Wiele osób chciało wręczyć Polowi Espargaro trofeum za mistrzowski tytuł Moto2 jeszcze przed startem pierwszego wyścigu sezonu 2013, ale póki co Hiszpan nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań, a mimo wszystko jest już jedną nogą w MotoGP. Co dzieje się z zawodnikiem, który rok temu prawie powstrzymał Marca Marqueza?
Marquez i Espargaro znają się od lat. W sezonie 2010 Marc po zaciętej walce pokonał Pola w drodze po mistrzostwo kategorii 125ccm, po czym obaj awansowali do Moto2. Dzięki konkurencyjnej maszynie, świetnemu zespołowi i ogromnej ilości testów – nie wspominając o gigantycznym pokładzie naturalnego talentu – Marquez był w stanie już w debiucie sięgnąć po wicemistrzostwo Moto2.
Espargaro potrzebował jednak trochę więcej czasu na naukę i w swoim pierwszym sezonie w większej kategorii wywalczył zaledwie 75 punktów i tylko jedno podium. Był to debiut na miarę innych solidnych zawodników awansujących w ostatnich lata z mniejszych klas, jak chociażby Nico Terol rok temu, czy Sandro Cortese w tym sezonie. Debiut solidny, ale jednak zupełnie inny niż geniusz, który zarówno wówczas, jak i w tym roku prezentuje Marc Marquez.
Kiedy już jednak Espargaro nieco się „ogarnął”, zmienił zespół i przesiadł na konkurencyjny motocykl marki Kalex, w swoim drugim sezonie w Moto2, rok temu niespodziewanie znów walczył z Marquezem jak równy z równym. Co prawda Marc wyraźnie pokazał, kto był górą, ale momentami nie było mu łatwo, a obaj z Polem byli na zupełnie innej planecie niż reszta stawki.
Wszystko to sugerowało, że po awansie Marqueza do MotoGP, Espargaro będzie w tym roku murowanym faworytem w Moto2 i w cuglach sięgnie po mistrzowski tytuł. Dzięki wsparciu potężnych sponsorów, jak Monster Energy czy hiszpański portal społecznościowy Tuenti, zawodnikowi z Granollers wróżono także szybki awans do MotoGP.
Jeszcze zimą chyba wszyscy byliśmy przekonani, że Espargaro będzie w tym sezonie nowym Marquezem, a większą zagadką było, kto będzie nowym Espargaro. Tak się jednak nie stało. Po pięciu wyścigach 21-latek z Katalonii zajmuje dopiero piąte miejsce w tabeli i ma na swoim koncie zaledwie 54 punkty; tylko dwa podia, w tym zwycięstwo w Katarze, dwa wyścigi bez punktów i zaledwie jeden start z pierwszego rzędu (pole position wywalczone na torze Losail).
Rok temu o tej porze Espargaro miał na swoim koncie 71 oczek i trzy podia – w tym jedno zwycięstwo, a wszystko to nie tylko pomimo ostrej konkurencji ze strony Marqueza, Luthiego i Iannone, a także nieukończonego wyścigu w Barcelonie, gdzie na przedostatnim kółku zderzył się z późniejszym mistrzem, walcząc o podium. Obecnie w tabeli przed Espargaro jest m.in. Nico Terol, który rok temu po pięciu wyścigach miał na swoim koncie zaledwie trzy punkty!
Wszystko to, choć Espargaro dysponuje podwoziem dominującej w Moto2 marki Kalex – zmienionym tylko minimalnie w stosunku do poprzedniego sezonu. Za sobą Hiszpan ma także świetnych fachowców. Sito Pons, szef zespołu Tuenti HP 40, to były mistrz świata, który wystawiał zwycięskie ekipy zarówno w MotoGP, jak i chociażby w samochodowej serii GP2 czy Formula Renault. Santi Mulero, szef mechaników Pola, pracował z takimi asami jak Alex Barros, Loris Capirossi, Troy Bayliss czy Max Biaggi. Choć to prawie perfekcyjna talia kart, puzzle nie układają się w tym roku w jedną całość. Dlaczego?
Lista wymówek
Bardzo nerwowe zachowanie motocykla podczas wyścigów i treningów na początku sezonu mogło sugerować problemy techniczne. Faktycznie w tym roku w Moto2 zmienił się dostawca sprzęgieł. Szwajcarską firmę Suter zastąpiło F.C.C. Kiedy rozmawiałem z Polem w połowie poprzedniego sezonu, podkreślał, jak ważne są w Moto2 właśnie ustawienia sprzęgła, pozwalające poprawić wejścia w zakręt. Espargaro zaznaczył wówczas, że ogromną prace pod tym względem wykonał wcześniej jego starszy brat Aleix, którego miejsce Pol zajął w zespole Sito Ponsa w sezonie 2011.
