Pomimo izolacji pogoda sprawia, że wyciągamy motocykle coraz częściej chociażby w drodze do pracy.. Ale dajcie sobie trochę czasu!
Nadeszła pora roku, w której jazda na motocyklu wymaga od nas znacznie większej koncentracji niż zazwyczaj- dlatego, że wracamy po kilkumiesięcznej przerwie. Ciągle stosunkowo niska temperatura i zabrudzone, częściowo mokre lub przesychające drogi oferują niewielką przyczepność. Jak sobie z tym radzić? Nie odkryjemy tutaj Ameryki, ale pomożemy wam zrobić informacyjny reset.
Kluczowa jest nasza zdolność do prawidłowego wyczucia przyczepności generowanej przez opony. Co to jest wyczucie przyczepności? Generalnie, jest to rozpoznanie oporu, jaki opona zapewnia motocyklowi. Kiedy przyczepność jest duża, to odczuwalne „oparcie” o asfalt będzie solidne jak skała. Kiedy w złożeniu zaczynamy odczuwać, pewnego rodzaju „miękkość” tego oparcia, motocykl zaczyna się zachowywać niepewnie, powinien być to dla nas pierwszy poważny sygnał alarmujący. W takich sytuacjach, na ulicy należy uznać granicę, do której właśnie dotarliśmy, za limit możliwości w danych warunkach.
Pierwszą zasadą powinno w takich sytuacjach być bardzo ostrożne, płynne i łagodne złożenie motocykla w zakręt. W rzeczywistości oznacza to, że pierwszy z zakrętów przejeżdżamy prawie „na prosto”. W drugi składamy się minimalnie bardziej, to samo robimy z trzecim, czwartym i tak dalej, aż do momentu, kiedy zaczniemy wyczuwać niepokojące sygnały niepewnego „podparcia opon”. Kluczowym jest tutaj odpowiednie wyhamowanie przed zakrętem! Nie wpadamy w niego tak, aby hamować do apexu jak na torze!!! Wytracamy prędkość przed punktem skrętu! Jeżeli wyhamujecie przed zakrętem to później najczęstszym błędem jest zbyt gwałtowne złożenie motocykla. Jeżeli w głowie mamy zakodowaną przyczepność z końca lata 2019 to jesteśmy narażeni na pułapkę zastawioną przez zimny asfalt.
Gwałtowne złożenie, zanim mamy szansę wyczuć przyczepność w konkretnych warunkach, nie pozwoli nam zareagować kiedy opony zaczną „puszczać”. Nawet jeżeli nie planowaliśmy pochylić motocykla jakoś szczególnie nisko, możemy znaleźć się w sytuacji bez wyjścia. Oprócz ostrożnej gradacji kąta złożenia, drugą, absolutnie podstawową zasadą powinno być prowadzenie motocykla „gazem” przez zakręt. Jak już wspominałem nie wchodzimy głęboko na hamowaniu ( to zostawiamy na tor) , i nie chcemy domykać rolgazu w centrum zakrętu. Te czynności powodują przeniesienie ciężaru na przednią oponę, która będzie wtedy znacznie bardziej narażona na uślizg. Utrata przyczepności z przodu, podczas złożenia, prawie zawsze oznacza szlif. Dlatego z większą uwagą niż zazwyczaj powinniśmy dbać o to, żeby cały proces wytracania prędkości zakończyć jeszcze przed zakrętem. Sam proces złożenia powinien odbywać się przy stałej prędkości – zamknięciem i otwarciem rolgazu możemy regulować przenoszenie ciężaru motocykla na przód lub tył. W tym przypadku chodzi nam o to, aby masa była rozłożona mniej więcej równo na obydwu kołach z delikatnym wskazaniem na tylną oponę. Po pierwsze, dlatego że jest szersza i ma wiekszą przyczepność, a po drugie (i ważniejsze), że ewentualny uślizg tyłu możemy skontrować i szanse wyjścia z opresji są nieporównywalnie większe niż w przypadku „utraty przodu”. Dobrym sposobem, aby szukać naszego wyczucia jest próba „wstępnego rozpoznania”, polegająca na zerwania trakcji tylnego koła zaraz po tym, jak wsiądziemy na motocykl. Hamowanie tylnym hamulcem z odpowiednią siłą, w linii prostej (nie dotyczy ABS), doprowadzi do zablokowania koła, co w rezultacie dostarczy nam sporo danych na temat istniejącej aktualnie przyczepności – często tak robimy w trakcie testu upewniając się wcześniej, że za plecami nie mamy nikogo kto mógłby nam wjechać w plecy. Bardziej doświadczeni motocykliści mogą spróbować zerwać przyczepność nagłym dodaniem gazu (również w linii prostej.. nalegamy). To wszystko da nam pierwsze wskazówki, ale nie zastąpi ostrożnego stopniowania złożenia w zakręt, tym bardziej, że większość nowoczesnych opon dysponuje na bokach zupełnie inną mieszanką niż ta w środku. Powodzenia 🙂 – uważajcie na siebie i pamiętajcie, że „ogniem” owszem, ale na torze.