Francuz Johann Zarco, który imponuje na każdym kroku na prywatnej Yamasze zespołu Tech 3, odnośnie przyszłego sezonu rozmawia praktycznie ze wszystkimi producentami. Jakich barwach zobaczymy go w MotoGP w sezonie 2019?
27-latek z Cannes potrzebował co prawda kilku sezonów aby rozkręcić się w Moto2, ale gdy już to zrobił, dwa razy z rzędu wywalczył tytuł mistrza świata, a następnie trafił w rok temu do królewskiej klasy i spisał się powyżej oczekiwań wielu kibiców. Trzykrotnie stał na podium, dwa razy startował z pole position i zakończył sezon na szóstym miejscu, jako najwyżej sklasyfikowany zawodnik prywatny.
W tym roku Zarco znów jest na fali. Najpierw był bardzo szybki podczas testów w Malezji i Tajlandii, a następnie najszybszy podczas testów w Katarze, po czym wywalczył pole position do pierwszego wyścigu sezonu, w którym prowadził przez 17 z 22 okrążeń.
Nic dziwnego, że Johann ma w padoku branie wśród menedżerów fabrycznych ekip, ale chyba wszystkich zaskoczyła w Katarze wypowiedź jego menedżera, Laurena Fellona, który przyznał, że prowadzi rozmowy z praktycznie wszystkimi producentami zaangażowanymi w MotoGP. Niektórzy dziennikarze są już nawet przekonani, że Zarco dobił targu z Repsol Hondą i w przyszłym roku zastąpi w jej barwach Daniego Pedrosę u boku Marca Marqueza.
Jakie opcje ma Francuz i jakie konsekwencje jego decyzja będzie miała dla innych? Oto dość obszerna analiza:
Zarco w Repsol Hondzie, Pedrosa w KTM-ie?
Taki scenariusz faktycznie wydaje się chyba w tej chwili najbardziej prawdopodobny. Dlaczego? Nowy szef zespołu Repsol Honda, Alberto Puig, jest podobno wielkim fanem Francuza. Co prawda to właśnie Puig odkrył Daniego Pedrosę i opiekował się nim przez długi czas, 12 lat temu wprowadzając go jako osobisty menedżer do Repsol Hondy, ale w ostatnich latach, m.in. jako ekspert hiszpańskiej telewizji, nie szczędził swojemu byłemu podopiecznemu słów krytyki.
O ile Puig szybko przedłużył umowę z Marquezem, póki co nie pali się do rozmów z Danim, a to może sugerować, że chce przewietrzyć garaż Repsol Hondy i chyba rzeczywiście zespołowi by się to przydało. Pedrosa faktycznie jest idealnym numerem dwa u boku Marqueza, ale MotoGP to nie F1, a zespoły liczą na wyniki obu swoich podopiecznych, nawet kosztem atmosfery w garażu, o czym przez lata przekonać się mogli w szeregach Yamahy Valentino Rossi i Jorge Lorenzo.
Od czterech lat 32-letni dziś Pedrosa kończy zmagania poza podium w klasyfikacji generalnej MotoGP, wygrywając jedynie jeden lub dwa wyścigi w sezonie, a to chyba trochę za mało. Co prawda dwóch Hiszpanów w zespole to najlepsze rozwiązanie dla hiszpańskiego sponsora tytularnego, potentata petrochemicznego, marki Repsol, czy wspierającego Daniego od lat Red Bulla, ale jednak brak wyników w obliczu świetnej formy Zarco mocno działa na jego niekorzyść.
Mieszkający na południu Francji, Johann płynnie mówi po hiszpańsku i katalońsku, i sam przyznaje, że np. w pobliskiej Barcelonie czuje się jak w domu, dlatego dołączenie do Repsol Hondy nie byłoby dla niego żadnym problemem.
Pytanie, jak Zarco odnalazłby się na motocyklu, który wymaga zupełnie innego stylu jazdy? Najmocniejszą stroną Francuza jest fakt, że potrafi on bardzo dobrze naśladować płynny styl jazdy Jorge Lorenzo, pod którego w ostatnich latach rozwijana była Yamaha i w dużej mierze właśnie dlatego Johann tak świetnie odnalazł się w MotoGP na M1-ce. Czy byłby w stanie zmienić swój styl jazdy na bardziej agresywny i utrzymywać równie dobre tempo na wymagającej dużo większej agresji i bardziej nerwowej RC213V? Tego dowiemy się tylko, jeśli zdecyduje się na zmianę barw. W końcu Cal Crutchlow też błyszczał w barwach Monster Yamaha Tech 3, a po przesiadce najpierw na Ducati, a później na Hondę potrzebował znacznie więcej czasu na odnalezienie tempa. Z Ducati się nie udało, ale dwa lata temu Brytyjczyk był w stanie wygrywać na RC213V.
