Ubiegłoroczni wicemistrzowie MotoGP zaprezentowali dziś w Bolonii swój fabryczny zespół z Andreą Dovizioso i Jorge Lorenzo w składzie oraz nowy model Ducati Desmosedici GP18. Sezon 2018 będzie kluczowy dla przyszłości obu zawodników. Mick analizuje sytuację.
Jak zmienił się motocykl?
Już na pierwszy rzut oka najmocniejsza maszyna w stawce wyraźnie się zmieniła, ale to głównie kosmetyka. Inżynierowie zmodyfikowali nieco aerodynamiczne skrzydła, których boki są teraz pozbawione dolnej części. Podczas prezentacji w skrzydła zaopatrzony był także motocykl Dovizioso, który rok temu nie korzystał z tego rozwiązania, bo zwyczajnie go nie potrzebował.
Patrząc na Desmosedici z profilu, niewiele się jednak zmieniło. Jeden z dolnych otworów odprowadzających powietrze przy silniku jest teraz trochę mniejszy, cztery otwory na zbiorniku zastąpiły dwa rzędy po trzy, spaw w środkowej części ramy poprowadzony jest miejscami nieco inaczej, a dolny wydech jest nieco dłuższy.
Górne mocowanie siedzenia nakłada się teraz na ramę, zamiast pod nią. Zniknęły też małe wloty powietrza w przednim błotniku, ale to akurat może zmieniać się w zależności od toru. Za siedzeniem ponownie znalazła się także skrywająca elektronikę „śniadaniówka”, która pojawiła się na motocyklach w trakcie poprzedniego sezonu.
Więcej zmieniło się jeśli chodzi o samo malowanie. Czerwień jest jaśniejsza, ale na bokach pojawiły się także szare pasy, będące wyraźnym nawiązaniem do stylistyki właścicieli marki, Audi. Na kombinezonach zawodników pojawiło się znacznie więcej bieli, podczas gdy czerwona przestrzeń na klatce piersiowej wydaje się aż prosić o logo dużego sponsora.
Bez zmian pozostał za to skład testerów, którymi nadal będą dwukrotny mistrz MotoGP Casey Stoner oraz aktualny mistrz włoskich Superbike’ów, Michele Pirro.
Jak zmieniło się Ducati?
Podczas prezentacji dominował zachwyt. Zachwyt nad ubiegłorocznymi osiągnięciami Andrei Dovizioso. Włoch, który w teorii miał grać drugie skrzypce dla ściągniętego za 12 milionów euro rocznie Jorge Lorenzo, otarł się o mistrzowski tytuł, wygrywając sześć wyścigów i zostawiając Hiszpana daleko w tyle.
Szef Ducati, Claudio Domenicalli, który otworzył prezentację, podkreślał znaczenie ubiegłorocznej wygranej Dovizioso na Mugello. Było to bowiem pierwsze zwycięstwo włoskiego zawodnika na Ducati w Grand Prix Włoch od lat sześćdziesiątych (Andrea dokonał tego mimo mocnego zatrucia pokarmowego i odwodnienia, opuszczając nawet poranną rozgrzewkę).
Pochwał nie szczędzili także szef Ducati Corse, Gigi Dall’Igna oraz menedżerowie, Paolo Ciabatti i Davide Tardozzi, jednocześnie przyznając, że z uwagi na inny styl jazdy nieco więcej problemów miał rok temu Lorenzo.
Podczas prezentacji trudno było oprzeć się wrażeniu, że przynajmniej na początku roku wyraźnym numerem jeden w zespole jest właśnie Dovizioso, chociaż mogło to także wynikać z włoskiego charakteru imprezy.
Jak zmienili się zawodnicy?
Zapytany o swoje cele, Dovi na scenie także zapomniał jakby o swojej słynnej skromności, przyznając, że po zdobyciu wicemistrzostwa w tym roku chciałby walczyć o tytuł. Nic dziwnego, ubiegłoroczne sukcesy sprawiły, że wreszcie uwierzył w samego siebie. Jednocześnie Lorenzo podkreślał, że rok temu mimo trudnego debiutu robił regularne postępy i chce je kontynuować.
Sytuacja w zespole jest obecnie bardzo specyficzna, a dla Hiszpana nie do pozazdroszczenia. Dovizioso pokazał rok temu, że potrafi być liderem i podkopał pozycję trzykrotnego mistrza świata MotoGP, który na Desmosedici tylko trzy razy stanął na podium.
Zimą plotkowano nawet, że Ducati będzie rozwijać Desmosedici dwutorowo, pod zupełnie inne style jazdy swoich zawodników; osobno dla płynnego Lorenzo i osobno dla agresywnego Dovizioso. Szefostwo zespołu już jakiś czas temu zaprzeczyło jednak tym plotkom.
