Francuzi Herve Poncharal i Guy Coulon mają za sobą ponad dwadzieścia lat wspólnej pracy, dzięki której ich zespół jest dzisiaj jednym z najlepszych prywatnych składów w MotoGP. MotoRmania zapytała obu o klucz do sukcesu i ambicje ekipy Monster Yamaha Tech 3 na sezon 2013. Oto, co powiedział nam Herve.
Były zawodnik, z powodzeniem startujący m.in. w motocyklowym wyścigu 24-godzinnym w Le Mans, Poncharal w połowie lat 80-tych trafił do wyścigowego działu Honda France, dla którego nadzorował nie tylko projekty Endurance i Grand Prix, ale także starty w Rajdzie Dakar. Wreszcie, w 1990 roku, razem z Coulonem, Poncharal założył zespół Tech 3, na początku koncentrując się na znanej sobie klasie 250ccm.
Dziesięć lat później Tech 3 było już fabrycznym zespołem Yamahy, a jego podopieczni, Francuz Olivier Jacque i Japończyk Shinya Nakano, zafundowali kibicom jeden z najciekawszych pojedynków o mistrzowski tytuł w historii. Losy korony rozstrzygnęły się na mecie ostatniego wyścigu, na Phillip Island w Australii, gdzie Jacque na mecie wyprzedził Nakano o zaledwie… 0,014 sekundy!
Następnym krokiem był oczywiście awans do królewskiej klasy, która właśnie miała przejść największą przemianę w swoich dziejach. Kiedy w roku 2002 dwusuwowe 500-tki wyparły nowe, czterosuwowe 990-tki, Tech 3 nadal korzystało początkowo ze starych motocykli, na których mimo wszystko Jacque i Nakano wielokrotnie imponowali.
Kolejne sezony to pasmo sukcesów, jak starty Bena Spiesa w latach 2009 i 2010, ale także kilka bolesnych porażek, jak kontrowersyjne przygody Jamesa Toselanda w roku 2008. Ten sezon był jednak dla francuskiej ekipy przełomowy. Włoch Andrea Dovizioso aż sześć razy stawał na podium w barwach Monster Yamaha Tech 3, kończąc zmagania na czwartym miejscu w klasyfikacji generalnej. Na podium dwukrotnie finiszował także Cal Crutchlow, imponując po trudnym debiucie w MotoGP rok temu.
W nadchodzącym sezonie miejsce Dovizioso zajmie Brytyjczyk Bradley Smith, który błyszczał co prawda w Moto2 w barwach Tech 3 rok temu, ale w sezonie 2012 spisywał się mocno poniżej oczekiwań, co rodzi wątpliwości co do jego awansu do królewskiej klasy. Po podpisaniu umowy z 20-latkiem z Oksfordu już w połowie poprzedniego sezonu, Herve nie mógł jednak nie dotrzymać danego na piśmie słowa, ale co sam sądzi o szansach Bradleya i rosnącego w siłę Crutchlowa?
Z Poncharalem, który pełni rolę szefa zespołu i zarządza całą ekipą, oraz Coulonem, odpowiadającym za stronę techniczną, rozmawialiśmy kilka dni po ostatnim wyścigu w Walencji. Oto, czego się dowiedzieliśmy:
Herve, zacznijmy od tego, jak wygląda twoja współpraca z Guy Coulonem…
Herve Poncharal: Jesteśmy partnerami w interesach, założyliśmy wspólnie Tech 3 i pracujemy razem od roku 1983. Pracowaliśmy nad wieloma różnymi projektami, od off-roadu, aż po wyścigi; zajmowaliśmy się wszystkim, od trialu, aż po Rajd Afryki. Guy to jednak nie tylko ktoś, z kimś pracuje. Uzupełniamy się, ponieważ on nie ma zamiaru angażować się w zarządzenie zespołem – po prostu tego nie lubi – podczas gdy ja nigdy nie mieszam się w sprawy techniczne, ponieważ nie znam się na tym wystarczająco dobrze. Ufamy sobie bezgranicznie, co jest bardzo ważne. Guy jest szczery i otwarty, natomiast technicznie to jeden z najlepszych gości w tym padoku. Nie lubi się popisywać, dlatego wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak dobry naprawdę jest. Jest trochę jak MacGyver; przetrwa w każdej sytuacji i rozwiąże każdy problem. Pamiętam, jak podczas Rajdu Paryż Dakar nasz samochód dosłownie rozpadł się na dwie części. Guy znalazł nieużywaną linię kolejową, rozmontował ją i przyspawał szyny do podwozia, co pozwoliło nam na dojechanie do biwaku. Innym razem przewróciłem się, robiąc sporą dziurę w silniku mojego motocykla. Guy wykorzystał wszystko, co miał pod ręką, w tym błoto i liście, aby uszczelnić silnik. On po prostu zawsze znajduje jakieś rozwiązanie. Zgubisz klucze od samochodu z wypożyczalni, a on otworzy drzwi nie uszkadzając niczego. Nawet Yamaha to wykorzystuje i jeśli jakaś nowa, eksperymentalna część ulegnie awarii podczas weekendu Grand Prix, inżynierowie proszą go o naprawę. To wyjątkowy człowiek. Jest nie tylko częścią zespołu, ale także częścią mnie. Nie chcę mówić, że jeden z nas jest głową, a drugi ręką, ale to jasne, że żaden z nas nie działa bez drugiego.
