Jak jeździ się Ducati w porównaniu z japońskimi rywalami z MotoGP? Czy Desmosedici w ogóle ma jakieś mocne strony i co trzeba zrobić, aby znów było konkurencyjne? O tym wszystkim czytelnikom MotoRmanii opowiada nietuzinkowy Andrea Dovizioso.
27-letni dziś Dovizioso do MotoGP trafił w sezonie 2008 po tym, jak dwa razy z rzędu przegrał walkę o mistrzowski tytuł w kategorii 250ccm z Hiszpanem Jorge Lorenzo. Wcześniej, w roku 2004, sympatyczny choć nieco małomówny Włoch sięgnął po mistrzostwo w najmniejszej z mistrzowskich klas, 125ccm.
Wystawiony przez Japończyków…
Od samego początku swojej kariery w wyścigach Grand Prix, Dovizioso związany był z Hondą i choć w klasie 250ccm nie miał najmniejszych szans w walce z rywalami dosiadającymi mocniejszych Aprilii, mimo ofert od konkurencji, przez lata pozostawał wierny japońskiej marce.
Włoch wierzył, że jego lojalność zaprocentuje i na krótką metę tak faktycznie się stało. Po debiucie w królewskiej klasie w barwach prywatnego zespołu Gianluci Montirona, trzy kolejne lata „Dovi” spędził w fabrycznej ekipie Repsol Honda.
Od samego początku dał się poznać fanom jako bezlitosny wojownik, już w swoim pierwszym wyścigu MotoGP w Katarze o włos pokonując samego Valentino Rossiego. Już wówczas zasłynął też z bardzo późnego hamowania. „Kiedy jeździłem Hondą w klasie 250ccm, Lorenzo dosiadał dużo mocniejszej Aprilii – powiedział mi dwa lata temu. – Wiedziałem, że nie mogę pokonać go na prostych, dlatego mocno pracowałem nad opóźnianiem hamowania.”
Marzenia o startach w barwach jednego z najlepszych zespołów w mistrzostwach świata bardzo szybko z bajki zmieniły się jednak w koszmar. Kiedy Honda w sezonie 2011 zatrudniła Caseya Stonera, Dovizioso twardo trzymał się swojej interpretacji kontraktu z HRC i nie zamierzał dać się zdegradować do prywatnej ekipy.
HRC musiała więc wystawić aż trzech zawodników w barwach Repsol Hondy i nie była tym faktem zachwycona. Co prawda rok 2011 Dovizioso zakończył na świetnym, trzecim miejscu w tabeli, wyprzedzając trapionego kontuzjami Daniego Pedrosę i ustępując tylko ostatecznemu mistrzowi, Caseyowi Stonerowi i Jorge Lorenzo, ale wówczas jego los dawno był już przesądzony. Tym bardziej, że do tej pory „Dovi” wygrał w MotoGP tylko jeden wyścig, mokre Grand Prix Wielkiej Brytanii na torze Donington Park w sezonie 2009.
Naturalnie więc Andrea musiał znaleźć sobie nowego pracodawcę, ale wówczas podkreślał jeszcze, że jazda dla Ducati byłaby szaleństwem, przekreśleniem kariery i „skokiem na kasę”. Dlatego podpisał roczny kontrakt z prywatnym zespołem Monster Yamaha Tech 3, inkasując za rok startów zaledwie trzysta tysięcy Euro. Zdecydowanie mniej niż miliony, na jakie liczyć mogą zawodnicy fabryczni.
Mimo sprzętu drugiej kategorii i kilku problemów z częściami (jak słynna „afera” z układem hamulcowym, za który musiał zapłacić z własnej kieszeni), Dovizioso zaskoczył, aż jedną trzecią wyścigów w sezonie 2012 kończąc na podium i zajmując ostatecznie czwarte miejsce w generalce.
Oczywiście Dovizioso liczył, że solidnym sezonem uda mu się zapewnić sobie miejsce w fabrycznej ekipie Yamahy po odejściu z niej Bena Spiesa i plan prawie wypalił. Yamaha była pod sporym wrażeniem jazdy Włocha, który był w stanie całkowicie zmienić swój styl jazdy. Agresywne i późne hamowania Andrea zastąpił płynnością i dużymi prędkościami w środku zakrętu, co pozwalało mu wyciskać z lubiącej taki styl Yamahy ostatnie soki.
Niestety, ambitny plan awansu do fabrycznej ekipy Yamahy spalił na panewce, kiedy japońska marka zdecydowała się ponownie przyjąć pod swoje skrzydła wracającego z Ducati syna marnotrawnego, Valentino Rossiego.
…dobity przez rodaków?
Tym sposobem Andrea znów został na lodzie, wystawiony przez kolejną japońską korporację. Choć zaledwie 12 miesięcy wcześniej zarzekał się, że nie ma mowy o przejściu do Ducati, ponad dwa miliony Euro za dwuletni kontrakt i nieformalny status zawodnika numer jeden w fabrycznej ekipie, skutecznie zmieniły jego zdanie przed sezonem 2013.