Zmiana dostawcy sprzęgieł oznaczała konieczność znalezienia nowych ustawień, a wyraźne problemy z uślizgami tyłu podczas wejść w łuki w trakcie pierwszych dwóch rund sugerowały, że właśnie to mogło być przyczyną problemów.
Zapytałem jednak o to mojego starego znajomego, Lluisa, który zajmuje się analizą telemetrii w motocyklach Pola Espargaro i Esteve Rabata. Choć przyznał on, że zespół musiał szukać ustawień sprzęgła od zera, to teraz nie jest to już żadnym problemem. Faktycznie, od wyścigu w Jerez Espargaro wydawał się dużo lepiej kontrolować uślizgi motocykla na wejściach w łuki. Szukajmy więc dalej.
Jeden z managerów Hiszpana, były szef zespołu Kawasaki, Harald Eckl, stwierdził niedawno, że problemem Pola są w tym roku nieco inne mieszkanki opon. Ich bardziej miękka konstrukcja nie pasuje podobno do agresywnego stylu jazdy Espargaro, przez co traci on na wyjściach z zakrętów, gdyż nie może odpowiednio wcześniej dodawać gazu.
Może coś w tym jest, ale z drugiej strony firma Dunlop poinformowała przed Grand Prix Włoch, że na tor Mugello udostępni zawodnikom dokładnie takie same mieszanki tylnych opon, jak rok temu. Owszem, od drugiej rundy sezonu Dunlop wysyła na wyścigi przednie opony o nieco innej konstrukcji, ale różnica nie jest podobno kolosalna – przynajmniej nie na tyle, aby ktoś, kto rok temu wywalczył wicemistrzostwo świata, w tym sezonie nie mógł dogadać się z motocyklem. Gdzie więc leży problem?
Zryta fasola?
Wygląda na to, że jego sęk tkwi wcale nie pod owiewkami, a pod kaskiem. Jeśli oglądacie Polsatowe relacje z treningów wolnych, być może pamiętacie, jak bardzo sfrustrowany Espargaro był podczas weekendu w Austin w Teksasie. Podczas jazdy uderzał pięścią w bak, a w garażu niemal wychodził z siebie po zejściu z motocykla. Razem z Adamem Badziakiem byliśmy przekonani, że ekipa Sito Ponsa ma jakieś poważne problemy techniczne, a tymczasem okazało się, że Espargaro po prostu nie odpowiadały ustawienia motocykla.
Także jego wypowiedzi pod koniec każdego dnia są dość… dziwne. Za upadek podczas wyścigu na torze Le Mans Hiszpan winił swojego kolegę z zespołu, który jechał tuż przed nim i robił to „zbyt nerwowo”. Obaj wyjechali zbyt szeroko w zakręcie, wjechali na mokrą plamę i wylądowali w żwirze niemal w tej samej chwili, ale absolutnie nie było winy Rabata w upadku Espargaro.
W piątek na Mugello było podobnie. Espargaro był całkowicie rozbity i zrezygnowany, tłumacząc, że zupełnie nie wie dlaczego nie potrafi pojechać wystarczająco szybko. Jego wyraz twarzy sugerował mocne zrezygnowanie, a nawet panikę.
Co ciekawe, dzień później, podczas porannego treningu wolnego, który główny rywal, Scott Redding, spędził w garażu po zniszczeniu swojego motocykla, Espargaro był najszybszy. W niedzielnej rozgrzewce również. Kwalifikacje zakończył jednak na dziesiątej, a wyścigu dopiero na czwartej pozycji, po tym, jak większość czasu spędził poza pierwszą dziesiątką.
Do największego problemu Pola Espargaro zaczyna powoli wyrastać nie on sam, a właśnie Scott Redding. Od samego początku sezonu Hiszpan przywiązuje zdecydowanie zbyt dużą wagę do tego, co robi Brytyjczyk. W każdej jego wypowiedzi przewija się wątek Reddinga powiększającego przewagę w klasyfikacji generalnej, choć tak naprawdę nikt z reporterów go o to nie pyta.
Jakby tego było mało, przed weekendem na Mugello, Espargaro stwierdził w jednym z wywiadów, że w ogóle nie martwi się Reddingiem, bo ten ma problemy ze zużywaniem opon i nie radzi sobie, kiedy asfalt jest mocno nagrzany. Brytyjczyk skomentował to krótko: „To głupota! Dał mi tylko większą motywację, aby wygrać w takich warunkach. Tylko po to, aby zrobić mu na złość.”
Jak powiedział, tak też zrobił. Redding wygrał w niedzielę mimo względnego upału na Mugello, a ruszając z pole position nie zapomniał, aby tuż przed startem posłać Espargaro wyzywające spojrzenie w stylu: „Jesteś na to gotowy?”. Po wyścigu Espargaro nie mówił o niczym innym, jak tylko znów o uciekającym w tabeli Reddingu.