Zmieńmy temat, jak oceniasz słaby sezon Bradleya Smitha w Moto2?
Jestem bardzo rozczarowany. Nie osiągnęliśmy naszych celów z wielu powodów, o których nie do końca chcę mówić, ale taki jest ten sport. Oczekiwałem bardzo wiele po sezonie 2011, kiedy Bradley był trzeci w tabeli po rundzie w Mugello, ale po prostu nam nie wyszło. Powodów jest wiele, tak samo, jak w przypadku Valentino Rossiego i Ducati. To mogło zadziałać, ale nie zadziałało. W zespole musi jednak panować chemia, której zabrakło. Projekt Moto2 jest bardzo ważny dla mnie i Guy, ale jeśli chcesz odnieść sukces, musisz czuć się częścią projektu, częścią rodziny. Tego nam w przypadku Bradleya zabrakło. Jestem rozczarowany sezonem 2012, ale to już historia. Mam nadzieję, że w roku 2013 będzie lepiej.
Z drugiej strony Cal Crutchlow dokonał w tym roku ogromnym postępów. Jaki był klucz do jego sukcesu?
Myślę, że wszystko sobie dokładnie przemyślał podczas zimowej przerwy po sezonie 2011. To jasne, że pomogły również opony Bridgestone, przygotowane na ten rok w nieco innej specyfikacji. Poza tym, Cal wiedział także, że ma dwuletnią umowę; w pierwszym roku miał się uczyć, a w drugim pokazać wynik. Wiedział, że będziemy musieli usiąść do negocjacji na kolejny sezon i zrobił wszystko, co w jego mocy. Zespół, inżynierowie Yamahy i Bridgestone’a, wiele go nauczyli w sezonie 2011. Dobrze to przemyślał i wszystko zaprocentowało. Od pierwszych testów wiedzieliśmy, że dobrze czuł się w zespole i na motocyklu. Kiedy tylko zaczął kręcić dobre czasy, jego pewność siebie wzrosła. Czasami niewiele trzeba, aby sezon zakończył się źle, ale w tym roku w zespole panowała bardzo dobra atmosfera. Sporty motorowe to nie tylko kierowca i maszyna, ale także zespół. Dobra atmosfera w ekipie jest bardzo ważna i to było sporą częścią sukcesu Cala w tym roku.
W pewnym momencie wyglądało na to, że Cal odejdzie do Ducati. Później udawał trudnego do zdobycia, mówiąc dziennikarzom, że chyba wróci do World Superbike, bo w MotoGP nie dostaje ani fabrycznego motocykla, ani wysokiego wynagrodzenia. Jak to wszystko wyglądało z twojej perspektywy?
Mogę powiedzieć tylko tyle, że Cal otrzymał propozycję od Ducati. To była interesująca oferta, ale nigdy nie otrzymał jej na piśmie. Nasze negocjacje wyglądały zupełnie normalnie. Cal powiedział mi, czego oczekuje, a ja wyjaśniłem mu, co mogę zaoferować. Tak jest wszędzie; chcesz więcej od swojego szefa, ale albo przyjmiesz ofertę, jaką może ci złożyć, albo odchodzisz.
Jakie są twoje oczekiwania wobec Bradleya i Cala na sezon 2013?
Oczywiście chcielibyśmy wygrywać wyścigi i walczyć o tytuł z Calem, ale nie celujemy w konkretne pozycje. Damy z siebie wszystko, dobrze się bawiąc, jednocześnie dając zawodnikom wszystko to, czego potrzebują. Cal walczył w tym roku o podia, więc mam nadzieję że w sezonie 2013 będzie podobnie, ale nie twierdzę, że musi tak być. W tym roku poradziliśmy sobie lepiej, niż w sezonie 2011, więc chcieliśmy to zrobić ponownie. Jeśli uda nam się stawać na podium częściej, niż w tym roku, będziemy zadowoleni. Jeśli chodzi o Bradleya, nie mam żadnych oczekiwań, ponieważ to dla niego rok nauki. Liczę, że nie będzie się zbyt często przewracał i będzie robił systematyczne postępy. Łatwo będzie zostać ostatnim zawodnikiem na prototypie, więc nie chcę w nic celować. Mam tylko nadzieję, że będzie w środku stawki i będzie przewracał się rzadziej, niż w tym roku. Zbieranie doświadczenia i nabycie pewności siebie będzie bardzo ważne przed jego drugim sezonem. Pamiętam Jamesa Toselanda. Nigdy nie zrozumiał tego wszystkiego, a jeśli naciskasz zbyt mocno, zanim zanim wszystko dokładnie zrozumiesz, jest po tobie. Najpierw naucz się i zrozum, pracuj ze swoim zespołem lepiej, niż w tym roku, więcej słuchaj i bądź tylko zawodnikiem – nie próbuj być inżynierem, i kończ wyścigi – takie są moje oczekiwania względem Bradleya.
