Tegoroczna seria imprez Gymkhana GP to sukces, który zaskoczył nawet samych jego autorów.
Pasjonaci jazdy między kolorowymi pachołkami ze Szczecina, którzy założyli działającą non-profit motoFUNdację po to, by organizować zawody Gymkhanowe, na początku roku mieli plan by zorganizować jedną edycję, a jak się poszczęści to dwie. Ale nie była to kwestia szczęścia, lecz wielkiej pasji i ciężkiej wolontaryjnej pracy, z których powstała największa impreza Gymkhanowa w Polsce i w całej kontynentalnej Europie. W dwóch edycjach szczecińskich (w maju i lipcu) oraz w jednej warszawskiej (w sierpniu) brało udział po plus-minus 50 osób, a na start w Wielkim Finale zgłosiło się 68 zawodników z całej Polski, Czech i Niemiec. Jedna trzecia startujących, zarówno z klasy doświadczonych jak i amatorów, dotarła spoza Szczecina i województwa zachodniopomorskiego. Najliczniej reprezentowany był Kraków, nie zabrakło też stałych bywalców z Warszawy, Wrocławia, Trójmiasta, Poznania, Gorzowa, Berlina i Pragi. Reprezentowane były też miejsca tak odległe jak Lublin czy podkarpackie Krosno (ponad 800 km). Można powiedzieć że to zemsta Szczecina za ubiegły sezon, kiedy to mieszkańcy nadodrzańskiego grodu musieli pokonać prawie 5 tys. km by uczestniczyć we wszystkich rundach zawodów organizowanych przez Hondę. Oczywiście każda zemsta uderza najbardziej w mściciela, bo jak się okazało ogarnięcie imprezy u siebie to znacznie większy wysiłek, niż gnanie przez noc z końmi na lawecie przez pół Polski! 🙂
Sponsorem głównym tej edycji zawodów jest Honda Poland, a patronem medialnym całego cyklu – MotoRmania. Zawody komentował człowiek nierozerwalnie związany z historią Gymkhany w Polsce, Jelly Daniel Kisiel, dziennikarz sportowy z Trójmiasta, już trzeci sezon występujący w tej roli.
Pogoda była wręcz perfekcyjna: słońce, 20 st,. błękitne niebo, mimo iż cały poprzedni tydzień był zimny i deszczowy. Impreza rozpoczęła się jak zawsze od treningów. Równolegle odbywał się konkurs GP8. Rufi, czyli Rafał Dziki-Sereda, zwany Czarnym Koniem ze Szczecina, człowiek który w tej konkurencji, polegającej na pięciokrotnym pokonaniu dwunastometrowej ósemki na czas, wygrał w tym roku za każdym razem, a w lipcu wyrównał rekord Polski (29,00) tym razem był niezadowolony z wyniku 30,4 sek, zwłaszcza że Gruszka, Grześ Uliński z Warszawy, był szybszy (30,0) i to on zajął tu szczyt pudła, premiowanego dodatkowo bonami do sklepu i serwisu motocyklowego Motocombo.pl. Dziki – Krzysiek Dzikowski ze Szczecina i Beniamin Mucha z Wrocławia mieli czas 31,0, ale Beniamin miał słabszą od Dzikiego drugą próbę, co zadecydowało o klasyfikacji. Piąty w konkursie, a zarazem najlepszy spośród amatorów był Smelka Tomek Smela ze Szczecina (31,2), szósty – DrMarino Mariusz Juszczak z Krakowa (33,0), zaraz za nim uwielbiana przez wszystkich „Lara Croft” czyli Ola Frost z Gdańska (33,2).
