Mam czasem takie chwile, że stoję jak wryty, ręce wiszą mi bezwładnie, a na twarzy gości wyraz w stylu „what the…?!”.
Na pewno znacie ten stan, coś pomiędzy zażenowaniem, a totalną bezsilnością. I mniejsza, jeżeli dotyczy jakiegoś niedojdy, którego mijam w sklepie, czy w drodze do fryzjera. Gorzej, jeżeli chodzi o motocyklistę.
Tym razem będzie zupełnie serio, bez żadnej szydery, puszczania oczek czy innych wysokopoziomowych jazd. Otóż… co się stało z naszym poczuciem humoru? Dystansem? Takim, wiecie, „haha, śmieszne, w końcu to nieprawda”? Z jednej strony mamy ubaw po pachy z goszczących w telewizji, lecących po wszystkich wartościach pseudo komików, z drugiej, jak ktoś tylko naruszy nasz teren, to wijemy się jak węgorz w błocie. Więcej, im, teoretycznie, bardziej dumny człowiek (lub, w naszym motocyklowym wypadku, grupa), tym mocniej się w tym błocku tapla.
Ot, prosty przykład. Obserwuję niektórych naszych kolegów i większych szpanerów ze świecą szukać. Tak to już jest, że drogie, efektowne zabawki ciągną do siebie „ten typ” i z motocyklami nigdy nie było inaczej. W związku ze swoimi spostrzeżeniami, napisałem kilka szyder w temacie, m.in. „Jak wyrwać laskę na moto” i „Jak poderwać motocyklistę„. Teksty ogólnie przyjęły się rewelacyjnie, ale szczerze zmartwiła mnie obecność negatywnych komentarzy, oj, niedobrze to świadczy o nas samych. Żeby jeszcze dotyczyły mojego słabego stylu czy innych ad personam. Nope, one odnosiły się do treści. Ja rozumiem, że ktoś czasem nie przeczyta, nie pomyśli, palnie jakąś bzdurę i później w to brnie, ale żeby się dąsać o karykaturę? Moi czytelnicy? Ci, którzy jednocześnie wyciągają takie trafne wnioski, oddają się pasji, oddychają tym samym powietrzem? No co jest, do cholery!
Część motocyklistów (to tyczy się również motocyklistek) nie ma za grosz dystansu, ani do siebie, ani swojej pasji. A przecież na ogół są to ludzie młodzi, z pieniędzmi, obracający się w fajnym, zgranym towarzystwie. Wnioski z tego można wyciągnąć dwojakie – albo tak bardzo się śpieszymy, że najpierw wyrażamy swoje emocje, a później myślimy (w końcu zamiłowanie do prędkości to nasza cecha wspólna) albo poprzez motocykle leczymy swoje kompleksy.
Swoją drogą, skoro już przy tym wyrwaniu jesteśmy, powiem Wam coś w tajemnicy – motocykliści nie mają łatwiej. Mają ciężej. Społeczeństwo odbiera nas albo jako nabuzowanych testosteronem egodupków albo zakompleksione korniszony. Spróbuj poderwać normalną dziewczynę lub gościa z taką wizytówką, trzymam kciuki. A wiecie, dlaczego tak jest? Nie? To stańcie twarzą w twarz z typem motocyklistów wskazanych w moich tekstach. Wszystko stanie się jasne.
Ponawiam apel, trochę więcej dystansu! Motocyklisto, pamiętaj, jeżdżąc na moto nie jesteś od nikogo lepszy. Poza tym, zawsze są jeszcze piloci odrzutowców i bohaterowie Warsaw Shore.
Kobieto! Nie wrzucaj wszystkich motocyklistów do jednego wora. Czasem strasznie się mylisz.
PS: Jak ktoś jeszcze czuje potrzebę wyjaśnienia czegoś osobiście, to zapraszam – czupryn(małpka)motormania.com.pl. Odpisuję nawet na bluzgi! 😉