Kibice wciąż toczą gorącą dyskusję na temat kontrowersyjnego manewru wyprzedzania, jaki Marc Marquez zastosował w niedzielę w ostatnim zakręcie na Jorge Lorenzo. Czy była to genialna walka, czy nieczysta zagrywka niegodna MotoGP?
Lorenzo nie wyciąga wniosków
Dwaj Hiszpanie walczyli ze sobą przez długą część wyścigu. Marquez próbował wykorzystywać mocniejszy silnik swojej Hondy, ciasno przejeżdżając przez piąty zakręt, wcześnie prostując maszynę na wewnętrznym krawężniku i atakując podczas hamownia do szóstki, ale Lorenzo sprytnie się w tym miejscu bronił, zjeżdżając na prostej do wewnętrznej.
Zawodnik Repsol Hondy zaatakował mimo wszystko na ostatnim okrążeniu, ale przestrzelił i prawie wyjechał poza tor. W tym momencie Lorenzo zgubiła pewność siebie. Obrońca tytułu był przekonany, że rywal po błędzie jest za daleko aby zaatakować. Zawodnik Yamahy w ostatni zakręt wszedł więc w swoim słynnym stylu: hamując wcześnie i wjeżdżając szeroko, aby pokonać łuk z jak największą prędkością, zamiast opóźnić hamowanie, defensywnie zjechać do wewnętrznej i maksymalnie zwolnić w środku łuku, uniemożliwiając rywalowi atak. Wszyscy wiemy, jak się to skończyło.
Oczywiście łatwo pisze się to z perspektywy kogoś, kto jedynie oglądał wyścig, a nie walczył na torze, tym bardziej kilka dni po wyścigu, kiedy emocje powoli zaczynają opadać, ale Lorenzo powinien był wiedzieć lepiej. Dlaczego? Dokładnie ten sam błąd popełnił w ważnych momentach swojej kariery już dwukrotnie.
Po raz pierwszy w Barcelonie w 2009 roku. Atak Valentino Rossiego na zawsze przeszedł do historii po tym, jak Lorenzo trzymał się swojego stylu jazdy i szeroko wchodząc w ostatni zakręt wysłał Włochowi zaproszenie do wejścia pod łokieć. Oczywiście każdemu może zdarzyć się taki błąd, ale Lorenzo nie wyciągnął z niego wniosku. Pokazał to rok temu w Brnie, kiedy zrobił dokładnie to samo w ostatniej szykanie, powalając Pedrosie na atak od wewnętrznej i wygranie Grand Prix Czech.
W niedzielę Lorenzo ten sam błąd popełnił po raz trzeci i miejmy nadzieję, że do trzech razy sztuka. Co prawda po wyścigu był wściekły i nie chciał komentować całego incydentu, ale już dzień później przyznał, że nie wyciągnął wniosków z incydentu z Barcelony sprzed czterech sezonów i zwyczajnie „dał ciała”.
Kiedy rozmawiałem z Jorge na Sachsenringu podczas Grand Prix Niemiec rok temu, pytałem go o jego słynny styl jazdy, opierający się na wczesnym, płynnym hamowaniu i szerokim przejeżdżaniu zakrętów z ogromnymi prędkościami oraz złożeniem nieosiągalnym nawet dla innych zawodników lubiącej taką jazdę Yamahy. Jorge podkreślał wówczas, że faktycznie preferuje taki styl, ale potrafi go też w każdej chwili zmienić i kiedy trzeba, opóźnić hamowanie czy mocno ściąć do wewnętrznej, praktycznie zaparkując przy krawężniku.
Niedzielny wyścig kolejny raz poddał jednak te słowa pod wątpliwość. Czy błąd Lorenzo w ostatnim zakręcie wynikał z niedocenienia Marqueza i przekonania, że młody rywal jest za daleko, aby zaatakować, czy może jednak ze swojego rodzaju nieumiejętności zmiany wyuczonego stylu jazdy i instynktów? Kolejna tego typu potyczka z pewnością odpowie nam na to pytanie. Teraz Lorenzo doskonale wie, że nie może kolejny raz popełnić podobnego błędu, a kibice będą się pod tym kątem bacznie przyglądać jego jeździe. Pytanie, czy „Por Fuera” poradzi sobie z taką presją?