Sęk w tym, że dołączenie do Repsol Hondy to dla Francuza potencjalnie przejście z deszczu pod rynnę. Obecnie Zarco jest dopiero trzecim zawodnikiem w strukturach Yamahy, po Rossim i Mavericku Vinalesie, i to się nie zmieni. Jako prywatny motocyklista, nie może także liczyć na nowe części i branie udziału w rozwoju maszyny.
W Repsol Hondzie miałby co prawda wyraźnie lepszy status i wyższe wynagrodzenie, ale przynajmniej na początku nadal grałby drugie skrzypce u boku Marqueza, a wypracowanie sobie statusu numeru jeden wydaje się mało prawdopodobne. Na to były mistrz świata Moto2 może w tej chwili liczyć chyba tylko w Suzuki i w KTM-ie, ale tam otrzymałby do swojej dyspozycji dużo mniej konkurencyjne motocykle.
Mimo pewnych minusów przesiadka na Hondę wydaje się nieść ze sobą chyba najwięcej korzyści, ale co oznaczałaby dla Pedrosy? Dani z pewnością nie zdecydowałby się na tym etapie swojej kariery i w tym wieku na dołączenie do prywatnego zespołu, dlatego wydaje się, że ma dwa wyjścia; Suzuki i KTM. Ta druga opcja jest chyba znacznie bardziej prawdopodobna.
Kiedy dwa lata temu KTM rozmawiał z Hiszpanem o ewentualnej współpracy, ten zażyczył sobie za dwuletni kontrakt osiem milionów euro. Austriacy powiedzieli wprost, że wolą te pieniądze przeznaczyć na rozwój motocykla, zatrudniając wolniejszych, ale tańszych zawodników.
Teraz KTM potrzebuje jednak kogoś, kto zwyczajnie będzie szybszy niż Pol Espargaro i Bradley Smith, a jednocześnie pomoże w rozwoju motocykla dzięki dużemu doświadczeniu. Pedrosa wydaje się idealnym kandydatem, a jego ewentualny transfer bardzo ucieszyłby także Red Bulla, który sponsoruje obie strony. Co więcej, szefem technicznym projektu KTM-a jest Austriak Mike Leitner, który przez dekadę był szefem mechaników Pedrosy; najpierw w 250-tkach, a później w Repsol Hondzie.
Inną alternatywą pozostaje Suzuki, które na ten moment może zaproponować bardziej konkurencyjny motocykl, ale też znacznie skromniejsze zaplecze i z pewnością także mniejsze wynagrodzenie. Kto wie, że Dani dałby się także skusić Yamasze, jeśli ta zaproponowałaby fabryczny motocykl w barwach prywatnej ekipy?
Zarco w Ducati, Lorenzo pod ścianą
Ducati podkreśla, że priorytetem fabrycznego zespołu jest przedłużenie kontraktów ze swoimi obecnymi zawodnikami, Andreą Dovizioso i Jorge Lorenzo. O ile faktycznie trudno wyobrazić sobie zmianę barw przez Doviego, o tyle przyszłość Hiszpana jest niepewna. Włosi już potwierdzili, że nie będą w stanie zaproponować mu, tak jak do tej pory, 12 milionów euro rocznie. Po pierwsze dlatego, że z uwagi na wyniki muszą zaproponować Andrei znacznie więcej niż obecne 2,5 miliona euro rocznie, po drugie po utracie kilku sponsorów mają nieco mniejszy budżet, a po trzecie, patrząc na jego dotychczasowe wyniki na Desmosedici, „Por Fuera” zwyczajnie nie zasłużył na jedno z najwyższych wynagrodzeń w stawce.
Hiszpan z pewnością przełknie taką gorzką pigułkę i zgodzi się na sporą redukcję pensji, bo w końcu chce udowodnić sam sobie, że uda mu się opanować Ducati. Jeśli jednak w najbliższych wyścigach nie będzie w stanie pokazać wyraźnie lepszych niż do tej pory wyników, Włosi sami mogą stwierdzić, że wolą postawić na szybszego Zarco czy znacznie tańszego Danilo Petrucciego, który jako Włoch, do tego świetnie odnajdujący się na Ducati, idealnie pasowałby do zespołu. Jeśli tak się stanie, trudno wyobrazić sobie dalsze losy Lorenzo.
