Suzuka 8 Hour to nie tylko jeden z wielu wyścigów długodystansowych i runda MŚ World Endurance. Dla japońskich producentów zwycięstwo w tej imprezie znaczy czasami więcej niż mistrzostwo świata World Superbike. W niedzielę odbyła się 37., wyjątkowo trudna, edycja tego kultowego klasyka. Kto wygrał?
Japońscy producenci podchodzą do rywalizacji na należącym do Hondy, ekscytującym ale niebezpiecznym torze Suzuka wyjątkowo poważnie i zazwyczaj ściągają do walki swoich najlepszych zawodników. Za dowód niech wystarczy Wam fakt, że w 2001 roku zmagania te wygrał dla Hondy duet Valentino Rossi i Colin Edwards, ówcześni mistrzowie MotoGP i World Superbike, zaś w 1991 roku Wayne Gardner i Mick Doohan. Mocniejszych składów chyba nie da się już wystawić!
Silna reprezentacja z MŚ
Co prawda w ostatnich latach prestiż imprezy nieco spadł, a czołowi kierowcy MotoGP nie palą się do startu z uwagi na napięty grafik mistrzostw świata. Nieco inaczej wygląda sytuacja zawodników, którzy chcą się wykazać. Tym sposobem w tym roku na Suzuce wystartowała cała czwórka kierowców ekipy Pata Honda z World Superbike i Supersport, z Jonathanem Rea na czele.
Irlandczyk, który triumfował w japońskim klasyku dwa lata temu, marzy o awansie do MotoGP na konkurencyjnym motocyklu. Kolejne zwycięstwo na Suzuce bardzo mocno by mu to ułatwiło. W podobnej sytuacji jest francuski kierowca testowy Suzuki, Randy de Puniet, marzący o powrocie do MŚ na stałe, czy zwycięzca ostatniego wyścigu Moto2, Dominique Aegerter, który również myśli o awansie do królewskiej klasy. Nic dziwnego, że wszyscy oni ustawili się na starcie.
Sam wyścig ruszył jednak z ponad godzinnym opóźnieniem spowodowanym przez bardzo intensywne opady deszczu, zaś w trakcie rywalizacji, z powodu groźnie wyglądających wypadków, na tor aż cztery razy wyjeżdżał samochód bezpieczeństwa. Bez wątpienia tegoroczna edycja Suzuka 8 Hour była jedną z najtrudniejszych w ostatnich latach, ale była też bardzo dramatyczna jeśli chodzi o walkę o zwycięstwo.
Na czele stawki jechała ekipa FCC TSR w składzie Jonathan Rea, Lorenzo Zanetti i japoński kierowca testowy HRC, Kousuke Akiyoshi. Jeszcze przed weekendem kierownictwo HRC odbyło się swoimi podopiecznymi słynne już, coroczne spotkanie. Nijak ma się ono do legendarnej, japońskiej gościnności. Rea i jego kumple usłyszeli bowiem tylko jedno zdanie; „macie wygrać!”.
Jazda ze złamaną nogą!
Presja była więc ogromna, ale niestety, planu – już drugi rok z rzędu – nie udało się wykonać. W drugiej połowie wyścigu Akiyoshi zaliczył wywrotkę w najszybszym zakręcie toru, 130R, rozbił motocykl i złamał kość udową. Na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa, ale kiedy wydawało się, że dla FCC TSR wyścig dobiegł już końca, japoński weteran wstał z pobocza, podniósł to, co zostało z CBR-ki i ze złamaną nogą zdołał dojechać do alei serwisowej, gdzie mechanicy szybko naprawili maszynę. Zanetti i Rea dojechali do mety, ale dopiero na czterdziestym miejscu.
Chwilę wcześniej Holender Michael van der Mark, aktualnie prowadzący w klasyfikacji generalnej World Supersport, wyprzedził Randy’ego de Puniet, awansując w barwach swojej ekipy na drugie miejsce. Po wywrotce Akiyoshiego zespół MuSashi Harc Pro wysunął się na prowadzenie, ostatecznie odnosząc swoje drugie zwycięstwo w tej imprezie z rzędu.
Wygrana może otworzyć Van der Markowi drzwi do awansu do World Superbike, ale to także cenne trofeum dla Leona Haslama, który już od dłuższego czasu radzi sobie w WSBK dość przeciętnie. Niedzielny triumf może jednak zapewnić mu przedłużenie umowy. Trzecim kierowcą ekipy był Japończyk Takumi Takahashi, dla którego była to już trzecia wygrana w tym wyścigu.
Gwiazdy nie zawiodły
Na podium do szczęśliwych zwycięzców dołączyły dwie ekipy Suzuki; Yoshimura, w której startował wspomniany już wcześniej De Puniet oraz zdolny Australijczyk Josh Waters, oraz Team Kagayama, w którym obok iście wybuchowej, japońskiej mieszanki; Yukio Kagayamy i Noriego Hagi, rywalizował znany z Moto2 Aegerter. Dla niego również podium może mieć sporą 'wartość dodaną’.
W czołówce walczyła też ekipa 'legend’ Yoshimury, w której zobaczyliśmy m.in. Nobuatsu Aokiego oraz mistrza świata klasy 500 z sezonu 1993, Amerykanina Kevina Schwantza, który rok temu stanął tutaj na podium. Tym jednak razem wyścigowe gwiazdy sprzed lat swój wyścig zakończyły na poboczu, choć po starcie mocno naciskały czołówkę.
Na czwartej pozycji zmagania ukończyła ekipa Monster Energy Yamaha Austria, w której startowali kolejni znani kibicom MŚ zawodnicy; mistrz Japonii, Katsuyuki Nakasuga, znany z dzikich kart w MotoGP, Broc Parkes, ścigający się obecnie w królewskiej klasie w zespole PBM UK oraz Josh Brookes, startujący m.in. w MŚ Supersportów i BSB.
Polskie akcenty
Każdego roku zmagania na Suzuce padają łupem fabrycznych zespołów wystawianych wyłącznie na ten wyścig, ale rywalizacja jest także jedną z rund MŚ World Endurance, choć do Japonii udaje się zawsze tylko kilka czołowych składów. Ekipa GMT94, w której startuje m.in. znany z mistrzostw Polski Francuz Kenny Foray, finiszowała na dziewiątym miejscu, dzięki czemu objęła prowadzenie w klasyfikacji generalnej MŚ (w ich skład wchodzi w tym roku tylko pięć wyścigów). Brat Foraya, Freddy, startował w innej 'permanentnej’ ekipie z MŚ WEC, Honda Racing EWC, finiszując na 33 pozycji. Trzecia runda WEC, wyścig 8 godzin Oschersleben, już za trzy tygodnie. Na starcie ustawi się m.in. wielokrotny mistrz Polski, Paweł Szkopek.
Zwycięstwo Hondy w 37. edycji 'Suzuka 8 Hour’ było jej piątym z rzędu i 27 w ogóle w tej imprezie. Do wyścigu zakwalifikowało się 70 ekip. Zmagania ukończyło 58.
Pełne wyniki Suzuka 8 Hour 2014 znajdziecie TUTAJ .
Zdjęcia: Honda, Suzuki, Bridgestone, Dunlop