Tech 3 wystawia czterech zawodników, po dwóch w MotoGP i Moto2. W sezonie 2013 trzech z nich to Brytyjczycy. Dlaczego? Nie chodzi przecież o dobry kurs Euro do Funta!
Nie, nie, nie… narodowość nigdy nie miała dla mnie znaczenia. To całkowity przypadek. Wiem, że brzmi to dziwnie, bo trzech z czterech zawodników to Brytyjczycy, ale to zupełny przypadek. Chciałem w zespole Cala, bo jest szybki i wierzę w niego. W Moto2 wystawimy Danny’ego Kenta, ponieważ pokazał, że jest szybki i ma potencjał, a z Bradleyem podpisałem umowę, ponieważ był szybki i obiecujący. Mogli podochodzić z Polski, Grecji, Niemiec, czy Norwegii – to nie ma dla mnie znaczenia. Wiem, że wygląda to dziwnie, ale nie robię żadnych interesów z Królową Wielkiej Brytanii!
Wygląda na to, że Yamaha od 2014 roku będzie udostępniać prywatnym zespołom silniki i elektronikę z modelu M1. Skoro Tech 3 ma swój zespół i własnej konstrukcji podwozie w Moto2, to czy nie kusiło was, aby zbudować własną ramę także w MotoGP? W końcu rok, dwa lata temu, sporo się o tym mówiło…
Póki co Yamaha nie przedstawiła jeszcze swojej oficjalnego propozycji co do wypożyczania silników, ale tak czy inaczej mamy kontrakt do końca sezonu 2013 i rozmawiamy już o jego przedłużeniu. Z tego co wiem, Yamaha jest zainteresowana dalszą współpracą z nami na takich samych zasadach; udostępniając kompletne motocykle. Taka też jest moja wola. Nie mamy innych planów, chyba, że będziemy do tego zmuszeni, ale wygląda na to, że w naszej relacji z Yamahą nic się nie zmieni na lata 2014 i 2015.
Ciekawy przypadek Bradleya Smitha
Tytułowy bohater filmu „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona” z wiekiem stawał się fizycznie coraz młodszy. Czy Bradley Smith z wiekiem staje się coraz wolniejszy?
Miałem przyjemność poznania Smitha, kiedy wspólnie lecieliśmy z Londynu do Jerez na jego debiut w mistrzostwach świata w roku 2006. Tydzień później znów znaleźliśmy się na pokładzie samolotu tanich linii lotniczych, a z uwagi na strajk francuskich kontrolerów, czas od wejścia na podkład, do jego opuszczenia, zamiast trzech godzin, wyniósł bagatela… dziewięć!
Przegadaliśmy wówczas pół nocy i już wtedy ogromne wrażenie zrobiło na mnie to, jak dojrzały i metodyczny był ten zaledwie piętnastoletni wówczas, piegowaty rudzielec. Na początku swojej kariery w mistrzostwach świata Smith często korzystać musiał z usług tanich linii lotniczych. Często mieliśmy więc wówczas okazje do pogawędek, a ja postanowiłem mieć oko na dzieciaka, którego do Grand Prix wprowadził przecież sam Alberto Puig, słynny manager trzykrotnego mistrza świata, Daniego Pedrosy.
Co prawda na torze Smith nigdy nie pokazał niczego przełomowego, ale bardzo często były ku temu powody. Zaczynał na Hondzie, która nie była wówczas zbyt konkurencyjna, a mimo wszystko już na początku swojego drugiego sezonu udało mu się stanąć na podium na francuskim torze Le Mans. Później dosiadał niezwykle awaryjnej Aprilii, którą jego partner z ekipy Polaris, Mattia Pasini, kilkukrotnie skopał na poboczu po kolejnym wybuchu silnika.
