Dani Pedrosa odniósł swoje drugie zwycięstwo w tym sezonie, redukując jednocześnie stratę do drugiego na mecie i pierwszego w klasyfikacji generalnej, Jorge Lorenzo, do osiemnastu punktów. Podium Grand Prix Indianapolis uzupełnił Andrea Dovizioso.
Choć sam wyścig zdecydowanie nie był najciekawszym w tym sezonie, weekend na torze Indianapolis miał bardzo dramatyczny przebieg. Zaczęło się od groźnego wypadku wracającego do walki zaledwie 26 dni po złamaniu nogi, Hectora Barbery. Hiszpan upadł w ostatnim zakręcie, doznając kontuzji kręgosłupa, co nie przeszkodziło wirażowym w zabraniu go z pobocza niczym worka ziemniaków, potencjalnie narażając na pogorszenie jego stanu zdrowia. Na szczęście, choć nie mógł wystartować na Indianapolis i opuści także rundę w Czechach w ten weekend, Barbera wróci na tor podczas Grand Prix San Marino w połowie września.
Już od piątku zawodnicy narzekali na fatalny stan nawierzchni amerykańskiego toru. Choć śliski i mało przyczepny, asfalt jednocześnie bardzo szybko zużywał opony, a był przy tym bardzo nierówny. Jakby tego było mało, okrążenie składa się z trzech różnych typów asfaltu – a każdy ma nieco inną charakterystykę.
Zmusiło to firmę Bridgestone do wysłania do USA bardzo twardych i sztywnych opon, co zakończyło się w sobotę serią wypadków, z powodu których dwukrotnie przerywano sesję kwalifikacyjną MotoGP. W tym samym, trzynastym zakręcie, po uślizgach tylnego koła upadli Casey Stoner, Ben Spies i Nicky Hayden. Zawodnik Yamahy wrócił do garażu, a chwilę później na tor, o własnych siłach. Pozostali dwaj mieli mniej szczęścia. Hayden wskutek upadku złamał dwie kości w prawej dłoni, ale przede wszystkim, na moment stracił przytomność, dlatego lekarze nie dopuścili go do startu.
Stoner z kolei złamał kość w prawej stopie, skręcił kostkę i naderwał praktycznie wszystkie wiązadła wokół niej. Mimo wszystko, w bucie większym o kilka rozmiarów, Australijczyk dzień później ustawił się na starcie i choć wykończony, dojechał do mety na czwartym miejscu.
Zamieszanie wykorzystał drugi w klasyfikacji generalnej, Dani Pedrosa, który przez cały weekend nie popełnił najmniejszego błędu i w niedzielę wygrał ze sporą przewagą nad liderem tabeli, Jorge Lorenzo. Przez dłuższy czas Dani musiał ostro walczyć z będącym w świetnej formie, mimo mocnego poobijania dzień wcześniej, Benem Spiesem. Amerykanina znów dopadł jednak pech, kiedy jego silnik wybuchł na prostej startowej w połowie dystansu. Była to świeża jednostka napędowa, która jednak mogła ulec uszkodzeniu podczas wypadku dzień wcześniej.
Po tym, jak na włoskim Mugello Spies finiszował dopiero na jedenastej pozycji z powodu zatrucia pokarmowego, ktoś z kierownictwa zespołu Yamahy, powiedział mu podobno, że ma nie pojawiać się na następnych wyścigach, jeżeli nie będzie gotowy dawać z siebie stu procent. „Dałem z siebie sto procent w dwóch ostatnich wyścigach, ale zawiódł sprzęt. Słowa z Włoch nie były fair” – powiedział wczoraj rozczarowany Teksańczyk, choć nie chciał zdradzić, czy krytyczne słowa usłyszał np. od Lina Jarvisa.
Lorenzo z drugiej pozycji cieszył się jak ze zwycięstwa, ponieważ rezultat ten był dla niego zwieńczeniem bardzo trudnego weekendu. Hiszpan najpierw walczył z problemami z wejściami w zakręty: „Czułem się, jakbym jeździł po lodzie” – powiedział w piątek. Sobotnia zmiana ustawień i przeniesienie większej masy na tylną oś, pomogło, ale Lorenzo nie zdążył już wykonać dłuższej serii okrążeń, a na wyścig postanowił założyć miękką tylną oponę, co okazało się błędem. Twardy tył nie pasował jednak do stylu jazdy Hiszpana, opierającego się na mocnych złożeniach i wysokich prędkościach w zakrętach. Lider tabeli zarzucił nawet firmie Bridgestone faworyzowanie Hondy, poprzez wybór bardzo twardych mieszanek na rundę na Indianapolis.
Co prawda Lorenzo nie był w stanie nawiązać walki z Pedrosą, ale pod koniec wyścigu musiał się mocno natrudzić, aby zdublować startującego z dziką kartą, 40-letniego Steve’a Rappa na motocyklu CRT. Znów nie popisali się wirażowi, którzy nie pokazali Amerykaninowi niebieskich flag praktycznie przez całe okrążenie.
Podium uzupełnił Andrea Dovizioso, którego przejście do Ducati w przyszłym roku jest już praktycznie przesądzone, a my czekamy tylko na oficjalne potwierdzenie tej informacji. Włoch po trzecie miejsce sięgnał po raz piąty w tym sezonie, a w środkowej fazie wyścigu ostro walczył z Caseyem Stonerem. Australijczyk nie był jednak w stanie utrzymać tempa z powodu kontuzji i musiał zadowolić się czwartą pozycją. Kolega Dovizioso z ekipy Monster Yamaha Tech 3, Brytyjczyk Cal Crutchlow, nie dojechał do mety po niegroźnym wypadku w czwartym zakręcie.
Kolejne dwie pozycje zajęli prywatni zawodnicy Hondy, Alvaro Bautista i Stefan Bradl, podczas gdy Valentino Rossi był dopiero siódmy, ze stratą blisko minuty do zwycięzcy. „Na początku trzymałem się czołówki, ale zaliczyłem dwa uślizgi przedniego koła i postanowiłem bezpiecznie dojechać do mety. Tym razem przynajmniej się nie przewróciłem” – ironizował wyraźnie zrezygnowany jazdą na Ducati Włoch, który za rok wróci pod skrzydła Yamahy.
Najszybszym zawodnikiem CRT był tym razem Kolumbijczyk Yonny Hernandez, który wykorzystał błąd i wyjazd poza tor Aleixa Espargaro, z którym walczył przez cały wyścig, i dowiózł do mety dziewiąte miejsce.
Wyścig klasy Moto2 padł łupem lidera tabeli, Marca Marqueza, który finiszował ze sporą przewagą nad Polem Espargaro i debiutującym w tym roku na podium, Julianem Simonem. Dramatyczny wyścig Moto3, zdecydowanie ozdoba dnia, rozstrzygnął się w ostatnim zakręcie, w którym upadł wicelider tabeli, Maverick Vinales, a Luis Salom utrzymał za sobą lidera generalki, Sandro Cortese, odnosząc swoje pierwsze zwycięstwo w MŚ. Podium uzupełnił Niemiec Jonas Folger, który w ten weekend dołączył do zespołu Mapfre Aspar na resztę sezonu po fatalnym początku roku w barwach ekipy Ioda Racing.
Kolejna, dwunasta runda MotoGP, Grand Prix Czech w Brnie, już w najbliższy weekend. Niestety, tuż poza zakończeniu problematycznych zmagań na Indianapolis Motor Speedawy, motocykliści dowiedzieli się, że za rok będą musieli wrócić do „stolicy sportów motorowych”, czego z pewnością nie przyjęli z radością.