Trzy ostatnie wyścigi o Grand Prix San Marino padały łupem Jorge Lorenzo, ale czy w tym sezonie zawodnikowi Yamahy uda się wreszcie pokonać pewnie zmierzającego po swój drugi tytuł Marca Marqueza? A może dokona tego startujący przed własną publicznością Valentino Rossi? Przekonamy się już w najbliższą niedzielę.
W tym sezonie rywalom Marqueza udało się pokonać tylko raz, podczas Grand Prix Czech, kiedy po problemach z tylną oponą Hiszpan finiszował dopiero na czwartej pozycji. Co prawda w pozostałych wyścigach as Repsol Hondy często był na wyciągnięcie ręki, finiszując mniej niż sekundę przed głównymi konkurentami, ale zazwyczaj tuż przed metą wyciągał asa z rękawa.
Tak samo było podczas ostatniej rundy na brytyjskim torze Silverstone. Po potężnych piątkowych problemach z twardymi oponami Bridgestone, Lorenzo został przez Marqueza praktycznie skreślony, ale w niedzielę reprezentant Movistar Yamahy był w stanie dotrzymać kroku obrońcy tytułu i nawiązać z nim walkę. Po wszystkim Marc przyznał, że nie spodziewał się takiego obrotu spraw, ale przed metą i tak zdołał podkręcić tempo i po dość bezpardonowym wyprzedzeniu Lorenzo na trzy kółka przed szachownicą, pewnie sięgnąć po jedenaste zwycięstwo w tym sezonie.
Lorenzo broni honoru
Czy podobnie będzie w ten weekend w San Marino? Rok temu – na dość wolnym i krętym torze Misano, który swoją drogą nie jest jednym z ulubionych przez zawodników – wszystko tak naprawdę rozstrzygnęło się już po starcie. Lorenzo znów wystrzelił spod świateł jak z procy i objął prowadzenie, podczas gdy Marquez w typowym dla siebie stylu stracił nieco czasu na pierwszych okrążeniach i nie był już w stanie dogonić Yamahy z numerem 99. O ile obrońca tytułu wciąż nie może wyczuć sprzęgła w swojej RC213V, Lorenzo w tym roku także startuje w kratkę. W Silverstone ruszył fantastyczne i z trzeciego pola awansował na prowadzenie w pierwszym zakręcie, ale we wcześniejszych wyścigach nie było już tak dobrze.
„Zwycięstwa w Misano w przeszłości nie dają nam w ten weekend żadnej przewagi – powiedział w czwartek Lorenzo. – Nie wiem dlaczego, ale zawsze lubiłem ten tor i dobrze sobie tutaj radziłem. Mam nadzieję, że w ten weekend będzie podobnie, ale w piątek zaczynamy podczas treningów wolnych od zera.”
Na szczęście losy wyścigu wcale nie muszą rozstrzygnąć się już po starcie. W Wielkiej Brytanii Lorenzo pokazał, że znów jest w stanie walczyć z Marquezem do samej mety, choć nadal jeszcze musi popracować nad swoją kondycją. Jest więc duża szansa, że w niedzielę czeka nas kolejny zacięty pojedynek do ostatnich metrów. Swoją drogą Lorenzo wciąż jest wściekły na Marqueza po jego zdaniem zbyt ostrym manewrze wyprzedzania w Silverstone. Im bardziej napięta atmosfera panuje pomiędzy nimi, tym lepiej dla nas, kibiców.
Pedrosa z rachunkami do wyrównania
W ostatnich latach Misano było także punktem zwrotnym dla drugiego zawodnika Repsol Hondy, Daniego Pedrosy. Rok temu 28-latek był tutaj trzeci, finiszując siedem sekund za zwycięzcą. Po minięciu linii mety Hiszpan narzekał na problemy z brakiem przyczepności tylnego koła. „Nie mogę odkręcać gazu równie wcześnie, co Marquez i Lorenzo” – powiedział wówczas. Ten problem ciągnął się za Pedrosą już od jakiegoś czasu, więc po wyścigu inżynierowie Hondy wzięli się mocno do pracy. Efektem była zmieniona geometria motocykla i bardziej dociążony tył, co zakończyło się imponującym zwycięstwem w Grand Prix Malezji. Co prawda zmieniony balans i bardziej odciążony przód sprawiły, że Pedrosa stracił swój inny atut – kapitalne starty, ale od tego momentu był w stanie walczyć do mety.