Dovizioso pokazał już, że jest wyścigowym kameleonem i potrafi zmieniać swój styl jazdy w zależności od motocykla i opon. Poza tym to także zawodnik, który praktycznie się nie przewraca. Zresztą w pierwszej połowie tego sezonu na Ducati leżał tylko dwukrotnie. Zdecydowanie najmniej w stawce MotoGP.
To jednak marne pocieszenie, bowiem chłopak z Forli okazał się kolejnym zawodnikiem, który nie jest w stanie ponownie zaparkować kapryśnego modelu Desmosedici na podium. Przejęcie Ducati przez koncern Audi i zatrudnienie słynnego, wieloletniego inżyniera BMW, Bernharda Gobmeiera, miało wywrócić wszystko do góry nogami i zafundować włoskiej stajni sporą dawkę niemieckiej precyzji.
Póki co tak się jednak nie stało, a na półmetku sezonu Dovizioso zajmuje w tabeli zaledwie siódme miejsce. Co prawda wszystkie wyścigi kończył w pierwszej dziesiątce, na mokrym torze Le Mans niemal otarł się o podium, a do tego dwukrotnie wywalczył w kwalifikacjach pierwszy rząd startowy, ale po sześciu podiach na satelickiej Yamasze rok temu, Andrea z pewnością liczył na więcej. Mimo wielu zmian personalnych, a także zastąpienia karbonowej ramy tradycyjnym aluminium, zawodnicy Ducati od lat narzekają na to samo: podsterowność w zakrętach oraz nerwowe oddawanie mocy na wyjściach z łuków. Podczas swoich codziennych odpraw z dziennikarzami, Włoch za każdym razem mówi dokładnie to samo, co Hayden, Rossi, Stoner czy Melandri przed nim, ale czy ktokolwiek ich słuchał?
Cal będzie następny?
Dovizioso to jednak bardzo ciekawy przypadek, któremu powinien przyjrzeć się Cal Crutchlow. Brytyjczyk zajmie bowiem miejsce Nicky’ego Haydena i za rok dołączy do Andrei w Ducati. Warto dodać, że ten duet dzielił już garaż, rok temu wspólnie startując w Monster Yamaha Tech 3. Dovi był wówczas górą, ale w tym sezonie to Cal już cztery razy meldował się na podium, a w Niemczech powiedział mi dość buńczucznie, że rok temu był szybszy od Andrei, ale Włoch pokonał go doświadczeniem. Czy Cal za rok podzieli los Doviego? Czy tym razem pokona go na takim samym motocyklu? Czy Andrea zrobi to, czego nie udało się Valentino Rossiemu i podniesie Ducati na równe nogi? Czego potrzebuje, aby tak się stało?
Wszystkie te pytania sprawiały, że wręcz nie mogłem doczekać się wywiadu, który zaplanowaliśmy na czwartkowy wieczór, tuż po oficjalnej konferencji prasowej przed lipcowym wyścigiem o Grand Prix Niemiec na torze Sachsenring. Niestety, sama konferencja znacznie się przedłużyła, przez co naszą rozmowę musieliśmy przeprowadzić praktycznie w biegu, bo Dovi spieszył się na spotkanie z kilkoma swoimi osobistymi sponsorami. Z tego powodu nie tylko nie dostał ode mnie flaszki, która została w plecaku w centrum prasowym (więcej na ten temat w sierpniowej MotoRmanii), ale też nie zdążyłem zadać mu większości pytań, które przygotowałem. Zresztą, kiedy masz tylko kilka minut, musisz improwizować.
Uwielbiam jednak wywiady z Dovim, dlatego choć rozmawialiśmy krótko, a wszystkiemu bacznie przysłuchiwał się jeden z rzeczników Ducati, zawsze elokwentny Włoch rzucił nowe światło na problemy, z jakimi zmaga się za sterami Desmosedici. Oto, czego udało mi się dowiedzieć w zaledwie pięć minut:
Andrea, jak pierwsza połowa sezonu w barwach Ducati pokrywa się z twoimi przedsezonowymi oczekiwaniami?
Andrea Dovizioso: Spodziewałem się tego, co wydarzyło się na początku sezonu, ale szczerze mówiąc spodziewałem się także, że po kilku wyścigach zaczniemy robić postępy. Nie jestem zadowolony z naszych postępów. Musimy coś zmienić, ponieważ przez osiem wyścigów nie otrzymaliśmy materiału, który pozwoliłby nam zredukować dużą stratę do czołówki. Nie jestem zadowolony z postępów, jakie poczyniliśmy od zimowych testów w Malezji do teraz, ale myślę, że ludzie z Ducati zgadzają się ze mną w tej kwestii. Mamy takie same pomysły i dużo rozmawiamy na temat tego, jak możemy poprawić naszą sytuację.
Jak porównałbyś Desmosedici do Hondy i Yamahy jakimi ścigałeś się w MotoGP do tej pory?
Trudno jest porównać Ducati do Hondy i Yamahy, ponieważ Honda i Yamaha są zupełnie inne praktycznie pod każdym względem: jeśli chodzi o rozkład masy, wejścia i wyjścia z zakrętów, przyspieszenie itd. Ducati jest gdzieś pomiędzy nimi. Pewne aspekty przypominają Hondę, a pewne Yamahę, ale to jasne, że musimy poprawić się pod każdym względem.
