Yamaha postanowiła, że nie przedłuży współpracy z Jonasem Folgerem, który w tym roku pełnił rolę kierowcy testowego projektu MotoGP. „Mieliśmy słowną umowę” – przyznaje rozczarowany Niemiec.
Folger to jedna z największych zagadek padoku Grand Prix. Szalenie zdolny i utalentowany, ale od lat bardzo niestabilny emocjonalnie. Kiedy po trzech latach w Moto2 w 2017 roku awansował do MotoGP w barwach ekipy Monster Yamaha Tech 3, wielu pukało się w głowy, ale Niemiec zaimponował, sięgając m.in. po świetne drugie miejsce przed własną publicznością na Sachsenringu i dziesiątą pozycję w generalce.
Sezon 2018 miał by jego rokiem, ale zamiast tego, na kilka dni przed pierwszymi testami w Malezji Jonas poinformował ekipę Tech 3, że… postanowił zakończyć karierę aby skupić się na problemach ze zdrowiem. Rzekomy „Syndrom Gilberta” wyeliminował go już z czterech ostatnich wyścigów sezonu 2017, ale wielu podejrzewa, że mający opinię dość niestabilnego, Folger po prostu nie wytrzymał presji. Gdzie jest prawda? Tego pewnie nigdy się nie dowiemy, ale zwolennikom teorii spiskowych przypominamy, że podobna niedyspozycja Caseya Stonera w sezonie 2009 wynikała z… nietolerancji laktozy i nie było tam żadnego drugiego dna. Może więc faktycznie Folger musiał uporać się z kwestiami fizycznymi, a nie psychicznymi.
Tak czy inaczej Jonas zapadł się pod ziemię w sezonie 2018, ale wrócił w tym roku, najpierw jako kierowca testowy nowego, europejskiego test teamu Yamahy, a później jako zastępca kontuzjowanego Khairula Pawiego w pięciu wyścigach Moto2 w barwach ekipy Petronas. Niemiec miał szansę na kolejne starty w Moto2 (wszystkiego tegoroczne ukończył w pierwszej dwudziestce, ale poza punktowaną piętnastką), lecz postanowił skupić się na swoich ambicjach powrotu do MotoGP i postawił wszystko na jedną kartę, czyli dalszą pracę z Yamahą jako kierowca testowy. Liczył oczywiście na to, że otworzy mu do drzwi do powrotu na M1-kę w MotoGP w sezonie 2021, kiedy kończą się obecne kontrakty praktycznie wszystkich zawodników królewskiej kategorii.
Kilka tygodni temu nad przyszłością Folgera pojawiły się co prawda czarne chmury, bowiem zwolnienie Johanna Zarco z zespołu KTM-a potencjalnie otworzyło Francuzowi drzwi do zajęcia roli Niemca w strukturach Yamahy, ale wiadomo już, że do tego nie dojdzie. Zarco postanowił wystartować w trzech ostatnich wyścigach tego sezonu jako zastępca Takaakiego Nakagami, licząc, że w przyszłym roku uda mi się wygryźć z posady w Repsol Hondzie Jorge Lorenzo. Yamaha zadeklarowała już, że nie bierze go pod uwagę jako potencjalnego testera.
Kiedy już wydawało się, że współpraca Folgera i Yamahy zostanie przedłużona, stało się coś zupełnie innego. Po zaledwie jednym sezonie funkcjonowania europejskiego teamu testowego Yamaha postanowiła, że ciężar prac testowych i rozwojowych zostanie ponownie przeniesiony do Japonii. O dziwo staje się właśnie teraz, kiedy powoli widać pierwsze efekty pracy Folgera.
„Ta zła wiadomość jest dla mnie zaskoczeniem – mówi Jonas. – Mieliśmy z Yamahą ustną umowę i chcieliśmy jeszcze bardziej rozwinąć ten projekt. Rozmawialiśmy już o naszych planach i celach. Miałem już otrzymać nowy kontrakt, ale nagle decyzja uległa zmianie, a testy będą przeprowadzane wyłącznie przez Japończyków. To dla mnie wielkie rozczarowanie, bo polegałem całkowicie na tym projekcie i odrzuciłem inne oferty, które otrzymałem [z Moto2 i World Superbike – przyp. Mick]. Wielka szkoda, bo wiele się nauczyłem jako kierowca testowy. Nie wiem, jak mam kontynuować moją karierę. Jest bardzo późno i na horyzoncie nie ma zbyt wielu sensowych opcji.”
Myślicie, że decyzja Yamaha – zarówno o rezygnacji z Folgera, jak i europejskiego teamu testowego – jest słuszna?
Aktualizacja: Yamaha zapowiedziała, że jednak wcale nie rezygnuje z europejskiego test teamu. Ciekawe więc dlaczego zrezygnowano z Folgera…