Zatrudnienie debiutanta Alexa Marqueza przez zespół Repsol Honda to dla HRC ogromne ryzyko, ale czy błąd? Mick analizuje sytuację:
Zacznijmy od tego, że Honda nie miała za bardzo wyboru. Kiedy podczas październikowego Grand Prix Malezji Jorge Lorenzo poinformował szefa zespołu Alberto Puiga, że nie zamierza zostawać w ekipie na drugi sezon swojego kontraktu, Japończycy znaleźli się w kropce.
Dlaczego w ogóle Alex?
Wszystkie czołowe nazwiska od dawna były już związane kontraktami na sezon 2020, więc opcji było niewiele. Awans Cala Crutchlowa z zespołu LCR Honda, choć pod względem sportowym chyba najbardziej sensowny, w praktyce nie wchodził w grę. Brytyjczyk jest zbyt blisko związany z Monsterem, aby rezygnować z tej współpracy i przejść do zespołu sponsorowanego przez Red Bulla. Tym bardziej, że w LCR Hondzie i tak dysponuje fabrycznym kontraktem z HRC i praktycznie takim samym motocyklem jak Marc Marquez. A nawet jeśli jakieś części, które otrzymuje są inne, to przejście do fabrycznego zespołu pewnie i tak by tego nie zmieniło.
Drugim kandydatem był Johann Zarco, który rok wcześniej odrzucił ofertę HRC (a raczej zrobił to za niego i bez jego wiedzy ówczesny manager, Laurent Fellon, który stracił później z tego powodu posadę) i dołączył do KTM-a, z którego podobnie jak Lorenzo z Hondy uciekł w popłochu na długo przed końcem dwuletniego kontraktu. Zarco był tak bliski dogadania się z HRC na ten rok, że trafił nawet do LCR Hondy na trzy ostatnie wyścigi poprzedniego sezonu, zastępując Takę Nakagamiego. Japończyk trafił nawet z tego powodu na nieco przyspieszoną operację barku… taki przypadek.
Wyniki Zarco, choć dużo lepsze niż na KTM-ie, najwyraźniej nie rzuciły jednak Hondy na kolana. Istniała duża szansa, że Johann na RC213V w barwach Repsola wcale nie poradziłby sobie lepiej niż debiutant Alex Marquez, więc wybór był raczej jasny. Z jednej strony mamy 30-letniego Francuza, który ma za sobą fatalny sezon i wizerunek nadszarpnięty przedwczesnym zerwaniem kontraktu z konkurencją. Z drugiej 23-latka, aktualnego mistrza świata Moto2, a przede wszystkim Hiszpana, który byłby bardzo na rękę Repsolowi. Biorąc pod uwagę plotki na temat możliwego odejścia Repsola po tym sezonie, Honda była pod ścianą, ale na miejscu Japończyków chyba każdy postąpiłby tak samo.
Dlaczego Alex to dobry wybór…?
Chyba nie ma talentu i naturalnej szybkości swojego brata. W końcu tytuł w Moto2 wywalczył dopiero w swoim piątym sezonie w tej klasie, a przez pierwsze dwa lata tylko raz stanął w niej na podium. Alex to jednak dwukrotny mistrz świata, więc na papierze ma wszystko, aby trafić do MotoGP.
Bezpieczniejszym i rozsądniejszym ruchem byłby z pewnością awans do królewskiej klasy w barwach satelickiej ekipy LCR Honda, bez presji jazdy w fabrycznym teamie, ale takiej opcji zwyczajnie nie było. Wątek Crutchlowa już poruszyliśmy, z kolei Nakagami – choć byłoby łakomym kąskiem dla HRC – nie pokazał jeszcze nic, co dawałoby mu prawo do takiego awansu.
Alex w Repsol Hondzie to jednak przede wszystkim idealny wybór jeśli chodzi o atmosferę w zespole. Każdy inny zawodnik narysowałby na plecach obrońcy tytułu tarczę i robił wszystko, aby spróbować go pokonać, a to mogłoby negatywnie wpłynąć na relacje w garażu. W końcu ktoś taki jak Dani Pedrosa, kto pokornie odgrywa drugie skrzypce, trafia się wyjątkowo rzadko.
Alex po pierwsze daje więc Marcowi spokój, którego mogłoby zabraknąć, gdyby po drugiej stronie garażu znalazł się np. Johann Zarco czy – pomijając fakt, że to kontraktowo niemożliwe – ktoś tak szybki i głodny sukcesu jak Maverick Vinales, Fabio Quartararo czy Pol Espargaro. Także sam Marc z pewnością chętniej będzie dzielił się wiedzą z bratem niż rywalem, który za jakiś czas mógłby odwdzięczyć się wbiciem noża w plecy obrońcy tytułu. Pod tym względem współpraca braci z Cervery może być wyjątkowo owocna.
