Podczas Grand Prix Czech w Brnie aż huczało od plotek na temat wewnętrznego kryzysu panującego w garażu Yamahy, szczególnie po stronie boksu należącej do Mavericka Vinalesa, który razem z końcem tego sezonu zmieni szefa mechaników. Czy to rozwiąże jego problemy?
Zaczęło się od kontrowersyjnego wywiadu, jakiego szef mechaników byłego mistrza świata Moto3, Ramon Forcada, na początku weekendu udzielił hiszpańskiej telewizji Movistar. Forcarda zdradził, że Yamaha poinformowała go zakończeniu współpracy z Vinalesem razem z końcem tego sezonu. Był jednocześnie wyraźnie rozczarowany, że sam zawodnik nie rozmawiał z nim na ten temat ani przez chwilę. Według świetnego hiszpańskiego dziennikarza, Manuela Pecino, zasugerował nawet, że Vinales zachował się jak tchórz.
Naturalnie wszyscy chcieliśmy zapytać o całe zamieszanie samego zawodnika, ale przed jego sobotnim briefingiem z dziennikarzami jego osobista rzeczniczka prasowa z Yamahy zaznaczyła, że Hiszpan będzie odpowiadał tylko na pytania dotyczące wydarzeń na torze, a nie poza nim.
Pewnych kwestii nie dało się jednak nie zauważyć. Vinalesowi nie udało się w sobotę rano awansować bezpośrednio do drugiej części kwalifikacji podczas porannej, trzeciej sesji treningowej. Winna temu była zła strategia. Zamiast wykorzystać pod koniec sesji dwie nowe tylne opony, Hiszpan skorzystał tylko z jednej. Podobny plan miała ekipa Valentino Rossiego, ale gdy sytuacja zrobiła się niepewna, rozgrzana w kocu druga opona była w gotowości i „Doktor” awansował ostatecznie do Q2.
Vinales tymczasem po powrocie do garażu i zejściu z motocykla z przekąsem zaczął bić brawo w kierunku swoich mechaników. Co prawda tłumaczył później, że oklaskiwał samego siebie, bo nie posłuchał własnego instynktu, ale mało kto mu w te tłumaczenia uwierzył. Tym bardziej, że chwilę później nie zamienił z Forcadą ani słowa.
W przyszłym roku Ramona zastąpi Esteban Garcia, który wywalczył z Vinalesem tytuł klasie Moto3, a w tym sezonie pracuje w ekipie KTM-a. Forcada trafi z kolei do nowego, prywatnego zespołu Yamahy, gdzie będzie pracował z podopiecznym akademii Valentino Rossiego i mistrzem świata Moto2, Franco Morbidellim. Podobna zmiana czeka najprawdopodobniej menedżera strony boksu Vinalesa, Holendra Wilco Zeelenberga, którego relacje z Maverickiem wydają się jednak bardzo dobre.
Siedziałem obok Wilco przed czwartkową konferencją prasową w Brnie. Po wejściu do sali konferencyjnej Vinales skierował się właśnie w stronę Holendra, ciepło z nim przywitał i przez dłuższą chwilą ze sporą ekscytacją opowiadał o tym, jak to dzień wcześniej pojechał R1-ką o zaledwie pięć sekund wolniej od swojego czasu MotoGP na torze w Barcelonie.
Zmiany personalne nie są jednak jedynym problemem Vinalesa. Yamaha wciąż traci sporo z powodu słabego przyspieszenia na zużytych oponach. Co więcej, nie jest idealnie dopasowana do stylu jazdy Hiszpana. Pełną rozmowę z Maverickiem opublikujemy w najbliższym numerze MotoRmanii, ale już dzisiaj możemy Wam zdradzić, że płynna M1-ka nie jest skrojona na miarę pod agresywny styl byłego mistrza świata Moto3. „Teraz dostosowuje się do motocykla, ale za rok będę go chciał zmienić i dostosować do moich potrzeb” – powiedział nam.
Niestety, wyścig w Brnie upłynął pod znakiem najgorszego możliwego scenariusza. Zdesperowany Vinales, który w tym roku często tracił czas na początku wyścigu, już w sobotę zdecydował, że założy miękką tylną oponę, choć nawet szefostwo Michelina wykluczało takie rozwiązanie. Ostatecznie niższe temperatury podczas wyścigu dawały Maverickowi szansę na całkiem niezły wynik, ale po słabych kwalifikacjach, zakończonych na dwunastej pozycji, już w trzecim zakręcie strącił go z toru Stefan Bradl. Po wyścigu Hiszpan nie był nawet specjalnie poirytowany i w imponującym stylu wziął całą sytuację na klatę. Niestety, był na tyle poobijany, że nie mógł wziąć udziału w poniedziałkowych testach, na które Yamaha i tak nie przysłała do Brna niczego specjalnego.
„Nie spodziewałem się, że mój wyścig zakończy się już w trzecim zakręcie, ale kiedy startujesz w dwunastego pola takie rzeczy się zdarzają – Vinales powiedział nam w niedzielę. – Popełniliśmy duży błąd jeśli chodzi o opony w trzeciej sesji, ale też dość późno znaleźliśmy odpowiednie ustawienia. Powinniśmy to zrobić w piątek popołudniu, a nie w niedzielę rano. Mój styl jazdy jest inny niż styl pozostałych zawodników Yamahy. Jeżdżę bardziej agresywnie i potrzebuję innych ustawień. Musimy nad tym popracować. Ten wyścig pokazał nam, że musimy bardziej uważać w trzecim treningu i starać się awansować bezpośrednio do drugiej kwalifikacji. W trzeciej sesji powinniśmy wykorzystać dwie miękkie opony, ale ostatecznie użyliśmy tylko jednej. Nie planowaliśmy jednak skorzystania z drugiej, więc nie była gotowa. Na tym polegał nasz błąd.”
Wywrotka była jednak kosztowna z jeszcze innego powodu. Vinales spadł przez nią z trzeciego na piąte miejsce w klasyfikacji generalnej. Nawet sam Rossi przyznał w niedzielę, że większym zagrożeniem w walce o wicemistrzostwo jest dla niego teraz Dovizioso. Czy to tylko psychologiczna gierka ze strony „Doktora” czy realna ocena faktów? Jak w jednym garażu do końca sezonu dotrwają Vinales i Forcada? Czy czekają ich kolejne ciche dni podczas weekendów Grand Prix?
Aż trudno uwierzyć, że w tak dużych tarapatach jest zawodnik, który zdominował początek poprzedniego sezonu. Trudne chwile przechodzi jednak nie tylko Vinales, ale także Yamaha, krytykowana za zbyt wolne reagowanie na krytyczne uwagi zawodników i zdecydowanie zbyt późne powołanie europejskiego teamu testowego (powstanie dopiero w najbliższych miesąicach).
Za kulisami mówi się nawet, że posadę może stracić wieloletni szef projektu, Lin Jarvis. Pytanie, na ile problemy Yamahy wynikają z jego błędów, na ile z konieczności walki z ograniczonym budżetem i brakiem zdecydowania Japończyków, a na ile z różnic w stylach jazdy Rossiego i Vinalesa, a co za tym idzie, innych wymagań zawodników…