Choć wielu kibiców jest przekonanych, że to Valentino Rossi rozdaje karty w strukturach Yamahy, w rzeczywistości sytuacja jest zupełnie inna. W Jerez nastąpił jednak ciekawy zwrot.
Gdy w 2004 roku dołączył do Yamahy, Rossi razem z liderem projektu Masao Furusawą kompletnie zmienili kierunek rozwoju motocykla i nadali ton pracom rozwojowym.
Sytuacja zmieniła się jednak kilka lat później, gdy do zespołu najpierw dołączył Jorge Lorenzo, a później – po przejściu Rossiego do Ducati – stał się faktycznym liderem Yamahy.
To właśnie ekstremalnie płynny styl jazdy Hiszpana był wyznacznikiem kierunku dla japońskich inżynierów Yamahy.
Po odejściu Lorenzo do Ducati i dołączeniu do Yamahy Mavericka Vinalesa inżynierowie przez pewien czas skłaniali się ku uwagom Rossiego. Tym bardziej, że powrót opon Michelin zmienił sytuację w stawce i wymagał wskazówek doświadczonego zawodnika. Sfrustrowany Vinales otwarcie krytykował jednak taki kierunek rozwoju.
Na drugim planie
Z czasem wskazówki Vinalesa, a później i Fabio Quartararo, coraz bardziej pokrywały się z danymi, które inżynierzy widzieli na ekranach swoich monitorów. To dzięki nim tej dwójce udało się zminimalizować problemy z brakiem przyczepności tylnego koła, które wciąż trapią jednak Włocha.
Przynajmniej od roku Rossi nie tylko nie wyznacza już kierunku rozwoju motocykla, ale wręcz został zmuszony do podążania w kierunku wyznaczonym przez Vinalesa i idących za jego radami inżynierów.
Stale powtarzające się problemy z brakiem tempa i brakiem przyczepności sprawiły jednak, że po pierwszej rundzie tego sezonu Rossi postawił sprawę na ostrzu noża, a Yamaha się ugięła.
Gdzie leży problem?
Co prawda nikt nie chce powiedzieć dokładnie co zostało zmienione, ale zarówno Rossi, jak i szef Yamaha Racing Lin Jarvis mówili w miniony weekend otwarcie, że Włochowi udało się przekonać inżynierów; nie tyle do zmiany kierunku rozwoju motocykla, co do zastosowania innych ustawień.
„Razem z moim zespołem walczyliśmy o to z inżynierami przez cztery dni – powiedział w niedzielę. – Prawda jest taka, że Vinales i Quartararo są bardzo szybcy, dlatego to zrozumiałe, że inżynierowie chcą, aby jeździł tak jak oni. Przez ostatnie dwa lata pracowali nad poprawą przyczepności tyłu, ale zmiany, które wprowadzono sprawiły, że nie czułem się komfortowo na wejściach w zakręty i nie byłem w stanie jechać swoim stylem. Poza tym nie rozwiązały problemu dla mnie.”
Podczas pierwszej rundy w Jerez nawet technicy Michelina mówili otwarcie, że Rossi musi zmienić styl jazdy i bardziej zwieszać się z motocykla, choć on sam temu zaprzeczał.
Rossi jak Szkopek
Całość przypomina bardzo sytuację, którą startując w World Supersport niemal dekadę temu przeżył Paweł Szkopek. Gdy ścigał się w zespole Bogdanka PTR Honda, brytyjscy technicy absolutnie nie chcieli ustawiać motocykla według jego preferencji i uparcie twierdzili, że Polak musi mieścić się z setupem w przewidzianych przez nich widełkach.
Gdy rok później Paweł zmienił mechaników, natychmiast poczuł się na tej samej Hondzie CBR600RR znacznie bardziej komfortowo, a co za tym idzie, przyspieszył. Gdy podczas pierwszej rundy w Australii przyszedł do niego szef zespołu PTR i zapytał, gdzie leży klucz do lepszego tempa, Paweł odparł krótko; „wreszcie zastosowaliśmy takie ustawienia, z jakich chciałem korzystać cały poprzedni sezon”.
Czyżby tak samo było w przypadku Valentino Rossiego? To prawda, że awarie motocykli Pecco Bagnaii i Franco Morbidelliego ułatwiły „Doktorowi” wyścig i wywalczenie podium, ale jego zachowanie po zejściu z motocykla i wypowiedzi podczas wywiadów z dziennikarzami mówią same za siebie. Vale zrobił duży krok do przodu.
Czy to wystarczy?
Pytanie, czy Yamaha pozwoli Rossiemu iść we własnym, innym kierunku przez cały sezon? Czy pomysły „Doktora” sprawdzą się na innych torach i wreszcie, czy wystarczą na coś więcej niż podia, skoro w Jerez mimo wszystko Quartararo zostawił Włocha daleko z tyłu…