wczoraj mocno utrudniły Hiszpanowi jazdę podczas kwalifikacji.
Trudno powiedzieć na ile nieco wolniejsza jazda Lorenzo wynikała dzisiaj z konieczności oszczędzania paliwa. Dosiadający prywatnej Yamahy zespołu Tech 3, Cal Crutchlow, musiał wycofać się z wyścigu na ostatnim okrążeniu, podczas decydujących momentów walki o najniższy stopień podium z Alvaro Bautistą. Z motocyklu Brytyjczyka zabrakło paliwa! Zespoły spodziewały się takich problemów, ponieważ Motegi to tor typu „stop and go”, pełen wolnych zakrętów i ostrych przyspieszeń. Yamaha znana jest z tego, że często z trudem dojeżdża do mety zadowalający się regulaminowymi, 21 litrami paliwa.
Pech Crutchlowa sprawił, że na czwarte miejsce awansował Andrea Dovizioso, który o cztery sekundy wyprzedził wracającego na tor po kontuzji i operacji kostki, Caseya Stonera. Australijczyk przyznał na mecie, że zwyczajnie nie wytrzymał wyścigu fizycznie z powodu braku możliwości odpowiedniego treningu, wywołanego kontuzją.
Szósty był na torze Motegi Stefan Bradl, który zmagał się z bólem przedramion. Niemiec przewrócił się podczas treningów wolnych i powiedział po wyścigu, że motocykl nie prowadził się tak samo, jak w poprzednich dniach. Z tego powodu musiał mocniej pracować górnymi partiami ciała, a to mocno obciążyło przedramiona.
Kolejny przeciętny wyścig zaliczył Valentino Rossi, finiszując na siódmej pozycji, 26 sekund za zwycięzcą. 33-latek był zadowolony z równego tempa od startu do mety, choć narzekał na nieco słaby początek wyścigi, a przede wszystkim na nerwowy charakter oddawania mocy, przez co tracił czas na wyjściach z wolnych zakrętów: „To jest nasz obecny potencjał” – powiedział 7-krotny mistrz królewskiej klasy, który pod koniec sezonu rozstaje się z Ducati i wraca na pokład doskonale znanej sobie Yamahy.
Kolejny pechowy wyścig zaliczył Ben Spies, który wyjechał z toru w pierwszym zakręcie już na drugim okrążeniu. Problemem okazały się przegrzewające hamulce, z którymi wielu zawodników borykało się przez cały weekend. Spies, jako największy i najcięższy zawodnik w stawce, spodziewał się problemów, ale nie już na drugim kółku i był po wszystkim mocno sfrustrowany. Z drugiej strony ciekawe, czy z powodu swoich gabarytów, nie miałby na finiszu takich samych problemów jak Crutchlow?
Na trzy wyścigi przed końcem sezonu Jorge Lorenzo ma już tylko 28 punktów przewagi nad Danim Pedrosą, na 75 możliwych jeszcze do zdobycia. Teoretycznie po swoje drugie mistrzostwo MotoGP zawodnik Yamahy mógłby sięgnąć już za tydzień, podczas Grand Prix Malezji. Aby tak się stało, Lorenzo musiałby jednak wygrać i liczyć na pecha Pedrosy. Szansa na fetę na torze Sepang jest więc niewielka.
Pedrosa liczy z kolei, że inny zawodnicy wmieszają się w walkę i zaczną odbierać punkty Lorenzo. „Szkoda, że nikt inny nie jest w stanie dotrzymać nam kroku, bo zawsze kiedy wygrywam, Jorge finiszuje na drugim miejscu” – powiedział po wyścigu Dani. Oby tylko te słowa nie zemściły się na nim w Malezji i przede wszystkim, za dwa tygodnie w Australii.
Imponujące zwycięstwo w klasie Moto2 wywalczył lider tabeli Marc Marquez, który na starcie nie wbił prawidłowo pierwszego biegu i spadł tym sposobem praktycznie na koniec stawki. Po kilku kółkach Hiszpan był już na czele i po dramatycznym finiszu, utrzymał za swoimi plecami Pola Espargaro. Podium uzupełnił Esteve Rabat.
Niesamowite widowisko zafundowali również zawodnicy klasy Moto3. Na początku ostatniego okrążenia, drugi w tabeli Luis Salom zabrał z toru Jonasa Folgera, oddając prowadzenie liderowi tabeli, Sandro Cortese. Niemiec jechał tym sposobem po mistrzowski tytuł, ale na cztery zakręty przed metą wyprzedził go startujący z pole position kolega z ekipy Red Bull Ajo KTM, Danny Kent. Brytyjczyk sięgnął po swoje pierwsze zwycięstwo w MŚ, a Cortese upadł po kolizji z „idącym za ciosem” Włochem, Alessandro Tonuccim. Wściekły Cortese dojechał do mety na szóstej pozycji ,ale już za tydzień zarówno on, jak i Marquez mogą z łatwością sięgnąć po tytuły mistrzowskie w swoich klasach.
Szesnasta runda MotoGP, Grand Prix Malezji, już w najbliższy weekend. Relacje od piątku, od 7:15 rano, w Polsacie Sport News.