Czołowa ekipa MotoGP, Repsol Honda, potwierdziła przedłużenie umowy ze swoim wieloletnim reprezentantem, Hiszpanem Danim Pedrosą, na dwa kolejne lata.
Dani Pedrosa to jeden z najbardziej doświadczonych motocyklistów w MotoGP. Więcej startów w królewskiej klasie mają na swoim koncie tylko Valentino Rossi, Colin Edwards i Nicky Hayden. 28-letni dziś Pedrosa awansował do MotoGP w 2006 roku po tym, jak trzy razy z rzędu zdobywał mistrzostwo w mniejszych klasach, najpierw w 125ccm (obecnie Moto3), a następnie dwukrotnie w 250ccm (obecnie Moto2). Określony mianem „złotego dziecka Hondy”, Hiszpan trafił bezpośrednio do fabrycznej ekipy Repsol Honda, ale choć ten sezon jest jego dziewiątym w jej barwach, Pedrosa ani razu nie zdobył mistrzostwa MotoGP.
Owszem, wygrał 25 wyścigów i aż 90 razy stawał na podium, trzy razy kończąc sezon jako wice i cztery razy jako drugi wicemistrz świata, ale zawsze pozostawał poniekąd w cieniu rywali. W tym czasie mistrzostwo świata trzy razy zdobywali kierowcy, którzy dzielili z nim garaż: w 2006 roku dyskredytowany przez część fanów Nicky Hayden, w 2011 – swoim pierwszym w nowej ekipie – Australijczyk Casey Stoner, a rok temu – w swoim debiucie w MotoGP – Marc Marquez.
Czasami w sięgnięciu po tytuł Pedrosie przeszkadzali nie tyle rywale, co pech, a przede wszystkim kontuzje. Ważąc zaledwie 51 kilogramów przy wzroście 160 centymetrów, filigranowy Hiszpan słynie ze swojej „delikatności”. Wypadki przy dużych prędkościach bardzo często kończą się dla niego poważnymi kontuzjami. W 2010 roku zablokowana manetka gazu w jego motocyklu doprowadziła do wypadku podczas treningu przed wyścigiem w Japonii. Zeskakując z motocykla aby uniknąć zderzenia z bandą, Pedrosa złamał obojczyk i opuścił wyścig, tracąc jednocześnie szansę na tytuł. Rok temu wywrotka podczas Grand Prix Niemiec zakończyła się dokładnie tak samo, a Hiszpan znów rozminął się z koroną.
Nie ma wątpliwości, że Pedrosa jest najlepszym motocyklistą w historii, któremu nigdy nie udało się wywalczyć mistrzostwa królewskiej klasy (choć podobną łatkę przed kilkunastoma laty przyczepiono czterokrotnemu wicemistrzowi świata, Randy’emu Mamoli). Dzięki swojemu doświadczeniu i opanowaniu jest także idealnym kandydatem na „skrzydłowego” dla broniącego tytułu i prowadzącego w tabeli Marca Marqueza.
Dwa lata temu Pedrosa przedłużył swoją umowę z Repsol Hondą jako bezapelacyjny numer jeden w ekipie, po zakończeniu kariery przez Caseya Stonera licząc na zdobycie upragnionego tytułu. Debiutujący w MotoGP Marc Marquez miał u jego boku tylko zbierać doświadczenie, ale uczeń bardzo szybko przerósł (prawie) mistrza, już w pierwszym sezonie sięgając po koronę. W tym roku Marquez póki co wciąż jest niepokonany – 21-latek wygrał wszystkich osiem wyścigów. Pedrosa jest jednak drugi w tabeli i robi dokładnie to, co powinien robić idealny drugi zawodnik w każdej ekipie.
Honda już kilka tygodni temu potwierdziła przedłużenie umowy z Marquezem, ale z Pedrosą miała trudny orzech do zgryzienia. Zostawić go w zespole jako idealnego, nie sprawiającego problemów, zawodnika numer dwa, czy może zastąpić go kimś młodym i przebojowym? Przez pewien czas mówiło się nawet, że miejsce Daniego mógłby zająć Jorge Lorenzo, co uczyniłoby z Repsol Hondy bezapelacyjnie najmocniejszy skład w stawce, a jednocześnie mocno osłabiłoby konkurencyjną ekipę Yamahy. Choć oficjalnie Marquez zaprzeczał, aby miał coś przeciwko, za kulisami spekuluje się, że Hiszpan mógł zablokować taki ruch, preferując harmonię, jaką mimo kilku wcześniejszych incydentów, gwarantuje Pedrosa (nawet kiedy Marquez wysłał go poza tor w dniu urodzin podczas wyścigu w Aragonii rok temu, Dani nie zrobił z tego afery).
Szefostwo Hondy musi teraz z pewnością liczyć się z odrobiną krytyki ze strony kibiców, którzy woleliby, aby u Marqueza wystartował w przyszłym roku któryś z młodych, obiecujących zawodników z Moto2, jak uważany za wschodzącą gwiazdę Maverick Vinales, czy prowadzący w tabeli Tito Rabat. Japończycy postawili jednak sprawdzoną kombinację, a to oznacza, że najprawdopodobniej niewiele zmieni się w MotoGP w ciągu dwóch najbliższych lat, przynajmniej jeśli chodzi o czołową czwórkę i dwie najlepsze ekipy. Yamaha potwierdziła bowiem niedawno przedłużenie umowy z Valentino Rossim na dwa kolejne lata i jest bliska zrobienia tego samego z drugim swoim reprezentantem, Jorge Lorenzo.
Zmienia się natomiast wyraźnie rola Pedrosy, który mimo oficjalnych zapewnień o równym statusie obu kierowców, u boku Marqueza nie może już liczyć na rolę zawodnika numer jeden. Potwierdza to chyba także wysokość jego wynagrodzenia. Kiedy kilka lat temu był wyraźnym liderem ekipy, Pedrosa zarabiał podobno nawet osiem milionów rocznie. Już obecny kontrakt wiązał się z dużym cięciem. Dani zarabia w tej chwili podobno „tylko” cztery miliony Euro za sezon, a za dwa kolejne otrzyma podobno tylko po 1,5 miliona. Co prawda HRC przewidziała duże premie za zwycięstwa i mistrzostwo, ale patrząc na formę Marqueza, o takie bonusy może być trudno.
Być może w najbliższą niedzielę Pedrosa zaskoczy jednak kibiców MotoGP. Dziewiąta runda mistrzostw świata odbędzie się w ten weekend na jednym z jego ulubionych torów, niemieckim Sachsenringu. Może tutaj uda mu się wreszcie przerwać dominację zespołowego kolegi oraz pozbyć syndromu „zawsze drugiego”, z którym walczy na najlepszym motocyklu w stawce już od dziewięciu lat…?
Zdjęcia: Waldemar Walerczuk www.photosportagency.com