Do Ducati dołączył w tym roku Bernhard Gobmeier. Kiedy rozmawiałem z nim na początku sezonu, był pewien, że wie jak rozwiązać problemy z Desmosedici. Czy faktycznie ma jakieś rozwiązanie? Jak się dogadujecie?
Nasze relacje są bardzo dobre. Od początku sezonu bardzo dużo ze sobą rozmawiamy, ale obaj jesteśmy nowi w Ducati i potrzebowaliśmy czasu, aby zrozumieć, co musimy poprawić.
Wszyscy wiemy, jakie są słabe strony Desmosedici. Porozmawiajmy więc o mocnych stronach…
(uśmiech) Mamy trochę większą przyczepność na pierwszych okrążeniach. Kiedy opona jest nowa, mamy większą przyczepność, dlatego czasami jestem wysoko w treningach. Poza tym jesteśmy także mocni w deszczu, ponieważ mamy trochę lepszą trakcję.
No właśnie. Jakim cudem możesz pojechać jedno szybkie kółko w treningach, ale nie jesteś w stanie utrzymać tempa w wyścigu?
Właśnie dlatego. Mamy trochę większą przyczepność, więc kiedy opona jest nowa, jeśli dasz z siebie więcej energii, możesz na niektórych torach zrobić naprawdę dobre kółko. Ma to jednak też drugą stronę i po kilku kółkach ten pozytyw staje się negatywem, ponieważ za bardzo obciążamy tył i zużywamy tylną oponę.
Czy analizowałeś telemetrię Caseya Stonera z jego okresu w Ducati?
Nie, ponieważ motocykl był wtedy zupełnie inny, a prędkości dużo niższe. Uważam, że Casey wywalczył tytuł na Ducati ponieważ jest najbardziej utalentowanym zawodnikiem na świecie, ale jednocześnie w tamtych czasach, choć motocykl był trudny w prowadzeniu, poziom konkurencji był niższy. To była zupełnie inna sytuacja, ponieważ Honda i Yamaha naprawdę mają teraz przewagę.
Ducati, jakiego rok temu dosiadał Valentino Rossi, było jednak bardzo podobne do twojego…
… podobne, ale nie takie same, choć mimo wszystko nadal mamy takie same problemy, jak on wtedy.
Czy sądzisz, że dzięki temu trudnemu okresowi staniesz się silniejszy w przyszłości?
Oczywiście! Mam taką nadzieję (uśmiech).
Jaki więc jest twój cel na resztę tego sezonu?
Myślę że w tym roku będzie nam bardzo trudno wywalczyć dobry wynik. Potrzebujemy więcej czasu, aby poprawić naszą sytuację. Najpierw musimy poprawić sytuację wewnątrz Ducati, a dopiero potem możemy rozmawiać o motocyklu.
Być może za rok znów po drugiej stronie garażu dołączy do ciebie Cal Crutchlow…
… tak, to jedna z opcji. Jeśli tak się stanie, też będę zadowolony, ponieważ jeździliśmy już przez rok w jednym zespole i to był fajny okres.
W ten weekend dostaniesz nową ramę. Spodziewasz się kolejnych nowinek w następnych wyścigach?
Tak, poza tym planujemy dzień testowy na Misano po wyścigu na Laguna Seca. Nie będziemy tam sprawdzali niczego szczególnego, ale inżynierowie Ducati cały czas ciężko pracują.
W takim razie powodzenia!
Dzięki!
Może i nie odkryliśmy razem z Dovim Ameryki, ale jego zrezygnowanie mówi samo za siebie. Ducati potrzebuje dużych zmian zanim w ogóle zmieni motocykl? Przecież właśnie wywrócono wszystko do góry nogami wewnątrz Ducati Corse. Może jednak zmiany techniczne i personalne okazały się krokiem w złą stronę? Nieco więcej światła rzucić na ten temat Nicky Hayden, z którym także rozmawialiśmy w Niemczech. Już na spokojnie i zdecydowanie dłużej, a że „Kentucky Kid” praktycznie wiedział już, iż nie ma dla niego przyszłości w Ducati, był nieco bardziej wylewny niż Dovi. Zapis rozmowy z Nickym już niedługo, a tymczasem w nowej, sierpniowej MotoRmanii możecie przeczytać, co o Ducati sądzą szykujący się do transferu Cal Crutchlow oraz rozczarowany dwoma latami w Bolonii szef mechaników Valentino Rossiego, Jeremy Burgess, który wyjątkowo nie przebierał w słowach.
Wracając jednak do Dovizioso, czy myślicie, że Ducati przekreśli najlepsze lata jego kariery, tak jak zrobiło to z Marco Melandrim czy Nickym Haydenem? A może jednak jest na tyle dobry, że zasłuży sobie – podobnie jak Valentino Rossi – na drugą szansę? No i przede wszystkim, czy los Dovizioso podzieli za rok Cal Crutchlow?