Trasa tej edycji była krótka, bardzo emocjonująca, mocno techniczna, ale nie zabrakło na niej kilku szybkich łuków, tak aby wyrównać szanse różnego typu motocykli. Małe zyskiwały na ciasnych nawrotkach, duże na dłuższych łukach. Autor trasy Mikrofon zawsze wymyśla jakąś ciekawostkę, tym razem nie był to ślimak tylko owa kratka zaraz po starcie, widoczna na zdjęciu. Była to pierwsza chyba w historii gymkhany trasa nie zawierająca slalomu. Zastępnikiem slalomu offsetowego była sekcja trzech par luster. Ważne było by wjechać między nie i zaliczyć oba, bez określania czy prawe czy lewe najpierw. Podobnie owe trzy zawrotki z rzędu, można było objechać je bez obowiązku zmieszczenia się przed sąsiednim pachołkiem, jeśli ktoś nie dawał rady mógł zrobić kółko wokół sąsiedniego. To taki ukłon w stronę zawsze mile wdzianych na zawodach chopperów i innych ciężkich maszyn. Trasa wydawała się zawodnikom łatwa do zapamiętania, ale ten pogląd został mocno sfalsyfikowany podczas przejazdów konkursowych. Ciasne nawrotki sprawiły niektórym jeźdźcom mnóstwo kłopotu i powodowały wiele sekund karnych za podparcia. Rekordzista nazbierał ich 41. Pachołki fruwały szczególnie często na początkowej kratkowej sekcji i Mikrofon wykonywał mnóstwo ostrych sprintów by je szybko poprawiać – miał na to zaledwie parę sekund przed kolejnym zawróceniem zawodnika w tej samej okolicy. Można więc powiedzieć, że jego trasa zemściła się i na nim…
Jak zwykle na zawodach nie zabrakło przedziwnych maszyn – Tomek Królak startował na własnoręcznie wyremontowanej WSce z 1979 roku, której video-historię prezentowaliśmy już na naszym portalu. Najstarszą maszyną imprezy był KMZ K-750W z 1966 roku. Zaprezentowany też został prototypowy motocykl elektryczny, ale o tym za chwilę.
Konkurs Gymkhany jak zawsze podzielony był na klasę amatorów i zawodowców. Do tej drugiej grupy zaliczają się ci, którzy mieli doświadczenie w zawodach Honda Gymkhana w zeszłym roku oraz zdobywcy 1. pozycji w kategorii amatorów na Gymkhana GP. Podział ten daje szansę każdej „świeżynce” powalczyć o podium, na którym miejsca zajmowali już kilkakrotnie w tym sezonie także debiutanci startujący po raz pierwszy w życiu. Klasa ta reprezentuje wysoki poziom, faworytami tutaj byli: zdobywca 2. miejsca w lipcu w Szczecinie i piąty w Warszawie Łukasz Malarz; 15-letni Piotrovsky Piotr Piszczek z Krakowa – drugi w Warszawie, a także zdobywca podium w krakowskim Pucharze Katanki; oraz Żuczek, Grzegorz Żukowski, dotąd raz drugi i raz czwarty, startujący na Transalpie i objeżdżający swego dorosłego syna jeden z najstarszych gymkhanerów. Moim osobistym najsilniejszym kandydatem na szczyt pudła był Smelka Tomek Smela, który w Gymkhana GP dotąd był najwyżej czwarty, ale tydzień wcześniej wystąpił w trójmiejskiej gymkhanie (nie należącej do cyklu GP) i tam wygrał w klasie amatorów. Na podium ostrzył sobie zęby Łukasz Tabor, mistrz Polski na ćwierć mili. Ale już pierwszy startujący z nr 1, 17-letni debiutant Adiii na Hondzie CBR 125 wysoko ustawił poprzeczkę czasem 1:26,2 plus sekunda kary. Żuczek na swoim wielkim Transalpie był zaledwie o sekundę wolniejszy. Pięknie zaprezentował się najmłodszy zawodnik tej edycji, 15-letni debiutant Stawa Kuba Stawski na małej maszynie Derbi Senda DRD 50 – piąty w swoich pierwszych zawodach. Łukasz Malarz był szósty. Piotrovsky nie wytrzymał presji psychicznej i wyłapał glebę, przez co wypadł poza pierwszą dziesiątkę. Łukasz Tabor zrobił czwarty czas drugiego przejazdu, niemniej pomyłka trasy w pierwszym zadecydowała o jego 7. pozycji. Ale wszystkich zażył z mańki zawodnik ze Żlina w Czechach, Miondir Jiří Schovanec (Kawasaki ER6n) który dość długo pozostawał na pozycji lidera, do czasu gdy pojechał – jak trafnie przewidziałam – Smelka. Dziewiętnastolatek ze Szczecina, z zawodu mechanik motocyklowy, dosiadający własnoręcznie zmodyfikowanej, kilunastoletniej Suzuki GN 250, doskonale sobie poradził z meandrami tej trudnej trasy i pojechał po raz ostatni w kategorii amatorów z czasem łącznym 2:37,3, z zapasem 4,6 sek. do Miondira. Był to zarazem piąty czas całej imprezy – tylko czterech zawodowców pojechało szybciej, co wróży Smelce ciekawy przyszły sezon już w ich klasie. Adiii w swym debiutanckim wyścigu był zatem trzeci, a biedny Żuczek drugi raz z rzędu wylądował tuż poza podium.
