W Genewie, w mieście będącym siedzibą wielu organizacji międzynarodowych, policjant jadący na kole służbowym motocyklem potrącił przechodnia. A później, na swoim sprzęcie, przekroczył dozwoloną prędkość o 55 km/h!
Naprawdę! Wheelie i potrącenie stało się 11 grudnia 2009 roku, a sam policjant miał wtedy 40 lat. Na jego korzyść (wątpliwą zresztą) działają jedynie fakty, że policjant miał zielone światło, a pieszy przechodził przez drogę w niedozwolonym miejscu. Z drugiej jednak strony wydaje się oczywiste, że funkcjonariusz nie zauważył go, ponieważ… widok przysłaniało mu jego własne, przednie koło. Według świadka, motocykl-radiowóz przejechał na tylnym kole przynajmniej 10 metrów. Sam policjant najpierw zaprzeczył, a później zmienił zdanie i stwierdził, że koło samo z siebie powędrowało w górę. Taaaak, znamy tą bajkę…
Niespełna miesiąc później (początek stycznia 2010), ten sam policjant, ale już na swoim własnym motocyklu został złapany przez fotoradar – jechał 105 km/h w strefie ograniczenia do 50 km/h. Jak stwierdził, to nie on jechał motocyklem – pożyczył go komuś, jednak nie chciał podać tożsamości tej osoby. Dodał, że sam nie mógł jechać, ponieważ wciąż odczuwał skutki po wypadku z jazdy na kole, aczkolwiek następnie przyznał, że wcześniej (przed zdjęciem z fotoradaru) wyciągał już motocykl z garażu. Przyznacie, coś tu chyba brzydko pachnie.
Kilkanaście dni temu odbył się proces sądowy w sprawach policjanta, ale policjant… nie pojawił się! Dla porównania – ofiara wypadku, mimo że miała 200 km, przyjechała do sądu. Taki właśnie przykład dają szwajcarskie służby. Funkcjonariusz otrzymał jednak karę za swoje przewinienia – 90 dni zawieszenia oraz grzywnę 2400 CHF, czyli około 8300 złotych.
Jak uważacie, sędzia potraktował policjanta trochę zbyt pobłażliwie, czy kara była adekwatna? Weźcie jednak pod uwagę, że kwota 2400 CHF nie jest dla Szwajcarów tak zabójcza, jak dla nas, a mandaty z założenia są tam większe.