Jarek Hampel i Maciek Janowski znudzeni schematycznością żużla, postanowili przenieść go na inny poziom.
Informacja prasowa
Trudno sobie wyobrazić, że sportowcy, którzy na co dzień jeżdżą bez hamulców z prędkością bliską 120 km/h, potrzebują dodatkowej adrenaliny. A jednak! „Mały” i „Magic” wciąż poszukują nowych wrażeń! Po legendarnym już przejeździe Hampela po ośnieżonym dachu katowickiego Spodka w 2010, przyszedł czas na kolejne wyzwanie.
Wicemistrz Świata Jarek Hampel i Mistrz Świata Juniorów Maciek Janowski stanęli na linii startu niezwykłego toru, który wytyczyli sobie wokół jednej z kilku pokopalnianych hałd w Bieruniu, w województwie Śląskim.
„Nie do końca wiedzieliśmy jak będzie zachowywać się nawierzchnia tych hałd, jak szybko będziemy mogli jechać i na ile pewnie. Najtrudniejsze było to, żeby jechać jak najbliżej siebie, cały czas w kontakcie” – tłumaczy Maciek Janowski.
Zwałowiska (hałdy) Kopalni Węgla Kamiennego „Piast”, usypane z odpadów pokopalnianych w formie stożków, okazały się jednak idealnym terenem do jazdy na motocyklach żużlowych. Tym bardziej, że jedna z hałd była lewoskrętna.
„Jechało nam się dobrze, było kilka dynamicznych akcji. Szczególnie adrenalina podskoczyła mi już na tych większych wysokościach, gdzie było dość wąsko, a jak wiadomo nie mamy hamulców. Dlatego nie było tu miejsca na błąd. To nie była też znowu jakaś przekonująca wygrana, raczej wygrana o taki symboliczny błysk szprychy” – dodaje zwycięzca wyścigu, Jarek Hampel.
Wydawałoby się, że emocje, które przeżywają żużlowcy podczas każdego wyścigu, są na tyle ekstremalne, że poza torem szukają już tylko spokoju. Jednak Hampel i Janowski wciąż stawiają sobie nowe wyzwania i starają się pokazać czarny sport w trochę innych barwach.
W końcu ile można jeździć w kółko i do tego ciągle w lewą stronę?