Poziom zawodowców jest już maksymalnie wyśrubowany. Rufi Rafał Dziki-Sereda, który stawał na podium w zeszłym sezonie Hondy, a także dwukrotnie był drugi w tegorocznym Gymkhana GP, w pierwszym przejeździe wykręcił na Hondzie CBR 600 F4i czas 1:14,0 plus sekunda kary. Ale Dziki, Krzysiek Dzikowski, nowe cudowne dziecko gymkhany szczecińskiej, który w majowej edycji debiutując od razu wygrał w amatorach, a w lipcowej, już jako zawodowiec, stracił podium o 0,1 sekundy (!!) tym razem pojechał CeBRą 600 F4 jeszcze szybciej niż Rufi – 1:13,7, tylko że za błędy miał aż 4 sekundy karne. Grześ Uliński Gruszka (Honda CBR 400RR-L), w tym roku zajmujący raz drugie i raz trzecie miejsce, poszedł jak burza i wykręcił 1:11,7 plus sekunda. Ku wielkiemu zaskoczeniu wszystkich, niepokonany w tym sezonie Beniamin Mucha (Honda CBR 600RR), trzykrotnie stający na szczycie podium w Gymkhana GP, w pierwszym przejeździe był trzeci – 1:13,7 + sekunda. Piąte miejsce w pierwszej kolejce zajął Adam „Instruktor” Sylwanowicz (Yamaha YBR 250).
W drugiej serii przejazdów zarówno Dziki jak i Adaś pojechali bezbłędnie; Dziki znów szybciej, ale arytmetyka była nieubłagana – dokładnie tak samo jak w lipcu, był o ułamek sekundy za Adamem właśnie przez trzaśnięte pachołki. I tak samo jak w lipcu stracił przez to podium, lądując na czwartym miejscu! Adam bowiem wskoczył na pudło po tym jak Rufi, ku jeszcze większemu zaskoczeniu wszystkich, pomylił trasę na tej zdradzieckiej szachownicy Mikrofona i spadł na szóste miejsce. Beniamin w tej kolejce przejechał trasę najszybciej ze wszystkich – 1:09,9, ale potrącił dwa pachołki, a Gruszka tylko jeden, co wraz ze wspaniałym wynikiem 1:10,3 plus sekunda kary dało mu pierwsze miejsce przed Beniaminem.
Piąty był Konrad Filipiak z Poznania (Honda CBR 600F3), a siódmy Dr Marino Mariusz Juszczak z Krakowa – debiutujący w klasie PRO po zwycięstwie w kategorii amatorów w lipcowej rundzie (Honda CBF 250). Na ósmym miejscu znalazł się Adaśko Adam Olesiuk – jeden z założycieli szczecińskiej gymkhany, ten sam który naprawiając wszystkim glebowiczom motocykle w majowej rundzie (padało i konie też często padały…) zasłużył na nagrodę Fair Play. Adaśko pojechał, po raz pierwszy w historii gymkhany, z pasażerką. Dociążony tył najwyraźniej pomaga – Adaśko na Hondzie CBF 250 zrobił całkiem dobry czas i jako jedyny na całych zawodach przejechał oba przejazdy bezbłędnie.
