Dziś stało się faktem to, czego niemal pewni byliśmy już od piątku. Miejsce Jorge Lorenzo w zespole Repsol Honda zajmie w przyszłym roku mistrz świata Moto2, Alex Marquez, który dołączy w fabrycznej ekipie HRC do swojego starszego brata, obrońcy tytułu, Marca Marqueza. Czas na głębszą analizę sytuacji:
Po pierwsze, dlaczego młody Marquez? Bo na horyzoncie nie ma zbyt wielu alternatyw. Zawodnicy, którzy może i chcieliby przeskoczyć na fabryczną Hondę, jak Pol Espargaro czy Maverick Vinales, pozostają związani kontraktami na sezon 2020, dlatego wybór następcy Jorge Lorenzo był mocno ograniczony.
Oczywiście w pierwszej kolejności myśleliście pewnie o zawodnikach LCR Hondy, prawda? Sęk w tym, że Cal Crutchlow ma bardzo mocne, osobiste powiązania z marką Monster Energy, która jest bezpośrednim rywalem sponsorującego Repsol Hondę Red Bulla, dlatego jego transfer do fabrycznej ekipy wydawał się niemożliwy od samego początku. Podobnie z Takaakim Nakagamim, który jest wspierany przez japońską firmę petrochemiczną Idemitsu; poniekąd rywala dla Repsola. Poza tym, nie oszukujmy się; obaj zawodnicy LCR, a w szczególności Nakagami, pokazali w tym roku trochę za mało, aby rozpychać się łokciami w walce o fabryczne siedzenie.
Zostaje więc Johann Zarco, który po zerwaniu kontraktu z KTM-em przejechał trzy ostatnie wyścigi właśnie w barwach LCR Hondy, zastępując wymagającego operacji Nakagamiego. Nie mamy wątpliwości, że Taka na zabieg barku wysłany został przez HRC niemal siłą i po prostu musiał zrobić miejsce dla Zarco, aby Honda mogła sprawdzić Francuza na RC213V przed podjęciem ostatecznej decyzji. Potwierdza to chociażby fakt, że Nakagami pod nóż udał się dopiero dwa dni po wyścigu w Australii.
Tak czy inaczej Zarco pokazał się z dobrej strony, ale też nie rzucił padoku na kolana. Co więcej, w Hondzie podobno nie byli zachwyceni tym, w jaki sposób zachowywał się współpracując z KTM-em, a dla Japończyków takie rzeczy jak etos pracy są równie ważne jak tempo na torze. Zarco miał za sobą co prawda wsparcie organizatorów MotoGP, ale ostateczna decyzja należała do Hondy… a więc również do Marca Marqueza, choć on sam twierdzi, że nie miał z tym wszystkim nic wspólnego.
W Dornie zdają sobie co prawda podobno sprawę z tego, że braterski dream team wizerunkowo wcale nie wygląda dla mistrzostw dobrze, bo w świat idzie przekaz, że młody Marquez dostał się do fabrycznej ekipy tylko dzięki „plecom” starszego brata, ale ostatecznie decydowała Honda.
I trzeba przyznać, że decyzja Japończyków wcale nie jest zła. W końcu Alex Marquez to mistrz świata zarówno Moto3, jak i Moto2, a po takie laury nie sięga się „przypadkiem” jadąc na plecach brata, więc tak jak każdy poprzedni mistrz Moto2, Alex zasłużył na angaż w MotoGP.
W Hondzie zdają sobie jednak sprawę, że ta decyzja oznacza dla wielu osób stąpanie po cienkim lodzie; Japończycy nie mogą pozwolić sobie na drugą taką porażkę, jak sezon w wykonaniu Jorge Lorenzo. Dlaczego? Po pierwsze walczą nie tylko o tytuł w klasyfikacji zawodników, ale również producentów i zespołów. W tej ostatniej Marquezowi praktycznie w pojedynkę udało się pokonać fabryczny duet Ducati; co dla Dovizioso i Petrucciego było nie lada kompromitacją, ale taka sytuacja nie będzie łatwa do powtórzenia.
Po drugie problemy drugiego zawodnika potwierdzają tylko jak trudnym motocyklem jest RC213V i jak wielkim talentem jest Marc Marquez, a Honda jak ognia unika takiego przekazu. W końcu to właśnie stawianie motocykla ponad zawodnikiem sprawiło, że przed laty od HRC odszedł Valentino Rossi. Ostatecznie Honda zarabia nie na sięganiu po mistrzowskie tytuły, a na sprzedaży motocykli, więc musi dbać o spójny wizerunek marki.
Kontrakt z Alexem Marquezem wydaje się więc być dobrym kompromisem. Marketingowo może to być dla Hondy i Repsola strzał w dziesiątkę, ale dla bezpieczeństwa HRC podpisała ze swoim nowym zawodnikiem tylko roczną umowę. Jeśli po kilku wyścigach będzie jasne, że Alex nie sprawdzi się na RC213V, pewnie na sezon 2021 dostanie drugą szansę, ale już w barwach LCR Hondy (to właśnie z nimi zaliczy w Walencji pierwsze testy we wtorek i środę, podczas gdy u boku Marca zobaczymy testera HRC, Stefana Bradla), podczas gdy na jego miejsce ściągnięty zostanie ktoś inny. Kto?
