Od 13 września Kino Helios zagra „Drogę wolną!” w 27 kolejnych kinach. Na temat twórców filmu pisaliśmy w oddzielnym artykule, znajdziecie tam również trailer filmu. My już widzieliśmy „Drogę Wolną” i chcielibyśmy podzielić się z Wami naszymi spostrzeżeniami.
Historia jest właściwie prosta. Kilku kumpli, każdy na swoim turystycznym enduraku zapakowanym po sufit, rusza w kierunku południowo-wschodnim w poszukiwaniu wakacyjnej przygody. Mają dwie kamerki i ze starannością zapełniają karty pamięci ujęciami onboard i offboard z jazdy, przecudnej urody krajobrazami, dialogami na postojach i noclegach między sobą i z napotkanymi ludźmi, i refleksjami powstającymi pomiędzy.
I to tyle. Większość ludzi w naszej przebodźcowanej multimedialno-audio-video-logo-sferze powiedziałaby zatem że to film o niczym. A de facto jest on o wszystkim – wszystkim co kochamy i co jest najważniejsze: o byciu w drodze, o wolności, o przekraczaniu własnych granic i poszukiwaniu samego siebie. Niby nie można być jednocześnie twórcą i tworzywem, ale tym razem to twórcy są zarazem bohaterami filmu.
„Szpilek jest zawsze mniej niż wczoraj” mówi pakując namiot jeden z motocyklistów. Bycie w drodze jako najwyższy stan istnienia i to, po co się żyje. Widzimy to tym wyraźniej, że podróżnicy wyruszają w czterech, ale dalej w głąb Wschodu zapuszczają się tylko w trzech – jeden z nich może zaledwie na tydzień opuścić firmę, a i tak na postojach szuka wifi i załatwia sprawy pracowe – czyli jest w pracy, bo praca to stan umysłu, podobnie jak i podróż. Stąd bogata w znaczenia wieloznaczność tytułu – droga wolna to ta, którą możesz wybrać mając wolność, i ta, którą jedziesz wolno, bez pośpiechu wymuszonego przez wielkomiejsko-kapitalistyczny styl życia naszej cywilizacji Zachodu. Droga ta prowadzi przez zadupia Ukrainy, Rumunii, Turcji i Gruzji, gdzie ludzie żyją w trudzie i nędzy, ale za to nigdzie się nie spieszą.
Aczkolwiek, w którymś momencie prowadzący narrację sam się łapie na tym, że europejskie zaciekawienie żyjącymi w ogromnej biedzie i ciągłym znoju ludźmi jest nieetyczne i odwraca od nich kamerę.
Kozy przechodzące rano przez obozowisko i pasterz, który podchodzi się przywitać. To właśnie na takim końcu świata przestaje się być anonimowym. I to nie tylko w wioskach odległych o dziesiątki kilometrów od najbliższego asfaltu, gdzie każdy przybysz jest sensacją. Także i w nienajlepszej dzielnicy wielkiej metropolii – Stambułu, gdzie jeden z podróżników siedzi cały dzień koło śmietnika czekając aż przyjaciele gdzieś znajdą i kupią mu tarcze hamulcowe do jego Transalpa. Śmieciarze nawiązują z nim znajomość, a on całuje niczym relikwię zdobytą cudem i za nieludzkie pieniądze część zamienną, bez której jego motocykl, z dającej mu wolność maszyny, staje się kupą bezużytecznego żelastwa.
Motocykle są właściwie niezawodne – przestają służyć tylko na skutek błędu człowieka. Tak było z tym uszkodzeniem tarczy czy też wjechaniem po osie w nieróżniące się z wierzchu niczym od zwykłej koleiny bajoro grząskiego błota. Wielogodzinna walka o wydobycie ciężkiej maszyny z zaklajstrowanej kałuży mrozi krew w żyłach. Przypomina mi to inny dokument o dramacie dwóch alpinistów w Andach Peruwiańskich – „Dotknięcie pustki” („Czekając na Joe”) – z których jeden po złamaniu nogi samodzielnie schodzi z gór w dolinę, godzinami przesuwając się po śniegu przy pomocy rąk, błądząc między lodowymi szczelinami. Przekraczanie własnych granic dotyczy nie tylko wytrzymałości na zmęczenie, odporności na choroby, strach, zimno i upał, ale też bardzo ważnej umiejętności, która w naszym społeczeństwie jest bardzo rzadka – umiejętności przyjmowania dobra od innych ludzi. Co więcej, mało kto zdaje sobie sprawę z tego że jest to cnota równie ważna jak umiejętność obdarowywania – gdyby bowiem wszyscy chcieli pomagać, a nikt by nie brał, nie mielibyśmy szans stworzyć międzyludzkich więzi i czuć się sobie nawzajem potrzebnymi – a to dzięki nim jesteśmy społeczeństwem, a nie zbiorem niezależnych jednostek. Niemniej to właśnie samodzielność i strach przed zawdzięczaniem komukolwiek czegokolwiek powoduje że nie potrafimy przyjmować wsparcia od innych. Jeden z podróżników miał ograniczony budżet i musiałby przerwać podróż w połowie, ale jego znajomi, znajomi tych znajomych i ich znajomi zrzucili się na benzynę dla niego by mógł kontynuować swą wyprawę. Przyjęcie takiego daru było dla niego aktem ogromnej transgresji i scena kiedy dziękuje tym którzy mu pomogli wyciska łzy z oczu – nie ze względu na ofiarność sponsorów, ale na głębię wstrząsu jaki przeżywa obdarowany.
Bohaterowie spotykają po drodze nie tylko miejscowych, ale i innych podróżników. Jeden z nich, starszy już motocyklista Udo Gross, opowiada, że od kiedy się ożenił, ma duże problemy by wybrać się w trasę. „A twoja żona jest motocyklistką?”, „Nie, czasem pozwala przewieźć się po mieście, ale nie dalej”. Ostry kontrast to spotkana para starszych Szwajcarów, którzy podróżują razem od kilkudziesięciu lat w ogóle nie wracając do domu. Lista krajów które odwiedzili naklejona jest na pasku wokół ich auta. „Jesteśmy razem i to nam wystarcza. Lubimy rozmawiać z innymi ludźmi ale ich nie potrzebujemy”. Trudno o lepsze zobrazowanie prawdy że bycie razem z kimś ma sens tylko i wyłącznie wtedy, kiedy dwójkę ludzi łączy wspólna pasja którą razem realizują. Kiedy „mogę być bardziej sobą, kiedy jestem z tobą” – a nie „by być z tobą muszę działać przeciw sobie”. „Kochać to nie patrzeć sobie nawzajem w oczy, ale patrzeć w tym samym kierunku” – inaczej ludzie tylko ograniczają i krzywdzą siebie samych i siebie nawzajem.
A to tylko kilka z wielu niesamowitych motywów które można obejrzeć w tym niesamowitym dokumencie. Dodam tylko, że od strony wizualnej film jest przepiękny, nie tylko urodą oszałamiających wschodnich krajobrazów. Tomek i Grzesiek potrafią tak sfilmować błoto czy brudną zagrodę, że staje się piękna. Ostra, rockowa muzyka świetnie harmonizuje z obrazem i nastrojami podróżników. To trzeba zobaczyć w kinie, nie na kompie. Nie tylko będąc turystą i nie tylko będąc motocyklistą. Ale przede wszystkim będąc człowiekiem, który ma oczy i głowę otwartą na otaczającą rzeczywistość.
Naszym zdaniem warto ten film obejrzeć.
Podajemy plan repertuaru: