Dzień złamanego seta, czyli chwała mechanikom!
Ten dzień oddzieli chłopców od mężczyzn!
Po kilku tygodniach słonecznej pogody, właśnie w sobotni poranek 25. maja niebo zaciągnęło się chmurami, z których równo i bez przerwy wyciekały na asfalt szczecińskiego toru kartingowego strugi zimnego deszczu. Mimo to, na zawodach zorganizowanych przez szczecińską „motoFUNdację” dzielni gymkhanerzy pojawili się w komplecie! Nie zabrakło ani jednego z zarejestrowanych. Szczególny podziw należy się debiutantom, którzy na seryjnych, nieuzbrojonych motocyklach odważyli się zmierzyć się z zasadzkami czyhającymi na śliskiej nawierzchni pośród różnokolorowych pachołków.
W sumie startujących było bez mała czterdziestu. Przybyli nie tylko z regionu zachodniopomorskiego, ale też z Warszawy, Wrocławia, Krakowa, Poznania. Nie zabrakło bywalców pierwszej dziesiątki ubiegłorocznych zawodów Hondy z całego kraju. To właśnie doświadczenie w tych zawodach było kryterium zakwalifikowania się do kategorii „profesjonalnej”. Debiutanci i zawodnicy, którzy startowali dotąd w zawodach lokalnych, mieli oddzielną klasyfikację z jeszcze atrakcyjniejszymi nagrodami.
Zawody zaczęły się od konkursu GP8. Z pięciokrotnym pokonaniem dwunastometrowej ósemki na czas najlepiej poradził sobie „Rufi” Rafał Dziki-Sereda, zwany też „Czarnym Koniem”, bo na swoich drugich w życiu zawodach, czyli ubiegłorocznej wrocławskiej rundzie Honda Gymkhana, wbił się od razu na drugie miejsce na podium i na deser zdobył Puchar Prezesa. Zważywszy na ekstremalną śliskość mokrej nawierzchni, wynik 32,00 sek i tak był bardzo dobry. W nagrodę otrzymał kurtkę letnią Mesh2 ufundowaną przez Modekę oraz gadżety Motul.
Dzień złamanego seta
Treningi na zadeszczonym asfalcie zaczęły się fatalnie dla Beniamina Muchy, ubiegłorocznego wicemistrza Polski. Wrocławianin, który dojechał do Szczecina na swej CBR pokonując 380 km, upadając złamał prawy set. Darek „LocK” Łuksza, mieszkaniec Berlina, w wyniku upadku skrzywił kierownicę, natomiast Oscar Kubicki miał startować na Suzuki GSXR 750, ale padła w nim elektryka. Swojej CBR F4i użyczyła mu zatem Lila, główna koordynatorka zawodów, ale i w tym motocyklu złamał się lewy set. Zaś jeden z debiutantów, „Dziki” Krzysztof Dzikowski ze Szczecina, w pierwszym przejeździe konkursowym upadł na prawą stronę i, jak się już domyślacie – złamał set…
Organizatorzy nie pozostawili nieszczęsnych gości samym sobie. Jeden z „ojców” szczecińskiej Gymkhany, Adam „Adaśko” Olesiuk (nie mylić z Adamem „Instruktorem” Sylwanowiczem, drugim z ojców tej pięknej, młodej „dziewczyny”) wie doskonale co to znaczy awaria na zawodach – na warszawskiej rundzie ubiegłorocznej Hondy do drugiej w nocy zdobywał i wymieniał układ zapłonowy, a na rundzie radomskiej łatał rozbitą chłodnicę. Teraz naprostował kierownicę LocKa, a do seta Benka zorganizował w ekspresowym tempie spawacza aluminium, który mimo sobotniego poranka przyjechał, wziął część na warsztat i odwiózł ją naprawioną zanim zaczęły się przejazdy. Natomiast „Dziki” miał to szczęście, że jechał na CBR, więc Adaśko przełożył mu ten drugi, niezłamany set z motocykla Lili…