Marquez wprowadza nową jakość
Każdy, kto widział Marca Marqueza w akcji podczas wyścigów Moto2, nie był ani trochę zaskoczony manewrem w ostatnim zakręcie. Rok temu Hiszpan regularnie ocierał się o rywali. Zazwyczaj uchodziło mu to płazem, choć czasami było na granicy faulu, ale w Walencji przesadził podczas treningu, wypychając z toru Simone Corsiego, za co ukarano go startem z końca stawki. Mimo wszystko wygrał wyścig.
Marquez wprowadza do MotoGP nową jakość. Zaczynając od szorowania po asfalcie łokciem, przez nietypowe linie przejazdu i agresywną mowę ciała na motocyklu, aż po manewry wyprzedzania.
To, co zrobił rok temu Thomasowi Luthiemu w Katarze było bezlitośnie ostre, ale fair. Podobnie było z walką z Polem Espargaro w Estoril czy na Misano. Rywale narzekali, tak jak w przeszłości Sete Gibernau na manewry Valentino Rossiego, ale Dyrekcja Wyścigu nie miała większych uwag (choć po incydencie z Kataru Dyrektor Wyścigu, Mike Webb poprosił do siebie Marqueza i Luthiego).
Także wyprzedzeniem Lorenzo w minioną niedzielę Marquez pokazał, że wnosi do wyścigów MotoGP nową jakość. Pytanie, czy jest to jakość w pozytywnym, czy negatywnym tego słowa znaczeniu? Granica jest w tym przypadku niezwykle cienka, ale nie ma wątpliwości, że przecież właśnie dlatego oglądamy wyścigi MotoGP, a nie „Taniec z Gwiazdami”. Poza tym, jak mówił legendarny Ayrton Senna: „jeśli nie wciskasz się w przestrzeń, która pojawia się przed tobą, nie jesteś już kierowcą wyścigowym”.
Nie ma wątpliwości, że manewr był na limicie. Marquez był trochę za daleko i gdyby nie odbicie się od Lorenzo, wyjechałby bardzo szeroko na zewnętrzną… ale nie wyjechałby poza tor. Dyrekcja Wyścigu nie miała wątpliwości i tak jak w przypadku zderzenia Rossiego i Gibernau w 2005 roku, nie zdecydowała się na nałożenie żadnej kary – i słusznie. W końcu to ostatni zakręt wyścigu i walka o drugie miejsce.
Niestety, Lorenzo może być wściekły tylko na siebie. Miał trzy wyjścia: Najbezpieczniejsze, czyli zamknięcie wewnętrznej. Nieco bardziej ryzykowne, ale równie skuteczne zostawienie miejsca na wewnętrznej, pozwolenie Marquezowi na przestrzelenie zakrętu i zanurkowanie ponownie do środka (dokładnie to samo zrobił na ostatnim kółku w szóstym zakręcie), albo jechanie po swojemu. Marquez przyznał, że oglądał wyścigi sprzed lat i wiedział, że taki atak jest możliwy. Lorenzo też powinien to wiedzieć, ale jednak dał się przechytrzyć i to kolejny raz. Teraz przynajmniej wie, że walka z Marquezem to trochę inna historia niż chirurgiczna precyzja manewrów Rossiego czy Pedrosy.
Czy w niedzielę faktycznie widzieliśmy nową jakość w wyścigach MotoGP? Jedno jest pewne. W tym sezonie rozpoczęła się nowa era. Tak jak Rossi musiał się przestawić i dopasować do nowych reguł gry, narzuconych kilka lat temu przez Stonera, Pedrosę i Lorenzo, tak teraz Dani i Jorge muszą zrozumieć nowego rywala…
… jeśli to jednak zrobią i spróbują pokonać Marqueza jego własną bronią, wówczas czeka nas naprawdę wybuchowy sezon MotoGP. I to jest chyba w tym wszystkim najważniejsze, prawda?