Co prawda nowe skrzydła na GP18 mogą sugerować, że akurat pod tym względem Włosi poszli w stronę sugestii Lorenzo, ale patrząc na wyniki, z pewnością zdają sobie sprawę, że nie mogą lekceważyć uwag Dovizioso.
Dall’Igna będzie więc musiał podjąć niedługo trudną decyzję, której konsekwencje wykaraczają daleko poza sezon 2018.
Kiedy nowe kontrakty?
Umowy obu fabrycznych zawodników kończą się razem z końcem tego roku. O ile dotychczasowe kontrakty Doviego warte były podobno ok. 2-3 miliony euro, Lorenzo otrzymuje z Bolonii rocznie podobno aż 12 milionów. Jako ubiegłoroczny wicemistrz, Dovi będzie mógł żądać teraz znacznie więcej, a jeśli rozpocznie sezon równie mocnym akcentem, co zakończył poprzedni, Ducati byłoby szalone gdyby nie przystało na jego warunki. Trudno sobie wyobrazić, aby któraś ze stron nie chciała kontynuować tak owocnej współpracy.
Z drugiej strony pozostawia to Lorenzo w bardzo trudnej sytuacji. Jeśli Hiszpan nie dostosuje się do Desmosedici i nie podkręci tempa, będzie mu bardzo trudno pozostać w Ducati na równie lukratywnych warunkach. Czy honor pozwoli mu przedłużyć umowę za dużo mniejszą stawkę? Czy może jednak jego przygoda z Ducati zakończy się po dwóch latach dokładnie w taki sam sposób, jak wcześniejsza współpraca bolończyków z Valentino Rossim?
Pikanterii całej sytuacji dodaje wewnętrzna walka obu zawodników, którzy po raz pierwszy starli się 16 lat temu w czeskim Moście, gdzie Dovizioso pokonał debiutującego wówczas w mistrzostwach Europy klasy 125 Lorenzo na ostatnich metrach, sprawiając, że młodziutki Hiszpan zalał się łzami i nie chciał wejść na podium.
Od tego czasu obaj darzyli się wielkim szacunkiem, a ich pojedynki w klasie 250 przeszły do historii. Dysponujący słabszą Hondą, Dovizioso właśnie dzięki desperackim próbom dotrzymania kroku dosiadającemu mocniejszej Aprilii Lorenzo do mistrzostwa opanował sztukę późnego hamowania. Tytuł dwukrotnie zgarnął wówczas Hiszpan, ale umiejętności wyniesione z tamtego okresu z pewnością pomogły Włochowi odnaleźć się na wymagającym Desmosedici.
Z pozoru poprawne relacje zepsuć mogły ubiegłoroczne wydarzenia z Walencji, gdzie mimo jasnych poleceń zespołowych Lorenzo nie przepuścił walczącego o tytuł Doviego. Co prawda Andrea jak zwykle wyszedł z sytuacji z klasą i nie powiedział o koledze złego słowa, ale szefostwo zespołu podobno nie było zachwycone.
Z pewnością Dall’Igna będzie o tym pamiętał siadając do negocjacyjnego stołu, dokładnie tak samo, jak pamiętał o wybrykach Iannone zanim zwolnił go, robiąc miejsce dla Lorenzo. Co prawda Gigi i Jorge przyjaźnią się jeszcze od czasów wspólnej pracy w Aprilii w klasie 250, ale w tym biznesie nie ma miejsc na sentymenty. Z pewnością pozbawieni ich będą w tym przypadku księgowi Audi, którzy wypisują czeki nie tylko zawodnikom, ale i kierownictwu zespołu.
Kilka lat temu o specyficznym klimacie w zespole z Bolonii przypomniał mi Cal Crutchlow, który startując w Ducati u boku Andrei Dovizioso zdradził, że o wielu rzeczach dowiaduje się ostatni. „Ale to normalne gdy jeździsz we włoskim zespole razem z włoskim zawodnikiem” – rzucił wtedy. Czy ta sama prawda sprawdzi się w przypadku Jorge Lorenzo w sezonie 2018?
To może być najtrudniejszy sprawdzian w jego karierze, choć oczywiście dżentelment Dovizioso nie będzie psuł mu humoru równie brutalnie, co wilk w owczej skórze o nazwisku Rossi w czasach ich wspólnych startów w Yamasze.
Choć z pozoru wydawać się może, że to Lorenzo bardziej potrzebuje teraz Ducati niż Ducati jego, to jednak nie chcemy być złymi prorokami i mamy nadzieję, że obaj podopieczni Gall’Igny odnajdą się na Desmosedici, fundując nam całą masę ekscytujących pojedynków w MotoGP w sezonie 2018. Czy Andrea będzie z kolei w stanie zrobić ten ostatni krok i tym razem sięgnąć po tytuł?
Zdjęcia: Ducati Corse