To, co działo się w Misano dwa lata temu, jeszcze długo śnić się będzie jednak Daniemu po nocach. Po problemach ze zdjęciem koca grzewczego z przedniej opony przed okrążeniem rozgrzewającym przez swoich mechaników, Hiszpan musiał za karę startować do wyścigu nie z wywalczonego przez siebie pole position, a z końca stawki. W połowie pierwszego okrążenia był już w pierwszej dziesiątce, ale wtedy, na hamowaniu do długiego lewego nawrotu, storpedował go Hector Barbera. W efekcie zawodnik Repsol Honda stracił jakiekolwiek szanse na mistrzowski tytuł.
Dani jest więc zmotywowany, aby w ten weekend wypaść na Misano z jak najlepszej strony, choć w tym sezonie jeździ nieco w kratkę. Problemy z tzw. „syndromem pompującego przedramienia” na początku roku, rozwiązała operacja po trzeciej rundzie sezonu. Wkrótce Dani zaczął dość mocno imponować, w Barcelonie widowiskowo walcząc z Marquezem o zwycięstwo niemal do samej mety. Wtedy jednak nastąpiło dziwne załamanie formy. Co prawda Pedrosa wygrał wyścig w Brnie, ale przed nim, na Indianapolis, finiszował na odległej, czwartej pozycji, podobnie jak ostatnio na Silverstone. Para czwartych miejsc może nie jest końcem świata, ale w obu wyścigach Dani był cieniem samego siebie, walcząc ze sporymi problemami z brakiem przyczepności.
Doohan krytykuje
W Misano Hiszpana uskrzydlić może coś jeszcze. Kilka dni temu dość ostre słowa na jego temat wypowiedział as Repsol Hondy sprzed lat, pięciokrotny mistrz świata królewskiej kategorii, Mick Doohan. W rozmowie z australijską telewizją Doohan przyznał, że nie wie, dlatego Honda przedłużyła umowę z Hiszpanem. „Nie wygrał tytułu przez dziewięć lat. Moim zdaniem pogodził się już z losem drugiego kierowcy w zespole”. Kilka lat temu w podobnym tonie o Pedrosie wypowiadał się Kevin Schwantz, który skrytykował również jego ówczesnego managera, Alberto Puiga. Co prawda obaj panowie odpowiedzieli na krytykę ostro, ale wkrótce Pedrosa rozstał się z Puigiem i jakby rozkwitł. Być może słowa Doohana podziałają na niego podobnie.
Jedno jest pewne, nawet drugi w tabeli Pedrosa ma niewielkie szanse, aby odebrać Marquezowi w tym roku mistrzowski tytuł. Przewaga lidera tabeli wynosi aż 89 punktów, a to oznacza, że jeśli podczas dwóch najbliższych wyścigów Marquez powiększy ją o jedenaście oczek, wówczas drugie z rzędu mistrzostwo zapewni sobie już za dwa tygodnie, przed własnymi kibicami podczas Grand Prix Aragonii. „Właśnie taki jest cel” – mówi krótko lider cyklu.
Rossi zaskoczy?
Grand Prix San Marino wcale nie musi jednak paść w niedzielę łupem jednego z trzech motocyklistów z Hiszpanii. Przed własnymi kibicami wystartuje w końcu Valentino Rossi, który mieszka dokładnie siedem kilometrów od toru w Misano. Rok temu Rossi był tutaj czwarty, finiszując piętnaście sekund za Lorenzo, ale w przeszłości wygrywał tutaj dwa razy, a także stanął na podium za sterami fatalnego wówczas Ducati.
W tym sezonie oglądamy zupełnie innego Rossiego niż jeszcze rok temu, dlatego jest duża szansa, że w niedzielę „Doktor” włączy się do walki o zwycięstwo. Z pewnością uskrzydlą go nie tylko kibice, ale także specjalne malowanie kasku, które co roku prezentuje już w sobotę rano. Na jaki pomysł 35-latek wpadnie tym razem? W przypadku dziewięciokrotnego mistrza świata stawką jest nie tylko ambicja i duma przed własnymi kibicami, ale także bardzo cenne punkty. W tabeli Rossi traci bowiem do Pedrosy tylko dziesięć oczek, a wracającego do formy Lorenzo wyprzedza o 32. Valentino nie wygrał jednak wyścigu MotoGP od czerwca ubiegłego roku, kiedy triumfował w holenderskim Assen. Czy uda mu się więc to tym razem?
