Choć Fabio Quartararo sięgnął po drugie zwycięstwo z rzędu, a zawodnicy Yamahy zdominowali niedzielne podium w Jerez, japońska marka ma bardzo poważne problemy ze swoimi silnikami.
Na początku każdego sezonu rozwój jednostek napędowych w MotoGP jest zamrażany na cały sezon, silniki są plombowane, a ich ilość ograniczona.
W tym sezonie zawodnicy zmierzą się w zaledwie trzynastu rundach MotoGP, a każdy z nich będzie mógł zużyć tylko pięć silników. Wyjątkiem są Aprilia i KTM, których ograniczenia dotyczą w mniejszych stopniu z uwagi na słabsze wyniki.
Ponieważ każdy zawodnik MotoGP korzysta z dwóch motocykli, jednocześnie używa także przynajmniej dwóch silników. Organizatorzy uznają silnik za użyty, gdy zawodnik wyjedzie na nim z alei serwisowej.
Tym sposobem po dwóch rundach MotoGP wszyscy zawodnicy używają dwóch pierwszych silników. Wyjątkiem są podopieczni Yamahy i nie chodzi tylko o awarie, które zatrzymały Valentino Rossiego podczas Grand Prix Hiszpanii, a Franco Morbidelliego podczas GP Andaluzji.
Rzeczywiście, po awarii w motocyklu Rossiego podczas pierwszej rundy, w miniony weekend „Doktor” korzystał już z dwóch kolejnych silników. Ten, który zawiódł tydzień temu, został wycofany z alokacji i wysłany do Japonii.
Tam będzie można zdjąć plomby i zrobić dokładną inspekcję, ale ta konkretna jednostka napędowa nie będzie już mogła wrócić do użytku. Chyba, że jako „nowy” silnik numer sześć, ale wykorzystanie dodatkowego silnika spoza puli pięciu oznacza start do wyścigu z alei serwisowej.
Podczas GP Andaluzji Rossi korzystał z silników numer trzy i cztery, a silnik numer dwa, używany do trzeciego treningu podczas GP Hiszpanii, nie wrócił już do użycia.
Jeszcze gorzej wygląda sytuacja Mavericka Vinalesa. On co prawda nie zaliczył żadnej awarii podczas dwóch pierwszych rund sezonu, ale po pierwszych trzech treningach pierwszej rundy Hiszpan przestał korzystać z dwóch pierwszych silników ze swojej alokacji i przez resztę weekendu używał już tylko silnika numer trzy. Drugi został wycofany z alokacji po pierwszym weekendzie i trafił do Japonii.
Podczas drugiej rundy w Jerez Vinales używał już silników numer cztery i pięć. Silniki numer jeden i trzy, choć nie zostały wycofane z jego alokacji, nie wróciły już do użycia.
Zwycięzca dwóch pierwszych wyścigów, Fabio Quartararo, podczas drugiej rundy korzystał już tylko z silników numer trzy i cztery, choć dwa pierwsze nie zostały wycofane z jego alokacji. Tak samo wygląda sytuacja Franco Morbidelliego, choć jego czwarty silnik zatrzymał się podczas wyścigu. Nie wiadomo, czy zostanie wycofany z alokacji przed rundą w Brnie.
Co teraz?
W padoku krąży teoria, że winę za problemy z silnikami ponosi jeden z czujników, ale gdyby sprawa była tak prosta, inżynierowie rozwiązaliby problem już po pierwszej rundzie.
Jeśli rzeczywiście Yamaha będzie z taką intensywnością niszczyć silniki, zawodnicy będą musieli wykorzystać ich znacznie więcej niż pięć, a to oznacza karne starty z alei serwisowej i może przekreślić szanse Quartararo, Vinalesa i Rossiego na walkę o tytuł, nawet w obliczu punktów straconych przez Marca Marqueza z powodu kontuzji.
Jedyną furtką jest pomoc ze strony organizatorów, którzy mogą zgodzić się na otwarcie plomb i wymianę/naprawdę wadliwej części. Pytanie, czy Japończycy faktycznie wiedzą, co powoduje tak poważne problemy i czy rzeczywiście jest to tylko czujnik.
Teoretycznie organizatorzy mogliby się zgodzić nawet na spore zmiany w konstrukcji jednostki napędowej, ale Yamaha musiałaby nie tylko szybko poznać istotę problemu, ale także wyeliminować go raptem w kilka dni, bo przecież już za niecałe dwa tygodnie kolejna runda MotoGP, GP Czech w Brnie.