Szczecińskie ślimaki
Oscar zaś przesiadł się na swojego starego dwusuwa TDR 125, na którym startowała jedyna gymkhanerka zawodów, „Grzanka” Agnieszka Jaszewska. Po glebie w pierwszym przejeździe uszkodził jednak bardziej siebie niż motocykl, ale przed drugim przejazdem w sędziwej Yamaszce pękło serce. Z zatartym silnikiem wylądowała na cmentarzu zdechłych koni, zaś Oscar i Agnieszka drugi przejazd pojechali na mojej Małej, czyli Hondzie CBF 250. Na tymże motocyklu startował też najmłodszy zawodnik imprezy, 18-letni „DrMarino” Mariusz Juszczak z Krakowa. Nie mając możliwości przewiezienia do Szczecina swego motocykla, jechał kilkanaście godzin nocnym pociągiem (PKP = Pewność, Komfort, Punktualność) tylko po to, by wziąć udział w konkursie GP8, bo do tej konkurencji organizatorzy podstawiali motocykl dla tych, którzy nie chcieli bądź nie mogli startować na własnym. Marino tak mi zaimponował swoją postawą, że pożyczyłam mu swoją maszynę, na której dzielnie się sprawił szczególnie w drugim przejeździe, wykręcając na mokrym jeszcze asfalcie czas 2:09. W pierwszej mokrej kolejce tylko trzech profesjonalistów miało lepszy czas. Niestety wcześniej myląc maksymalnie trasę, Mariusz odebrał sobie szansę ma podium. Nie tylko jemu zresztą straszne kłopoty sprawił piękny „ślimak”, innowacja wymyślona przez „Mikrofona” Kamila Doleckiego, głównego sędziego zawodów (schemat trasy zobaczcie obok).
Zaczęli na mokrym, kończyli na suchym
Deszcz przestał padać w połowie dnia, więc pierwsza w historii Polski mokra Gymkhana przebiegała dramatycznie, zupełnie jak rozegrana tydzień wcześniej 4 runda MotoGP, gdzie tor przesychał w trakcie wyścigu i wyniki zrobiły się zupełnie nieprzewidywalne. Trasa należała do tych zwanych przez gymkhanerów „szybkimi”. W rywalizacji „amatorów” wszystkim zaimponował „Żuczek” Grzegorz Żukowski, który mimo deszczu doskonale panował nad ciężkim Transalpem i w pierwszym czystym przejeździe był najszybszy (2:15), wyprzedzając jeźdźców na nakedach i crossach. Doświadczony kierowca rywalizował zresztą ze swym synem Patrykiem „Dominator91”, jak sama ksywa wskazuje również startującym na enduro. Sędzia zgodził się na powtórzenie przejazdu „Dzikiego”, doliczając do jego czasu jedynie sekundę kary za upadek w pierwszym podejściu – i „Dziki” zrobił drugi czas (2:17 z karnymi). O trzecie miejsce rywalizowali „LocK” i najwyżej sklasyfikowany debiutant ubiegłorocznej szczecińskiej GymkhanaGP, „Smelka” Tomek Smela. LocK mimo nie do końca naprostowanej kierownicy poradził sobie o 4 sekundy lepiej od Smelki, zaś Żuczkowi w drugim przejeździe chyba puściły nerwy i pomylił trasę. Mimo to, jadąc na suchym poprawił czas z pierwszego mokrego przejazdu (2:11 + 2 sek. karne), ale stracił szczyt pudła na rzecz „Szczęście w Nieszczęściu” Dzikiego, który bezbłędnie pojechał 2:09 i zdobył kurtkę Askari ufundowaną przez Modekę.