„Wygranie wyścigu jest jednym z moich głównych celów na resztę tego sezonu, ale przez Marqueza nie będzie to łatwe – powiedział dziś Rossi. – Poza tym chcę walczyć z Danim o drugie miejsce w tabeli, ponieważ nie tracę do niego zbyt wiele, a także pokonać Jorge, który jest tuż za mną. Oczywiście chciałbym do końca sezonu regularnie walczyć o podia.”
Kolejny krok Ducati?
Kolejną niespodziankę sprawić będzie chciała ekipa Ducati. Andrea Dovizioso od kilku wyścigów robi w jej barwach regularne postępy, coraz bliżej zbliżając się do trzeciego w tym sezonie podium. Model Desmosedici wciąż co prawda trapiony jest przez podsterowność, której nie uda się wyeliminować w tym roku, ale Ducati testowało niedawno na Misano przez dwa dni, dlatego „Dovi” może okazać się groźny; szczególnie w kwalifikacjach, które ostatnio dość regularnie kończy w pierwszym rzędzie.
„Nadal nie jesteśmy w stanie walczyć z pierwszą czwórką, ale na Silverstone byliśmy blisko podium i jestem teraz pewniejszy siebie, tym bardziej, że testowaliśmy tutaj niedawno, a poza tym to domowy wyścig nie tylko dla zespołu, ale również dla mnie” – powiedział dziś „Dovi”.
Walka o podium to jednak chyba zbyt wiele w obliczu tak dobrej formy czterech narzucających tempo faworytów, choć kto wie. Podobną niespodziankę przed własnymi kibicami sprawić może inny Włoch, Andrea Iannone z zespołu Pramac Ducati. Na wiele nie liczy za to Cal Crutchlow, który odlicza już dni do opuszczenia zespołu z Bolonii po ostatnim wyścigu sezonu.
Ambicje w środku stawki
O podium powalczyć będzie chciało także wielu zawodników ze środka stawki, którzy mają w Misano sporo do udowodnienia. Grand Prix San Marino to domowy wyścig dla dwóch satelickich ekip Hondy. Alvaro Bautista dwa lata temu wywalczył tutaj swoje pierwsze podium w MotoGP. Hiszpan wciąż startuje w zespole Fausto Gresiniego, który swoją siedzibę ma praktycznie na torze, nazwanym zresztą imieniem Marco Simoncelliego, który zginął tragicznie w Malezji trzy lata temu startując właśnie w barwach tego składu.
Gresini w ten weekend ogłosi najprawdopodobniej zakończenie współpracy z Hondą i połączenie sił z szykującą się do powrotu do MotoGP Aprilią, dlatego podium Bautisty byłoby dla tej ekipy na wagę złota. Uważać trzeba także na drugiego zawodnika włoskiego teamu, Brytyjczyka Scotta Reddinga. Dosiada on co prawda dużo wolniejszej Hondy w specyfikacji Open, ale na krętym i dość wolnym torze w Misano jego szanse mogą mocno wzrosnąć. Co prawda nie na tyle, aby stanąć na podium, ale już by odrobić pięciopunktową stratę do Bautisty jak najbardziej tak.
Redding jest zresztą wściekły na swój zespół, ponieważ ten zostawił go na lodzie. Brytyjczyk miał otrzymać w przyszłym roku fabryczną Hondę, ale właśnie dowiedział się, że ekipa przesiądzie się na mało konkurencyjną Aprilię. 21-latek odrzucił już szereg ofert od innych teamów, a teraz ma problem z wyplątaniem się z niejasnego kontraktu. W Misano Scott z pewnością będzie chciał przełożyć swoją wściekłość na sportową złość na torze. „Kiedyś chciałbym jeździć w Repsol Hondzie u boku Marqueza, ale w tej chwili nie wiem co ze mną będzie” – powiedział dziś rozżalony Brytyjczyk.
Drugim włoskim zespołem Hondy jest ekipa LCR, kierowana przez Lucio Cecchinello. Przez ostatnie trzy lata Niemiec Stefan Bradl stanął w jej barwach na podium tylko raz, a ostatnio radzi sobie nieco przeciętnie, ale być może uskrzydli go ostatni start przed włoską publicznością w barwach tego teamu, tym bardziej, że bardzo lubi ten tor.