Zresztą wystarczy przypomnieć co działo się w garażu Yamahy, gdy u boku dominującego Valentino Rossiego zameldował się w 2008 roku młody Jorge Lorenzo. Honda na pewno nie chciałaby takiej sytuacji.
… a Alex dlaczego jest dla HRC dużym ryzykiem?
Po pierwsze balans sił w całej strukturze Repsol Hondy niebezpiecznie przechyla się w stronę Marquezów i ich managera, Emilio Alzamory. Niezależnie od wyników Alexa, Marc ma teraz Alberto Puiga w garści. „Chcesz przedłużyć ze mną kontrakt? Musisz zostawić w teamie brata” – może za chwilę powiedzieć, a Honda nie będzie miała wyjścia i będzie musiała tańczyć tak, jak mistrz zagra. Nawet jeśli odbędzie się to kosztem ekipy.
Tutaj właśnie dochodzimy do sedna. Mam wrażenie, że czujność Japończyków uśpiły wydarzenia w minionego sezonu. W obliczu kontuzji i problemów Jorge Lorenzo z dostosowaniem się do RC213V, Marc Marquez potrójną koronę wywalczył niemal w pojedynkę. To w końcu on zdobył prawie wszystkie punkty do klasyfikacji zespołów i producentów, ale takie sytuacje mają miejsce wyjątkowo rzadko.
Już teraz widzimy, jak mocnym rywalem w 2021 roku będzie fabryczny zespół Yamahy z duetem Vinales/Quartararo, więc powtórzenie wyczynu sprzed roku może być już niemożliwe nawet dla takiego geniusza, jak Marquez.
Drugie ryzyko jest banalne. Jeśli tylko – odpukać w niemalowane – Marc wypadłby z rywalizacji na miesiąc lub dwa z powodu wypadku lub np. pogorszenia się stanu operowanego niedawno barku, Repsol Honda praktycznie przepadnie. Debiutant Alex Marquez nie będzie w stanie zrobić absolutnie nic jeśli chodzi o walkę o tytuł w klasyfikacji zespołów. W klasyfikacji producentów niewiele to zmienia, bo tutaj punktuje najszybszy zawodnik na motocyklu danej marki, więc honor HRC mógłby uratować Crutchlow, ale debiutant – nawet w duecie z testerem i rezerwowym HRC, Stefanem Bradlem – nie ugra wiele w punktacji zespołowej. Nie mówiąc już o walce o indywidualny tytuł.
Podczas gdy Yamaha zgarnęła z rynku praktycznie wszystkich potencjalnych mistrzów; sprawdzonego Vinalesa, wschodzącą gwiazdę Quartararo i starego lisa Rossiego, a do tego Lorenzo jako testera, Honda stawia wszystko na jedną kartę i jest to niespotykany wśród Japończyków ruch. Wręcz hazard.
Z drugiej strony, kierownictwo HRC naprawdę nie miało wyboru. Tak, zatrudnienie Alexa Marqueza to ogromne ryzyko, ale biorąc pod uwagę dostępne opcje, na pewno nie był to błąd.
Pytanie, co w najbliższych miesiącach wydarzy się pod kątem sezonu 2021? Alex na raptem kilka wyścigów na to, aby pokazać, że zasługuje na przedłużenie aktualnej, rocznej umowy. Jeśli tego nie zrobi, postawi w bardzo trudniej sytuacji nie tylko siebie, ale także swojego brata. Z pozoru genialny ruch Marquezów może więc za kilka miesięcy okazać się strzałem w kolano. Przede wszystkim dla nich.
Póki co dajmy jednak Alexowi czas na naukę MotoGP i Hondy. Kluczowy będzie tutaj także kierunek rozwoju motocykla. Podczas gdy Crutchlow nieustannie mówi o tym, że RC213V powinna być łatwiejsza w prowadzeniu, Marc odbija piłeczkę, mówiąc, że nie chce łatwiejszego motocykla. Chce szybszy. W którą stronę będzie chciał iść Alex i co zrobi z tym fantem Honda?
O ile trudno nazwać angaż Alexa błędem o tyle to, jak dużym jest on ryzykiem, będziemy mogli ocenić dopiero za kilka miesięcy. Oby wtedy nie było już dla Hondy za późno…