Hiszpan Dani Pedrosa nie wystartuje w dwóch najbliższych rundach MotoGP w teksańskim Austin i w Argentynie. Trzykrotny wicemistrz świata królewskiej kategorii po ukończeniu otwierającego sezon 2015 wyścigu w Katarze na szóstej pozycji przyznał, że musi natychmiast poddać się operacji prawego przedramienia.
29-latek, dla którego ten sezon jest dziesiątym w MotoGP w barwach czołowej ekipy Repsol Honda, przyznał w ostatnią niedzielę, że od roku zmaga się z poważnym problemem z tzw. „pompującym przedramieniem”, czyli mówiąc fachowo „zespołem przedziałów powięziowych”. Dwanaście miesięcy temu poddał się nawet z tego powodu kolejnej już w trakcie swojej kariery operacji, ale niestety nie przyniosła ona oczekiwanych efektów.
Pedrosa przez cały sezon opadał z sił podczas wyścigów, a jego ręka zaczęła drętwieć. „Zimą zjeździłem cały świat i odwiedziłem wszystkich możliwych specjalistów, ale odradzali operację. Ten wyścig pokazał mi jednak, że bez niej się nie obędzie” – Pedrosa powiedział w Katarze w niedzielę.
Dzisiaj jego zespół potwierdził już oficjalnie, że Hiszpan podda się w piątek operacji przeprowadzonej przez doktora Angela Villamora, który wcześniej uratował już w podobnych, beznadziejnych przypadkach kariery takich zawodników, jak mistrz świata klasy 125 z 2009 roku, Hiszpan Julian Simon, czy mistrz MotoGP z sezonu 2006, Amerykanin Nicky Hayden.
Pedrosa do zdrowia wracał będzie jednak przynajmniej od czterech do sześciu tygodni, a to oznacza, że opuści nie tylko wyścigi w Austin i Argentynie, ale być może również majowe zmagania w hiszpańskim Jerez i francuskim Le Mans. W takiej sytuacji Hiszpan mógłby zapomnieć o nawiązaniu walki o mistrzostwo z obrońcą tytułu, zespołowym kolegą Markiem Marquezem oraz będącym w życiowej formie, dziewięciokrotnym mistrzem świata Valentino Rossim, który w niedzielę po zaciętej walce z Andreą Dovizioso wygrał Grand Prix Kataru.
Stawka o którą walczy Pedrosa jest jednak znacznie większa. Hiszpan nigdy nie ukrywał, że w obliczu braku solidnych ofert, zakończy karierę w MotoGP i nie zamierza przeciągać jej na mało konkurencyjnych motocyklach. W połowie poprzedniego sezonu 29-latek przedłużył swoją umowę z Repsol Hondą na dwa najbliższe lata. Jeśli jednak nie będzie w stanie wrócić do pełni sił i potencjału, być może będzie zmuszony do przedwczesnego rozstania z MotoGP, co byłoby wyjątkowo nie fair w stosunku do jednego z najbardziej pechowych i niedocenianych zawodników ostatniej dekady.
Karierę filigranowego Hiszpana niemal od samego początku prześladowały poważne kontuzje, które przynajmniej kilka razy powstrzymały go przed walką o upragniony tytuł w MotoGP do samego końca sezonu. Jak będzie tym razem?
Honda w trudnej sytuacji
Póki co Pedrosę w Austin i Argentynie zastąpi Hiroshi Aoyama. 33-letni Japończyk własną karierę wyścigową zakończył rok temu, obejmując posadę kierowcy testowego Hondy. Aoyama to ostatni w historii mistrz świata dwusuwowej kategorii 250. Na motocyklach czterosuwowych nigdy nie mógł się jednak odnaleźć i nie odniósł sukcesów ani w MotoGP, ani w serii World Superbike. Trudno się spodziewać, że teraz, kiedy podczas zimowych testów tracił do czołówki średnio dwie sekundy na okrążeniu, Aoyama będzie w stanie nawiązać walkę o podia.