Jego rywalami będą z pewnością bracia Espargaro, którzy toczą zacięty pojedynek o szóste miejsce w tabeli. Starszy z nich, Aleix, wyprzedza Pola o zaledwie cztery punkty. Misano to domowa runda dla jego ekipy, zespołu Forward Racing, więc Aleix także będzie z pewnością dodatkowo zmotywowany. Poza tym jego Yamaha w specyfikacji Open powinna być tutaj znacznie bardziej konkurencyjna niż w ostatnich kilku wyścigach. Naturalnie hiszpańskich braci pogodzić będzie chciał kolega Pola z zespołu Monster Yamaha Tech 3, Brytyjczyk Bradley Smith.
Bratobójcza walka w Moto2
Kolejny bratobójczy pojedynek czeka nas również w kategorii Moto2, gdzie o mistrzostwo walczą koledzy z ekipy Marc VDS, Hiszpan Esteve Rabat i Fin Mika Kallio. Na Silverstone praktycznie zderzali się ze sobą na każdym okrążeniu i jest bardzo możliwe, że w niedzielę będzie podobnie.
Oczywiście obaj będą także musieli stawić czoła szybkim faworytom lokalnej publiczności; groźni mogą okazać się rzadko widywani w czołówce Franco Morbidelli i Mattia Pasini. Za torze zabraknie za to piątego w tabeli Simone Corsiego, który złamał rękę po tym, jak na Silverstone uderzył w niego Niemiec Jonas Folger. W Misano Corsiego zastąpi Francuz Florian Marino, na co dzień ścigający się w serii World Supersport.
Napięcia w Moto3
W najmniejszej klasie Moto3 sporą przewagę wypracował sobie ostatnio Australijczyk Jack Miller, który już o aż 30 punktów wyprzedza Romano Fenatiego. Podopieczny ekipy Valentino Rossiego miał ostatnio sporo problemów technicznych, po których w jego zespole posypały się głowy. Posadę managera zespołu stracił po ostatniej rundzie słynny Vitto Guareschi, który podobno mocno – chyba zbyt mocno – naciskał na przesiadkę z motocykli KTM na Hondy na sezon 2015.
Fenati i cały zespół są pod ogromną presją i w niedzielę muszą stanąć przed własnymi kibicami na wysokości zadania. Ich rywalem będzie nie tylko Miller, ale także szybcy Hiszpanie na Hondach; Alex Marquez, Alex Rins i Efren Vazquez, a także piekielnie zdolni Włosi; czarnym koniem może znów okazać się debiutujący w mistrzostwach świata Enea Bastianini, a także jego zespołowy kolega z ekipy Fausto Gresini, pechowy w tym roku Niccolo Antontelli.
Marquez i Rins zaliczyli właśnie udane testy na torze Motorland Aragon, a do tego obaj podpisali właśnie kontrakty na awans do Moto2 w sezonie 2015; Marquez w barwach zespołu Marc VDS, Rins w ekipie Sito Ponsa. Z kolei awans Millera bezpośrednio do kategorii MotoGP wydaje się przesądzony. W Misano pojawiły się plotki, jakoby jego szefem mechaników został w zespole LCR Honda sam Jeremy Burgess, współautor największych sukcesów Valentino Rossiego.
Pierwsze treningi w piątek, ale Marquez już pokonany!
Sam Rossi ma za sobą udany początek weekendu. W środę wieczorem „Doktor” pokonał swoich rywali w zawodach kartingowych zorganizowanych w okolicy toru MotoGP na cześć Marco Simoncelliego. Na podium dołączyli do „Doktora”; pokonany w ostatnim zakręcie po ostrej i zaciętej walce Andrea Dovizioso oraz Marc Marquez. Czy taki scenariusz może sprawdzić się w niedzielę? Cóż, przynajmniej wiemy, że Marqueza da się pokonać; jeśli nie na dwóch, to chociaż na czterech kołach!
Wszystkie sesje Grand Prix San Marino – 13 z 18 rund sezonu MotoGP – na żywo w Polsacie Sport News. Treningi wolne ruszają w piątek rano. Wyścigi odbędą się w niedzielę. Zmagania królewskiej kategorii ruszą, jak zwykle, punktualnie o czternastej.