Z pewnością w obliczu aktualnych problemów Yamaha powitałaby go z otwartymi ramionami, udostępniając fabryczny motocykl w barwach prywatnej ekipy, a do takiego projektu z chęcią dorzuciłby się Monster (jeśli nie objąłby roli sponsora tytularnego fabrycznego zespołu Yamahy). Teraz już jednak chyba za bardzo wybiegamy w przyszłość…
We wszystkim tym jest jednak jeden duży problem. Lorenzo nie może dogadać się z Ducati, ponieważ motocykl wymaga bardzo agresywnego stylu jazdy, a on sam jest najpłynniej jeżdżącym zawodnikiem w MotoGP. Zarco swoje sukcesy na M1-ce w dużym stopniu zawdzięcza właśnie temu, że naśladuje styl Hiszpana. Czysto teoretycznie na Ducati miałby więc takie same problemy jak on. Chyba, że jednak potrafi lepiej zmieniać swoje nawyki. Mechanicy Tech 3 są zdania, że tak.
Naszym jednak zdaniem najprawdopodobniej Ducati wykorzysta grzecznościowe rozmowy z Zarco by wywrzeć presję na Lorenzo i mieć asa w rękawie podczas negocjacji, przede wszystkim finansowych, z Hiszpanem. Dokładnie to samo zrobiła Yamaha, gdy podczas przeciągających się negocjacji z Vinalesem dwa lata temu rozpuszczono plotkę na temat nawiązania rozmów z Pedrosą. Efekt był taki, że Honda szybko dobiła targu z Danim, a Maverick przestał zwlekać i podpisał umowę z Yamahą. Ducati będzie z pewnością chciało podobnie wykorzystać sytuację… podobnie jak Zarco, któremu plotki o rozmowach z Ducati zapewne pomogą wywrzeć presję na Hondzie.
Zarco w Suzuki, Iannone na rozdrożu
Zakończenie współpracy Suzuki z Andreą Iannone wydaje się kwestią czasu. Włoch zupełnie nie może odnaleźć się na GSX-RR, a Davide Brivio potrzebuje kogoś, kto będzie w stanie nie tylko rozwijać motocykl, ale także sięgać na nim po wyniki (Maniac Joe zawodzi na obu tych płaszczyznach).
Suzuki ma jednak kilka opcji. Z pewnością znacznie tańszy będzie Danilo Petrucci, którego wieloletnie doświadczenia na Ducati bardzo pomogłyby inżynierom z Hamamatsu. Danilo w dogadaniu się z ekipą Brivio pomógłby także włoski paszport. Inną (choć pewnie droższą) opcją, jeśli ktoś inny poza Zarco wygryzłby go z Repsol Hondy, jest także Pedrosa.
Zarco miałby szansę dobrze dogadać się z preferującym płynny styl jazdy Suzuki i jeśli tylko szybko zostawiłby w tyle Alexa Rinsa, co wydaje się bardziej prawdopodobne niż analogiczny scenariusz z Marquezem w Repsol Hondzie, byłby w zespole niekwestionowanym numerem jeden.
Chyba jednak każdy ambitny zawodnik wolałby zostać potencjalnym numerem dwa w Repsol Hondzie niż numerem jeden z Suzuki (nie mówiąc już o byciu numerem trzy w Yamasze). Świadczy o tym chociażby fakt, że z ekipy Brivio odszedł Maverick Vinales, trafiając do zespołu u boku uwielbianego prze kibiców i faworyzowanego przez inżynierów Valentino Rossiego. Zarco w Suzuki to więc chyba najmniej prawdopodobny scenariusz, nie licząc oczywiście Aprilii, która w jego przypadku w ogólnie nie jest brana pod uwagę.
Ale co z Iannone? Maniac Joe chyba z chęcią wróciłby na Ducati, ale w grę wchodzi jedynie prywatna maszyna lub dołączył właśnie do Aprilii, w której mógłby liczyć na fabryczny status. Patrząc na problemy Davide Brivio, szef Aprilii Romano Albesiano nie będzie chyba jednak chciał iść tą drogą i prędzej postawi na Petrucciego.
Zarco nadal na Yamasze, ale w jakich barwach?
Specyficzna sytuacja Zarco wynika także z faktu, że jego obecna ekipa Monster Yamahaa Tech 3, ogłosiła już, że po tym sezonie kończy współpracę z Yamahą. Pozostanie Francuza w zespole swoich rodaków wydaje się więc mało prawdopodobne. Umówmy się; jeśli Johann przesiądzie się na KTM-a to raczej tylko w fabrycznej ekipie numer jeden, a nie w prywatnym teamie, nawet jeśli ten ma otrzymać fabryczne motocykle.
