Koniec ze zwężkami. Od przyszłego roku do World Superbike wprowadzone zostaną ograniczniki obrotów, co ma jeszcze bardziej wyrównać sytuacje w stawce.
Do tej pory różnice pomiędzy poszczególnymi motocyklami – w szczególności dwucylindrowego Ducati o większej pojemności – niwelowały tzw. zwężki w układzie dolotowym, jednak rozwiązywało to problem tylko połowicznie. Z pewnością w obliczu dominacji Kawasak i Ducati oraz z chęci uatrakcyjnienia widowiska, organizatorzy postanowili wprowadzić zmiany.
W przyszłym roku wprowadzone więc zostaną ograniczenia maksymalnych obrotów, które będą oczywiście inne dla każdej marki. Co więcej, organizatorzy mają prawo zmieniać je wedle uznania co trzy rundy.
Proponowane wstępnie limity wyglądają następująco: 14700 dla Aprilii, BMW, MV Agusty i Suzuki, 14300 dla Hondy, 14100 dla Suzuki oraz 12400 dla Ducati. Do tej pory limit obrotów wynosił 15 tys. dla motocykli czterocylindrowych i 12700 dla dwucylindrowych. Minimalna waga dla wszystkich wyniesie 168 kg.
Wzorem MotoGP, wprowadzone zostaną także punkty koncesyjne, ale nie tyle dla producentów, co dla zespołów. Tym sposobem np. prywatny zespół Kawasaki, z gorszymi wynikami niż fabryczny, będzie mógł wprowadzać więcej nowych części i mocniej rozwijać silnik, niż ekipa z lepszymi wynikami. Producenci będą z kolei musieli udostępniać części po z góry ustalonych, niższych cenach. Ograniczone zostaną także maksymalne ceny za ramy i zawieszenia.
Naszym zdaniem to świetna wiadomość, a nowe rozwiązania powinny jeszcze bardziej uatrakcyjnić rywalizację w stawce. Oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie mógł powiedzieć, że konkurencyjność do tej pory słabszych teamów została zwiększona „sztucznie”, przez np. wyższe obroty, ale szczerze mówiąc; kogo to obchodzi? Jeśli tylko zyskamy ciekawsze wyścigi, w których o czołowe pozycje walczyć będzie większa grupa zawodników na różnych motocyklach, to z pewnością wszyscy będą zadowoleni – nawet jeśli nie przypadnie to być może do gustu tym, którzy do tej pory dominowali.
Oczywiście czas pokaże, czy nowe przepisy rzeczywiście wywrócą sytuację w stawce do góry nogami, czy okażą się jedynie kosmetyką, ale patrząc na konsekwencje, z jaką organizatorzy WorldSBK próbują poprawić jakość widowiska – oraz jak udało im się to wcześniej w przypadku MotoGP – jesteśmy bardzo dobrej myśli. A Wy co o tym sądzicie?
Zapytaliśmy Pawła Szkopka, 11-krotnego mistrza Polski i jedynego Polaka mającego na swoim koncie punkty wywalczone w World Superbike. „Wszystko co zbliża zawodników do siebie i sprawia, że giną różnice sprzętowe, jest OK – mówi zawodnik ekipy Pazera Racing. – Nie mogę jednak myśleć tylko i wyłącznie o sobie, bo wiadomo, że producenci motocykli inwestują w wyścigi po to, aby się rozwijać, a tutaj ten rozwój może być utrudniony. Kij zawsze ma dwa końce. Trudno mi się odnieść do tego jaki będzie skutek długofalowy, ale na pewno na dzień dobry pomysł bardzo dobry, szczególnie dla mnie jako zawodnika.”
Niestety, zdaniem Pawła, problem z wyrównaniem szans ekip dysponujących mniejszym budżetem nadal leżał będzie gdzie indziej. „Największym problemem dla mnie jest elektronika i inżynierowie, którzy są bardzo drodzy, a tych najlepszych nie ma zbyt wielu. Zespoły, które będą miały lepszych elektroników nadal będą wygrywały” – mówi Paweł, który w tym roku startował w WorldSBK z dziką kartą razem z teamem Pazera Racing na niemieckim Lausitringu.
Co prawda organizatorzy WorldSBK zastanawiają się i nad tym, biorąc pod uwagę wprowadzenie jednolitej elektroniki, ale w przyszłym roku kwestia ta będzie jedynie omawiana, a ewentualne zmiany wejdą w życie dopiero w 2019 lub 2020 roku.