Oto kolejny dowód potwierdzający tezę, że motocykliści to twardzi goście… Albo głupi.
Pewien Brazylijczyk nazywający się Juacela Nunes, będąc w klubie nie do końca dogadał się z innym facetem. Ten wezwał kolegów do pomocy, a Juacela niestety oberwał – i to nie byle jak. Któryś z napastników wbił mu w głowę 28-centymetrowy nóż! Jak później sam powiedział: „Nie widziałem samego momentu uderzenia, ale też nie zemdlałem – byłem świadomy cały czas, nawet pomimo bólu.” Nunes wiedział, że potrzebuje szybkiej pomocy lekarskiej, ale niestety najbliższy szpital oddalony był o 100 kilometrów… Najwyraźniej najbardziej logicznym rozwiązaniem było dostanie się do szpitala samodzielnie, a więc… Juacela wsiadł na motocykl i ruszył – cały czas z nożem wystającym z czaszki! To widocznie całkiem niezły argument, aby jechać bez kasku.
Po 2-godzinnej podróży Juacela dotarł do szpitala. Nie wiemy jak funkcjonuje brazylijska służba zdrowia, ale mamy nadzieję, że z nożem w głowie Nunes nie musiał czekać w kolejce… Gdy zajęli się nim lekarze, okazało się, że ma on jeszcze kilka ran kłutych klatki piersiowej i gardła.
Na szczęście nawet nóż w głowie nie wyrządził Juaceli żadnej krzywdy! Ostrze ominęło wszystkie ważne ośrodki i nawet długa jazda motocyklem (co nie było mądre nawet w najmniejszym stopniu) nie pogorszyła sytuacji. Lekarze zakładają, że Nunes szybko dojdzie do siebie, a ten wypadek nie pozostawi żadnych śladów – również w dalekiej przyszłości. Żona hardkorowego motocyklisty mówi, że to cud.