Problemy Pedrosy stały się więc problemem całej japońskiej korporacji, która w MotoGP walczy nie tylko o tytuł w klasyfikacji zawodników, ale także producentów i zespołów. W ostatnich czterech latach Honda trzykrotnie sięgała po tzw. potrójną koronę. W obliczu długiej nieobecności Pedrosy i świetnej dyspozycji duetu Movistar Yamahy; Valentino Rossiego i Jorge Lorenzo, HRC jest w kropce.
Na fabrycznym modelu RC213V Honda wystawia jeszcze dwóch zawodników prywatnych zespołów. Scott Redding, upatrywany na przyszłą gwiazdę, w Katarze mocno jednak rozczarował, kończąc wyścig na trzynastej pozycji. W obliczu kontrowersji wokół sponsora tytularnego ekipy LCR, Honda mogłaby teoretycznie mogłaby ściągnąć w swoje szeregi Cala Crutchlowa, który w Katarze finiszował na siódmej pozycji, jako najlepszy kierowca prywatny. Crutchlow i Repsol Honda mają jednak konkurencyjnych sponsorów z branży napojów energetyzujących. Może więc Jack Miller, który awansował do MotoGP prosto z Moto3 i tak czy inaczej jest faworytem do zastąpienia Pedrosy w fabrycznym zespole w roku 2017? Młody Australijczyk na aż taki krok nie jest chyba jeszcze gotowy, choć z drugiej strony, dlaczego nie? W MotoGP w końcu wszystko jest możliwe.
Naturalnie wielu kibiców liczy po cichu, że na powrót do MotoGP Hondzie uda się namówić Caseya Stonera. Australijczyk swoją karierę zakończył trzy lata temu jako dwukrotny mistrz świata królewskiej klasy i na każdym kroku podkreśla, że nie zamierza wracać do zdominowanej nie tylko przez świetne ściganie, ale i biznes i politykę serii. Co prawda Stoner ogłosił tydzień temu, że w wystartuje w barwach Hondy w lipcowym wyścigu długodystansowym na japońskim torze Suzuka, ale o powrocie do MotoGP nie ma niestety mowy. Póki co fani MotoGP czekają na rozwój wydarzeń i powrót Pedrosy do najliczniejszej i najsilniejszej od lat stawki królewskiej klasy.
Czym jest „pompowanie przedramienia”?
W trakcie liczącego osiemnaście rund sezonu motocykliści MotoGP pokonują łącznie około dziesięciu tysięcy kilometrów na maszynach o mocy powyżej 250 koni mechanicznych i wadze zaledwie 158 kilogramów, rozpędzających się do 350 km/h. Podczas samego tylko hamowania zawodnicy pokonają blisko dwa tysiące trzysta kilometrów rocznie ze średnim przeciążeniem wynoszącym 1,3 G. To oznacza prawie trzy doby non-stop spędzone wciskając dźwignię hamulca i przez przeciążenie ważąc średnio dwadzieścia kilogramów więcej. Całe to obciążenie znajduje się w tym czasie właśnie na przedramionach.
Problemy z ich pompowaniem to nic innego jak tzw. „zespół przedziałów powięziowych”. Podczas wysiłku mięśnie przedramion „puchną”, zwiększając swoją objętość i zostają uciskane przez otaczające je, mało elastyczne tkanki. Wzrost ciśnienia i mniejsze ukrwienie doprowadzają do drętwienia ręki. Podobne problemy, choć z nogami, miewają też np. biegacze i łyżwiarze. Z pompowaniem próbuje się walczyć fizjoterapią, akupunkturą a nawet nisko-proteinową dietą, ale najskuteczniejszą metodą nadal pozostaje operacja, choć i ona nie zawsze przynosi efekty.
Zabieg, tzw. fasciotomia, polega na nacięciu tkanek otaczających mięsień, czyli powięzi, co daje mu więcej przestrzeni. W wyjątkowych sytuacjach – a mimo operacji problemy z pompowaniem często powracają, jak w przypadku Pedrosy – fragment tkanki zostaje całkowicie usunięty. Tak było w przypadku m.in. Juliana Simona, który twierdzi, że doktor Villamor uratował w ten sposób jego karierę. Czy podobnie będzie w przypadku Pedrosy?
Druga runda MotoGP, Grand Prix Ameryk w teksańskim Austin, już w następny weekend. Relacje na sportowych antenach Polsatu.