Hiszpański urząd skarbowy opublikował właśnie listę blisko pięciu tysięcy osób i firm, które zalegają z zapłatą podatków w wysokości powyżej miliona euro. Wśród nich znalazł się zawodnik MotoGP, Dani Pedrosa. Nie jest on pierwszym motocyklistą MotoGP, który ma na pieńku z fiskusem.
Reprezentant ekipy Repsol Honda, były mistrz świata klas 125 i 250, zalega podobno skarbówce aż 7,8 miliona euro. Jak donosi hiszpański portal motocuatro.com, historia znana jest od lat, a 30-latek od dawna szuka rozwiązania i próbuje osiągnąć ugodę. Wygląda na to, że nieskutecznie.
Temat nie jest też niczym nowym w świecie MotoGP. Dwa lata temu głośno było o chęci przeprowadzki Marca Marqueza do Andory, co uchroniłoby go przez koniecznością płacenia w Katalonii aż 55% stawki podatku. Po fali krytyki w mediach i wsród kibiców, dwukrotny dzisiaj mistrz MotoGP postanowił zostać jednak w rodzinnym mieście niedaleko Barcelony.
Blisko dekadę temu z włoskim fiskusem walczył także dziewięciokrotny mistrz świata Valentino Rossi, od którego skarbówka domagała się bagatela, ponad stu milionów euro. „Doktor” osiągnął ostatecznie ugodę i zapłacił ok. 35 mln.
Wszystko dlatego, że Rossi rzekomo mieszkał wówczas w Londynie i korzystał z tamtejszych, bardziej przyjaznych przepisów podatkowych, choć w rzeczywistości większość czasu spędzał w rodzinnych stronach. Sprawa wyszła na jaw, gdy na własne nazwisko wykupił domowy internet! W ramach ugody 36-letni dziś Rossi zobowiązał się m.in. na stałe przeprowadzić do rodzinnej Tavulli, gdzie dziś nie tylko prowadzi swoją firmę merchandisingową, ale i słynne ranczo i szkółkę dla młodych talentów.
Pedrosa od lat mieszka z kolei w pobliskiej Szwajcarii. Jak często odwiedza rodzinne strony? Nie wiadomo. Nie jest z kolei tajemnicą, że w „podatkowych rajdach” mieszka wielu innych zawodników. Bracia Espargaro na co dzień czas spędzają w Andorze, ale często trenują w rodzinnym Grandollers, rzut beretem od toru, na którym odbywa się wyścig o Grand Prix Katalonii.
Tegoroczny mistrz MotoGP Jorge Lorenzo od kilku lat mieszka w Szwajcarii, podobnie jak Pedrosa, choć jeszcze kilka lat temu jego bazą była Barcelona. Po tym jak w obliczu szalejącego w ojczyźnie kryzysu Lorenzo pochwalił się swoją wartą blisko dziesięć milionów euro rezydencją ekipie telewizyjnej, musiał zmierzyć się z falą krytyki. W efekcie sprzedał dom i przeniósł się do skromniejszego apartamentu w Lugano.
Rodzinne strony opuścili także Brytyjczycy. Cal Crutchlow mieszka na wyspie Man, słynącej nie tylko z motocyklowych wyścigów ulicznych TT, ale i znacznie niższych podatków. Trudno zresztą dziwić się byłemu mistrzowi świata Supersportów, którego sąsiadem jest m.in. były mistrz świata Superbike’ów, Neil Hodgson. Na rocznej współpracy z Ducati Crutchlow zarobił podobno rok temu dwa i pół miliona euro, a jego obecny kontrakt z zespołem LCR Honda – swoją drogą zarejestrowanym w Monako, opiewa rzekomo na milion euro rocznie.
Oksford na rzecz Andory porzucił już kilka lat temu Bradley Smith z zespołu Monster Yamaha Tech 3, z kolei Scott Redding zamienił Wielką Brytanię na Barcelonę, choć bardziej niż o kwestie podatkowe chodziło tu o lepszą pogodę i warunki do treningu.
W przeciwieństwie do wielu kierowców Formuły 1 i innych serii samochodowych, niewielu motocyklistów wybiera jednak pełne przepychu Monako, w którym przed laty rezydowali legenda klasy 500, Australijczyk Mick Doohan, czy jego rodacy, mistrzowie Superbike’ów Troy Bayliss i Troy Corser. Krótki epizod w Monte Carlo miał na początku swojej kariery w MotoGP Casey Stoner, który szybko przeniósł się jednak do Szwajcarii.
Dzisiaj jednym z niewielu, którzy spędzają tam więcej czasu jest Eugene Laverty. Na początku roku Irlandczyk wsiadł nawet na prawy fotel rajdówki WRC Elfyna Evansa podczas pokazowych przejazdów w centrum miasta przed startem Rajdu Monte Carlo. Inne gwiazdy i mistrzowie, choć sprzed lat, to Włosi Loris Capirossi i Max Biaggi, którzy także z powodu mieszkania w Monako musieli walczyć z fiskusem.
Niestety, poza może pierwszą dziesiątką klasyfikacji generalnej MotoGP i kilkoma czołowymi zawodnikami klasy Superbike, pozostali zawodowi motocykliści nie mają raczej powodów by uciekać przed fiskusem do podatkowych rajdów. Zamiast zarabiać, wielu bowiem dokłada do interesu i musi szukać prywatnych sponsorów by wnosić do zespołów wymagany budżet. Ale w końcu pieniądze to nie wszystko. Zresztą zapytajcie Pedrosy…