Cztery czarne konie
Jeszcze dramatyczniej przebiegała rywalizacja profesjonalistów. „Adam Instruktor”, „Adaśko” oraz stunter „Ciut11” (ci dwaj ostatni jadący driftem) zgodnie ze swym ugruntowanym obyczajem pomylili trasę. Oscar „Jeździec Czterech Koni” Kubicki, ten który w finałowej rundzie Hondy w 2012 roku niemal dogonił „Terminatora” Wojtka Grodzkiego, tracąc Puchar Prezesa zaledwie o 0,26 sek, zaliczył glebę i kontuzję. Grześ „Gruszka” Uliński, który w ogóle nie spał jadąc całą noc z Warszawy, zrobił na mokrym świetny czas 2:06, ale Rufi i Beniamin byli jeszcze lepsi – obaj pojechali 2:00, Rufi jednakowoż raz potrącił pachołek. W drugiej suchej kolejce czasy były jeszcze lepsze. Grzesiowi na pięty następowali Konrad Filipiak z Poznania i przedstawiciel gospodarzy „Coff” Krzyś Kubanek. Wszyscy trzej zrobili czas 1:56, ale „Gruszka” pojechał czysto, zaś o jego trzecim miejscu zadecydowała kilkunastosekundowa przewaga z pierwszego przejazdu. Walcząc o pierwsze miejsce Rufi miał do odrobienia jedną sekundę, ale zawsze opanowany Beniamin pojechał jeszcze o sekundę lepiej od „Czarnego Konia”, ustanawiając też rekord toru 1:50.
Siła przyjaźni
Ci którzy stanęli na podium otrzymali prócz wymienionych już kurtek Modeki także pasy nerkowe i kominiarki tej firmy, bony od Motorismo na zakupy w ich sieci o łącznej wartości 1200 zł oraz oleje, kurtki i gadżety Motul ufundowane przez Matę, dystrybutora tej marki. Najlepsza (i jedyna) gymkhanerka zawodów, „Grzanka”, otrzymała nagrodę specjalną – rękawiczki Modeki. Komentujący zawody „Jelly” Daniel Kisiel z Gdańska zauważył zaś, że nagroda Fair Play powinna zostać przyznana Adaśkowi i organizatorom, gdyż bez ich pomocy mechanicznej i sprzętowej trzej spośród czwórki stających na szczytach podiów różnych klas, a także jeden zdobywca trzeciego miejsca, wszyscy przyjezdni bez support teamów i zaplecza, w ogóle nie ukończyliby zawodów.
Wszyscy startujący i kibice przyznają, że rewelacyjnie się bawili i stawią się w komplecie na drugiej edycji, która odbędzie się już 6 lipca. „Ludzie dobrze bawią się na naszych zawodach być może dlatego, że robimy je dla nich”, mówi Lila z motoFUNdacji. „Chcemy dzielić się tym, co mamy najcenniejsze, naszą pasją. W zeszłym roku jeździliśmy na zawody jako zawodnicy i support teamy, i być może dzięki temu, że mamy takie doświadczenie, potrafimy wyjść naprzeciw potrzebom uczestników.” Ta pasja organizatorów potrafi pociągnąć za sobą zaangażowanie i ofiarność dwudziestki wolontariuszy. Wszyscy pracujących przy organizacji zawodów robili to po pracy lub w ramach urlopów. Szczególnie zaimponowali mi sędziowie liniowi stojący kilka godzin w deszczu i wietrze, w ciągłej koncentracji…
Organizatorzy, czyli motoFUNdacja, pragną gorąco podziękować sponsorom, w szczególności Motorismo, Modece, V-Tech, Exacto Ubezpieczenia, AutoStyl i pizzerii Marco Polo, która nakarmiła motocyklistów, patronom medialnym – przede wszystkim MotoRmanii, także Motoradio.com.pl, GymkhanaPolska.pl, Kurierowi Szczecińskiemu, oraz patronowi honorowemu – Wojewodzie Zachodniopomorskiemu (który prywatnie jest motocyklistą…). Szczegółowe wyniki znajdziecie na stronie zawodów GymkhanaGP.
Zapraszamy również do obejrzenia obszernej fotorelacji z najlepszymi zdjęciami!