Zarco teoretycznie może jednak nadal jeździć Yamahą, jeśli tylko zdecyduje się dołączyć do teamu, który przejmie od Tech 3 dwie M1-ki. Faworytem ku temu wydaje się belgijska ekipa Marc VDS, której kontrakt z Hondą dobiega końca i która jest nieco rozczarowana brakiem wsparcia ze strony japońskiego producenta. Początkowo sporo mówiło się także o Asparze.
Yamasze zależy z kolei na Zarco, bo widzi, jak dobrze jego płynny styl jazdy współgra z jej maszyną. Lin Jarvis, szef Yamaha Motor Racing, już wspominał o tym, że Johann mógłby w nowym zespole otrzymać motocykl w fabrycznej specyfikacji. Tym sposobem współpracowałby z Yamahą na takiej samej zasadzie jak dysponujący fabrycznym kontraktem z HRC Cal Crutchlow z Hondą.
To dawałoby mu znacznie większe szanse na lepsze wyniki i udział w rozwoju maszyny, ale w praktyce mogłoby sprowadzić się do wykonywania brudnej roboty dla Rossiego i Vinalesa bez szansy na wyprzedzenie ich w tabeli. Oczywiście Johann mógłby liczyć na to, że za dwa lata wskoczy na miejsce Rossiego lub Vinalesa, ale nigdy niewiadomo, czy Doktor nie zostanie w MotoGP na jeszcze dłużej, a wtedy – za dwa lata – Zarco może już nie mieć na stole tylu fabrycznych propozycji. Tym bardziej, że w wieku 27 lat w sumie wcale nie jest taki młody. Jeśli więc chce zrobić kolejny krok w swojej karierze, powinien chyba zmienić maszynę. Być może jednak więź z M1-ką okaże się zbyt silna. Kogo posłucha Francuz? Serca? Czy rozumu?
Swoją drogą trzeba przyznać, że Vinales postąpił bardzo sprytnie, tak wcześnie, bo już w styczniu, przedłużając umowę z Yamahą na dwa kolejne lata. Jeśli bowiem w najbliższych wyścigach nie udałoby mu się wrócić do tempa z początku roku, kto wie, może Japończycy zastąpiliby go właśnie Zarco, którego ubiegłoroczne wyniki z pewnością zmotywowały Hiszpana do wykonania szybkiego ruchu.
Zarco w KTM-ie, Smith w ślepej uliczce
Sytuacja Smitha jest podobna to tej, w której w Suzuki znalazł się Iannone. Jeśli Brytyjczyk nie podkręci tempa i to wyraźnie, jego dni w KTM-ie wydają się policzone. Austriacy mogą co prawda wybierać z chętnych na fabryczną posadę, ale Zarco byłby im bardzo na rękę.
Johann swoją karierę w padoku Grand Prix zaczynał właśnie wygrywając Red Bull Rookies MotoGP Cup w 2007 roku, startując na KTM-ie przy ogromnym wsparciu Red Bulla. Dla obu tych marek pozyskanie Francuza w królewskiej klasie to wspaniały chwyt marketingowy, który pokazałby, jak można z nimi dzisiaj przejść całą drogę; niemal od zera do fabrycznej ekipy w MotoGP. Nie jest tajemnicą, że Austriakom bardzo na tym zależy i będą gotowi sporo za to zapłacić.
Sęk w tym, że Johann to typ gościa, któremu nie zależy na pieniądzach, a na wyniku, dlatego pod względem sportowym KTM wydaje się znacznie mniej atrakcyjną opcją niż Repsol Honda, Ducati, czy nawet Suzuki i Yamaha. Zarco byłby jednak w zespole absolutnym numerem jeden i miałby szansę rozwinąć projekt w taki sposób, aby w dłuższej perspektywie RC16 był równie konkurencyjny co maszyny rywali. Czy jednak wystarczą na to dwa lata? A jeśli wystarczą, to czy KTM nie szarpnie się wówczas na ściągnięcie Marqueza i nie odstawi Johanna na boczny tor? Znaków zapytania w tym przypadku nie brakuje, ale plusów również.
Trudny wybór, kiedy decyzja?
Jedno jest pewne; najgorętsze nazwisko na rynku transferowym MotoGP czeka w najbliższych tygodniach najtrudniejsza decyzja w życiu. Kto wie, być może już zapadła, ale kiedy się tego dowiemy? Jego menedżer mówi, że dopiero po majowym powrocie MotoGP do Europy. Czyżby w trakcie jego domowej rundy w Le Mans?
Teraz dla Francuza ważniejsze jest jednak coś innego, bo przy tak ogromnym zamieszaniu wokół jego osoby i tak wielkim pompowania balonika wypadałoby w końcu wygrać wyścig… Tylko czy to możliwe na prywatnym motocyklu?