Jak to wytłumaczyć? To chyba dość oczywiste. Pol Espargaro nie miał specjalnych problemów, wcielając się rok temu w rolę czarnego konia Moto2. Kiedy wszyscy stawiali na Marqueza, nikt po prostu nie oczekiwał od niego walki o mistrzostwo. W tym roku oczy wszystkich skupione są właśnie na nim, a młody chłopak z przedmieść Barcelony wydaje się zupełnie sobie z tym nie radzić.
Kiedy kilka lat temu mistrzostwo klasy 125ccm wywalczył Węgier Gabor Talmacsi, zapytałem go później, gdzie leżała jego przewaga nad głównym rywalem, Włochem Simone Corsim. „Simone za bardzo martwił się tym, co robię ja, a za mało sobą” – i faktycznie dokładnie tak było. Pol Espargaro musi przestać oglądać się na innych i skupić na swojej jeździe, bo przegranie tego sezonu będzie poważną plamą w jego CV. Choć kariera Talmacsiego też nie potoczyła się tak, jakby Węgier sobie tego życzył, to jednak przynajmniej miał on okazję wystartować w MotoGP. Simone Corsi, choć zapowiadał się bardzo obiecująco, nigdy nie wybił się ponad przeciętność, a dzisiaj kręci się w środku stawki Moto2.
Niezbyt ciepłe powitanie w MotoGP
Polowi nie pomaga też z pewnością ogromna ilość plotek, spekulacji i kontrowersji wokół jego potencjalnego, przyszłorocznego awansu do MotoGP. Espargaro podpisał już podobno list intencyjny z Yamahą, która gotowa jest udostępnić mu fabryczny motocykl w barwach zespołu Monster Yamaha Tech 3.
Na taki obrót spraw wściekły jest Cal Crutchlow, który stwierdził, że nie da robić z siebie idioty i po przyjściu Pola z pewnością opuści zespół. „Co takiego pokazał do tej pory Espargaro? – pytał retorycznie dziennikarzy na torze Le Mans. – Nic! Rok temu Marquez pokonał go na dużo gorszym motocyklu. Yamaha myśli, że Espargaro będzie w stanie walczyć z nim za kilka lat w MotoGP, ale nie ma takiej opcji.”
Niezbyt ciepłe przyjęcie z pewnością nie pomaga w budowaniu pewności siebie Espargaro, tym bardziej, że jego spadek formy w Moto2 prowokuje coraz więcej pytań w stylu: „czy ten chłopak faktycznie zasłużył na awans do królewskiej klasy?”. Yamaha być może dwa razy zastanowi się przed podpisaniem z Polem ostatecznego kontraktu, tym bardziej, że takie pytanie wielu nadal stawia wobec drugiego z obecnych podopiecznych Herve Poncharala, Bradleya Smitha (choć chyba niesłusznie, więcej w ekskluzywnym wywiadzie z Brytyjczykiem w czerwcowej MotoRmanii).
Jeśli jednak nie Espargaro, to kto? Nad awansem do MotoGP intensywnie pracuje także… oczywiście, że zgadliście… Scott Redding. Jeszcze do niedawna Brytyjczyk także nie był gotowy na starty w królewskiej klasie, ale jeśli pamiętacie nasz niedawny wywiad z nim, wiedzie, jak ogromną pracę wykonał w ostatnich latach.
Stawka jest wysoka
Dla obu tegoroczny pojedynek o tytuł Moto2 jest więc czymś znacznie więcej, niż tylko walką o zapisanie się w historii jako mistrz świata średniej kategorii. Jeśli Espargaro jest w Moto2 nowym Marquezem, to zdecydowanie Scott Redding jest nowym Polem Espargaro. Pytanie, czy jednak tym razem Dawid pokona Goliata?
Jedno wydaje się pewne. Espargaro, Reddinga i Marqueza czeka jeszcze wiele lat wspólnej walki, nie tylko w Moto2, ale także w MotoGP. Lepiej więc, żeby Pol czym prędzej poukładał sobie wszystko w głowie i przyzwyczaił do psychologicznych gierek rywali. Musi to zrobić, jeśli nie chce zostać drugim Simone Corsim. Jeśli bowiem Marc Marquez jest w MotoGP nowym Valentino Rossim, to Pol może stać się drugim – wiecznie drugim, Sete Gibernau.
A może faktycznie wszystkie powyższe dywagacje nie są nic warte, a Espargaro musi po prostu znaleźć odpowiednie ustawienia motocykla? Niedługo się o tym przekonamy. Już w następny weekend czeka nas jego domowy wyścig, Grand Prix Katalonii. Bracia Espargaro mieszkają dosłownie dwa kroki od toru, więc jeśli nie tam, to gdzie? Presja na torze w Montmelo będzie jednak większa niż gdziekolwiek indziej, a to może dać odpowiedź na pytanie, czy problemem jest motocykl, czy jednak zawodnik.