Tylko w klasyfikacji kobiet nie było zaskoczenia – wygrała jak zawsze Ola Frost z Gdańska, która w tym sezonie, o ile dotarła na zawody, zajmowała zawsze szczyt pudła w tej klasyfikacji. W klasyfikacji zawodowców Ola zajęła 11 miejsce, chociaż jej czas z drugiego przejazdu wskazywałby potencjał na okolice miejsca siódmego, ale pomyliła trasę w pierwszej kolejce. Druga była Tuśka Marta Maczan ze Szczecina, trzecia Agnieszka Jaszewska Grzanka z Wrocławia.
Szczegółowe wyniki znajdziecie na stronie organizatora: gymkhana-gp.pl
Nagrodami w tych zawodach były kurtki i rękawice motocyklowe, chemia i akcesoria od Motorismo, różne części odzieży motocyklowej od Modeki, bony od Motocombo oraz – dla pań – kosmetyki aloesowe Forever. Postindustrialne puchary, tak surrealistyczne jakby projektował je sam Stanisław Lem, stworzył Bodek, mechanik serwisu motocyklowego Motocombo. Statuetki te zawierają w sobie kawał historii polskiej gymkhany, bo zespawane zostały z części pochodzących z silnika pierwszego motocykla Adaśka, nieodżałowanej Hani (Honda CBR 900). Zaś puchar za 1. miejsce w kat. amatorów powstał z błotnika i kierunków Gienka Smelki, które trzasnął był parę dni wcześniej na treningu – teraz wróciły do swego poprzedniego właściciela.
Nagrodę dla największego pechowca zawodów otrzymał Chris Kupiec z Krakowa. Chris od roku w tajemnicy konstruował prototypowy motocykl elektryczny. Maszyna była niemal gotowa na zawody, gdy tuż przed wyjazdem uległa poważnej usterce. Chris wraz z elektrycznym koniem dotarł do Szczecina w przeddzień imprezy, po czym całą noc i pół dnia, bez chwili snu naprawiał swój wynalazek. Pomógł mu przybyły z Wrocławia Oscar Kubicki, który za swą przyjacielską postawę zasłużył na nagrodę Fair Play. Po 14 godzinach nieprzerwanej pracy skończyli i błądząc po Szczecinie, wyprowadzeni w pole przez GPS dotarli na tor, niestety za późno by wziąć udział w konkursie. Po rozdaniu nagród maszyna została zaprezentowana zgromadzonym zawodnikom. Robi niesamowite wrażenie – porusza się prawie bezgłośnie, tylko z szelestem opon, przez co wydaje się jakby cały czas zjeżdżała na luzie z górki. Wygląda surrealistycznie gdy kierowca zawraca i motocykl „turla się” w odwrotnym kierunku. Zobaczymy, co zdziała ten koń apokalipsy na następnych zawodach. Wkrótce napiszemy więcej o tym wynalazku.
Organizatorzy – motoFUNdacja – wiosną nie przewidując tak wielu edycji nie ustanowili klasyfikacji generalnej na początku sezonu; niemniej zdecydowanie postacią nr 1. sezonu 2013 gymkhany w Polsce jest Beniamin Mucha – trzykrotnie pierwszy i raz drugi. Grześ Uliński był raz pierwszy, raz drugi i raz trzeci, Rufi dwukrotnie drugi, Adaś Sylwanowicz zaś dwukrotnie trzeci. Zobaczymy też, co w przyszłym sezonie pokażą świetnie zapowiadający się rookies – Dziki, Smelka i Dr Marino.
MotoFUNdacja dziękuje za wsparcie: Honda Poland, MotoRmania, Modeka Polska, Motorismo, Motocombo, Cieślak Nauka Jazdy, Pizzeria Marco Polo, Forever Living Products, SportsFactory.pl, Media4Motion, 5strona.pl, Red Hot Chili Customs, Polski Związek Motorowy, Coyote Club, Motoradio.com.pl, GymkhanaPolska.pl, TV Pomerania, Kurier Szczeciński, Wojewoda Zachodniopomorski. MotoFUNdacja dziękuje również wielkiej grupie wolontariuszy – entuzjastów, bez których nieodpłatnej pracy i zaangażowania ta impreza nie mogłaby się odbyć.
Zobacz też: Więcej niesamowitych fotek w mega galerii!