Wreszcie Smith trafił do najlepszej ekipy w stawce, kierowanego przez słynnego Jorge Martineza, zespołu Bancaja Aspar. Niestety, przez dwa lata był tam numerem dwa u boku hiszpańskich zawodników i choć wygrywał wyścigi, regularnie stawał na podium i zakończył sezony 2009 i 2010 odpowiednio na drugim i czwartym miejscu w klasyfikacji generalnej klasy 125ccm, kiedy w 2011 roku przechodził do Moto2, wielu wciąż w niego wątpiło.
Kolejne rozmowy i wywiady, zarówno z samym Smithem, jak i członkami jego zespołów i szefami mechaników, utwierdziły mnie w przekonaniu, że to naprawdę zdolny chłopak. Nie tylko był szybki, ale także świetnie radził sobie z przekazywaniem informacji inżynierom i był bardzo dociekliwy jeśli chodzi o kwestie techniczne. W roku 2011 spędził wiele godzin rozmawiając z Colinem Edwardsem, dopytując o szczegóły działania motocykla MotoGP: „Ten gówniarz to niezły bystrzacha” – powiedział mi wtedy Amerykanin.
To właśnie w sezonie 2011 Smith zrobił na wielu kibicach największe wrażenie, mimo dosiadania bardzo słabego motocykla Tech 3, trzykrotnie stając na podium i przez pewien czas walcząc nawet o tytuł drugiego wicemistrza świata Moto2. Ostatecznie zakończył sezon na siódmej pozycji, ale imponująca jazda w środkowej części sezonu wystarczyła, aby zapewnić sobie miejsce w MotoGP. Dlaczego? Już wyjaśniam:
Smith jest nie tylko szybki, ale jako absolwent tzw. „Akademii MotoGP” i były podopieczny Puiga, od zawsze miał mocno po drodze z organizatorami mistrzostw świata, firmą Dorna Sports. Osobistym sponsorem Bradleya od kilku lat jest także amerykański Monster. Jakby tego było mało, umowa na prawa telewizyjne z brytyjską stacją BBC wymaga, aby w królewskiej klasie jeździł przynajmniej jeden zawodnik z brytyjskim paszportem.
Kiedy więc w połowie sezonu 2011 wydawało się, że Cal Crutchlow podzieli losy Jamesa Toselanda i barwach Tech 3 nie będzie w stanie odnaleźć się w MotoGP, wszystko ułożyło się dla Smitha w idealną całość. Poncharal bardzo chciał zatrzymać go na kolejny sezon, ale dysponując słabym motocyklem w Moto2, Smith gotów był na przedłużenie umowy tylko pod warunkiem szybkiego awansu do MotoGP. W obliczu potencjalnej klęski Crutchlowa, którego Smith mógłby idealnie zastąpić (obaj są Brytyjczykami sponsorowanymi przez Monster Energy), układ taki był bardzo na rękę zarówno zespołowi, sponsorom, jak i Dornie.
Nikt nie przewidział jednak jednej, a właściwie dwóch rzeczy: po pierwsze Crutchlow po sezonie 2011 podniósł się na równe nogi i w tym roku poradził sobie imponująco, przedłużając swoją umowę na kolejny sezon (jakby było mało, był w stanie wymóc dużo lepsze warunki, stąd lekka irytacja Herve, gdy zapytałem go o kontraktowe negocjacje). Po drugie, Smith zupełnie nie poradził sobie w Moto2, dlatego już w połowie roku plotkowano o próbach zerwania umowy z nim. Czy faktycznie było to niemożliwe z uwagi na żelazny kontrakt napisany przez prawników Monstera i pomagającego Smithowi, byłego zawodnika, Randy’ego Mamolę? Na to pytanie nikt nie zna odpowiedzi, ale komentarze Poncharala podczas naszej rozmowy wydają się sugerować, że nie jest on do końca zadowolony ze swojego składu na sezon 2013.
Teraz wszystko jest jednak w rękach Smitha. Wielu pracowało równie ciężko, ale tylko nieliczni otrzymują złoty bilet do MotoGP. Czy Bradley wykorzysta swoją szansę, czy skończy tak samo jak zapomniany już dzisiaj przez kibiców MotoGP, James Toseland? Brytyjczyk ma dwa lata na udowodnienie swojej wartości i choć nie ma co wyciągać pochopnych wniosków po sezonie 2013 (zresztą popatrzcie tylko jak przedwcześnie skreślono Cala nawet w Tech 3), rok 2014 będzie albo początkiem jego prawdziwej kariery w MotoGP… albo jej definitywnym końcem.
Co o tym wszystkim sądzi Guy Coulon? Jak ocenia rozwój projektu Moto2, szanse Smitha i Crutchlowa oraz jak porównuje ze sobą byłych podopiecznych, Colina Edwardsa i Andreę Dovizioso? Wywiad z drugim z założycieli zespołu Tech 3 na stronach portalu MotoRmania.com.pl już w nadchodzącym tygodniu.