Nie jest tajemnicą, że Maverick Vinales odlicza tylko dni do zakończenia swojego kontraktu z Yamahą. Z pewnością Pol Espargaro także zrobiłby wszystko, aby sprawdzić się na motocyklu teoretycznie idealnie pasującym do jego agresywnego stylu jazdy. Obaj są także Hiszpanami co jest bardzo ważne dla Repsola. Wszystko to sprawia, że Alex wcale nie ma przed sobą sezonu na naukę bez presji. Będzie musiał jak najszybciej wykręcić wynik.
Taka sytuacja jest także idealna dla Marca. Dlaczego? Będzie miał u swojego boku młodszego brata; szybkiego, ale ewidentnie nie aż tak jak on sam, a do tego pozbawionego doświadczenia. Alex wydaje się więc być dla Marca idealnym skrzydłowym. Numerem dwa jeszcze lepszym, niż w poprzednich latach Dani Pedrosa. Alex będzie tylko musiał szybko złapać tempo pierwszej piątki. Jeśli tego nie osiągnie, potwierdzi to jedynie, jak świetnym zawodnikiem był jednak powtarzalny i zawsze gotowy do walki o podium Pedrosa.
Jest jeszcze jeden smaczek. Honda raczej nie miała wyjścia i jeśli Marc naciskał, musiała zgodzić się na Alexa. Dlaczego? Bo właśnie rozpoczynają się rozmowy na temat nowego kontraktu ośmiokrotnego mistrza świata z HRC. Honda na tym etapie zrobi więc wszystko, aby starszy Marquez był zadowolony. To także kolejny argument, który przemawia za roczną umową z Alexem. Gdyby – choć wydaje się to mało prawdopodobne – Marc chciał zmienić barwy, Alex zapewne również musiałby szukać dla siebie nowego pracodawcy na sezon 2021. Z drugiej strony taka taktyka może obrócić się przeciwko Hondzie; „chcecie żebym został, to za rok zostaje też brat” – może za kilka miesięcy powiedzieć Marc.
Karuzela transferowa ruszyła
Zostawmy jednak Marquezów i Repsol Hondę, bo transfer Alexa do MotoGP ma poważniejsze konsekwencje, nie tylko dla stawki klasy królewskiej. Rodzi on kilka pytań, w tym przede wszystkim; co dalej z Johannem Zarco i kto zajmie wolne miejsce w Marc VDS w Moto2? Bardzo możliwe, że na oba te pytania uda się odpowiedzieć w ten sam sposób, bowiem jest spora szansa, że motocykla Alexa przejmie właśnie Francuz. Ekipa Marc VDS potrzebuje zawodnika z absolutnej czołówki, a takich na rynku transferowym praktycznie już nie ma; bo chyba nikt nie wierzy w to, że VDS byłby zainteresowany Jonasem Folgerem…
Zostaje więc Zarco, który jako dwukrotny mistrz Moto2 jest raczej gwarancją solidnych wyników. Sęk w tym, że Johann robi wszystko, aby pozostać w MotoGP. Jakie ma opcje? Jedyną jest Ducati, ale wymaga to dość sporej gimnastyki i sporych pokładów dobrej woli.
Początkowy plan był taki, aby szybko i sprawnie rozwiązać kontrakt Karela Abrahama i na miejsce Czecha posadzić właśnie Zarco. Francuz jednak podziękował, bo chce jeździć w czołowym zespole, a jak powiedział wprost; Avintia takim nie jest… i ma rację. Wtedy pojawił się plan B; wysyłamy na emeryturę rozczarowującego Petrucciego, na jego miejsce awansujemy Millera, a w Pramacu ląduje właśnie Zarco. Pomysł może i ciekawy, ale wielu osobom nie mieści się w głowie.
Przede wszystkim szefowi ekipy Pramaca, Paolo Campinotiemu, który nie ma zamiaru „oddawać” Millera po jego najlepszym sezonie w MotoGP i to jeszcze za będącego sporą niewiadomą Zarco. Z kolei Ducati raczej nie pali się ku temu, aby mimo rozczarowujących wyników zwalniać swojego rodaka Petrucciego i zastępować go kimś, kto potencjalnie może poradzić sobie jeszcze gorzej. I znów mamy impas.
Wygląda jednak na to, że ostatnie słowo jeszcze nie padło, bo Avintia poinformowała dzisiaj o przedłużeniu i zacieśnieniu swojej współpracy z Ducati. W praktyce ma to oznaczać taki sam status, jak ten jakim może pochwalić się Pramac. Czy to przekona Zarco?
Johann ma przed sobą trudną decyzję. Z jednej strony nie chce jeździć w MotoGP byle czym. Z drugiej strony, jeśli wróci do Moto2 i zaliczy rozczarowujący sezon, będzie mógł już tylko pomarzyć o powrocie do królewskiej klasy.
Jeśli więc faktycznie Zarco trafi do Ducati, to kto wyląduje w Marc VDS? Może będzie to właśnie Petrucci lub Abraham albo nawet Rabat, w końcu nie wiadomo kto musiałby zrobić dla Johanna miejsce. Czy będzie to satysfakcjonujące rozwiązanie dla VDS? A może jednak Emilio Alzamora spróbuje ściągnąć do Moto2 któregoś ze swoich podopiecznych z Moto3?
Jak widać najważniejszy element trafił już na miejsce, ale niektóre puzzle są jeszcze w rozsypce, więc najbliższe dni zapowiadają się ciekawie. Tymczasem we wtorek i środę w Walencji oficjalne, przedsezonowe testy MotoGP.