Najpierw lewa ręka, później tors. Siła uderzenia przekroczyła 25 G.
Podczas czwartkowego treningu w przed GP w Assen, Jorge Lorenzo zaliczył uślizg tylego koła przy prędkości 238 km/h, co całkiem mocno wyrzuciło go w powietrze. Lądowanie było twarde, a niedługo później nadeszła oficjalna wiadomość – Jorge ma złamany lewy obojczyk.
Alpinestars na szczęście stanął na wysokości zadania, poduszka powietrzna się otworzyła, chroniąc Lorenzo przed większymi obrażeniami. Po podłączeniu kombinezonu do komputera i przeanalizowaniu danych, firma udostępniła dane telemetryczne wypadku – abyśmy wszyscy mogli zobaczyć, jak zadziałała fizyka.
Z danych wynika jasno, pomiędzy utratą kontroli, a napełnieniem poduszki powietrznej minęło tylko 0,220 sek, a pierwszy kontakt z ziemią nastąpił po kolejnych 0,605 sek – pierwsza uderzyła lewa ręka z siłą około 23,75 G. Następne były oba obojczyki, a siła ich uderzenia nie zmieściła się w skali Alpinestarsa kończącej się na 25 G…
Po wypadku wszyscy stwierdzili jednogłośnie – Jorge ominie tą rundę, ale powinien pojawić się już za dwa tygodnie na GP Niemiec. Lorenzo jednak szybko poleciał do Barcelony, tam go poskładali, wrócił do Assen i przystąpił do wyścigu z nadzieją na zdobycie 5 punktów, czyli zajęcie 11 miejsca. Obolały i ze złamanym obojczykiem, Jorge finiszował na piątej lokacie. Postawa godna mistrza!