Węgierski tor Hungaroring ma pod koniec roku przejść gruntowną przebudowę, która – jak liczą jego właściciele – pozwoli w 2018 roku ponownie zorganizować tam rundę MotoGP.
Obiekt na przedmieściach Budapesztu słynie z organizacji wyścigów F1, na które w czasach startów Roberta Kubicy ściągały na Węgry tłumy fanów z Polski. Z uwagi na swoją lokalizację i letni termin to także jedna z najpopularniejszych rund w kalendarzu F1. Dla Formuły 1 Hungaroring jest dokładnie tym samym, czym czeskie Brno dla MotoGP; z każdej części Europy w miarę blisko, do tego tanio i w środku lata. Nic dziwnego, że co roku padają rekordy frekwencji.
MotoGP ma już na swoim koncie romans z Węgrami, ale nieudany. W 2009 roku, gdy po tytuł w klasie 125 sięgał Gabor Talmacsi, szef jego zespołu, Jorge Martinez Aspar był zaangażowany w budowę toru Balatonring, który trafił nawet wstępnie do kalendarza MotoGP. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, a toru jak nie było tak nie ma. Szkoda, bo w tamtym czasie popularność Talmacsiego była naprawdę spora.
Teraz na ściągnięcie MotoGP liczy Hungaroring, który ma doświadczenia z motocyklami, bo odbywały się tam m.in. wyścigi Alpe Adria (w których startowali Polacy). Na początku lat 90-tych, a dokładnie w sezonie 1990 i 1992, odbywały się tam już zresztą wyścigi motocyklowej Grand Prix. Rok temu na torze wymieniono asfalt, który jest teraz równy i przyczepny, a w tym roku organizatorzy chcą zmodyfikować całe zaplecze; trybuny, boksy, okolicę itd.
Gdyby to faktycznie wypaliło, polscy kibice mogliby czuć się wyjątkowo rozpieszczeni. W końcu w zasięgu kilkuset km od granicy mamy już GP Niemiec, GP Czech, a od ubiegłego roku ponownie GP Austrii. Nie wiemy jak Wy, ale my jesteśmy za. Pytanie, który tor z obecnych musiałby wypaść z kalendarza, aby zrobić dla Węgrów miejsce? Inna sprawa, że ambitne plany miało już wielu. Zobaczymy co z tego wyjdzie, ale my trzymam kciuki, a Wy?