W najbliższym roku Casey sprawdzi, czy wyścigi V8 mu się podobają, a jednocześnie cały czas monitoruje rozwój MotoGP.
Zaledwie tydzień temu świat obiegła, plotka, że Casey Stoner już na pewno ścigał się będzie w wyścigach Dunlop Development Series towarzyszących prestiżowej serii V8. Australijczyk szybko zaprzeczył plotkom na swoim Twitterze, jednocześnie studząc zapał wszystkich fanów. Mick trzeźwo jednak napisał, że jego oświadczenie jest zapewne totalną ściemą i dokładnie taką samą sytuacją, jak w przypadku plotki o odejściu z MotoGP. No i Mick miał rację, teraz kontrakt jest już oficjalnie ogłoszony!
Dokonał tego oczywiście sam Stoner, tym razem w wywiadzie dla Sunday Daily Telegraph. Potwierdził, że wystartuje w serii Dunlop samochodem Holden Commodore V8. Będzie jeździł w zespole sponsorowanym przez swojego wieloletniego, osobistego sponsora, firmę Red Bull – Triple Eight Racing.
O swoim rocznym kontrakcie, 27-latek napisał:
„To będzie próbny rok, aby przekonać się jak mi idzie i jak podoba mi się ten sport. Na pewno poświęcamy się, żeby to zrobić, ale jednocześnie nie chcemy pójść zbyt głęboko, jeżeli miałoby się okazać, że to nie dla nas. Miałem zamiar wystartować w 75% wyścigów, ale zdecydowałem, że pojadę we wszystkich. Chcę siedzieć za kółkiem ile będzie się dało i zrozumieć, jak prowadzi się V8.”
Casey w tym wywiadzie przypomniał również, co mu się nie podobało w MotoGP, jednocześnie zaznaczając, że nie zamyka sobie ostatecznie drzwi do tej serii – nawet jeżeli aktualnie nie ma mowy o powrocie.
„Ani kontuzje nie były częścią decyzji o odejściu, ani chęć robienia nowych rzeczy. Rodzina też nie była częścią. Po prostu czułem, że już nie kocham tego sportu. Odczuwaliśmy brak szacunku od wielu ludzi dookoła, a mi nie podobał się też kierunek, w którym wszystko szło.
Dokuczali nam [fani], próbowali ściągnąć nas ze skuterów, gdy jeździliśmy pomiędzy kamperem i boksem, i tym podobne. Niestety nie podobała im się moja szczerość w padoku. To było częścią mojej decyzji, ale bardziej chodziło o kierunek sportu.
Straciliśmy zawodnika niedawno [Marco Simoncelli] i w ciągu miesiąca już wszystko było tak, jak gdyby nic się nie stało. Chcieli widzieć pojedynki i walkę, ale nie zdawali sobie sprawy, że na szali są nasze życia. Staliśmy się maskotkami w tym świecie, a to nie miało nic wspólnego z wyścigami.
Nie mam najmniejszego zamiaru wrócić do tego sportu. Jednak jeżeli zobaczę, że drastycznie się zmienia, do punktu, który mnie interesuje, wtedy będzie szansa. Ale widzę w jaki sposób wszystko idzie, nie ma szansy [na mój powrót].”