Quady mają w sobie pewne cechy motocykli, jednak nie ma co się oszukiwać, to dwa różne światy. Ian Ffitch poszedł o krok dalej…
Ian jest znanym zawodnikiem wyścigowym w Nowej Zelandii. Trochę znudził się zwykłymi wyścigówkami, więc wziął na warsztat quada i postanowił zbudować ostateczną maszynę do dominowania wyścigów typu hill-climb. Tam ważna jest prędkość, moc, a także zwinność pojazdu.
Z oryginalnej ramy quada Suzuki zostało 20%, reszta to ręczna robota. Pojawiło się specjalnie dedykowane zawieszenie, a silnik przeszczepiono z Suzuki GSX-R1000 2001. Tak powstała „Quadzilla” o mocy 142KM – po pomiarze już na kołach, a nie na silniku. Ten dziki sprzęt może rozpędzić się do 230 km/h. Żeby lepiej poradzić sobie z ciasnymi zakrętami, w zbudowaniu przyczepności pomaga zestaw spojlerów. Ale hamowanie jest równie ważne, więc spojlery są aktywne! Stają w pionie przy hamowaniu.
Efektem jest piekielna maszyna. Ma w sobie motocyklowy silnik i wiele motocyklowych cech – na zakrętach trzeba pracować ciałem, a na wyjściach wstaje na tylne koła. Jednak krótki rozstaw osi sprawia, że Quadzilla jest niezwykle nerwowa… Przy takich prędkościach, z drzewami w zasięgu ręki. My nie odważylibyśmy się jechać takim ogniem. Ale Ian regularnie melduje się w czołówce, zwycięża i pokonuje wyścigówki klasy WRC, Touring Car, czy potwory o mocy ponad 500KM. Szacun.