Amerykanin Kenny Roberts, trzykrotny mistrz świata motocyklowej klasy 500, w niecodzienny sposób świętował swoje 62. urodziny.
Pochodzący z Modesto z Kalifornii, Roberts zadebiutował w królewskiej klasie wyścigów Grand Prix w bardzo podobny sposób, co Marc Marquez rok temu. W 1978 został bowiem pierwszym amerykańskim mistrzem świata kategorii 500, a także pierwszym w historii debiutantem, który sięgnął po to trofeum. Po drodze Roberts pokonał broniącego tytułu Barry’ego Sheene’a, którego ówczesna popularność w Wielkiej Brytanii była porównywalna z szałem, jaki od kilkunastu lat panuje we Włoszech na punkcie Valentino Rossiego.
Można więc zdecydowanie powiedzieć, że Roberts był Marquezem swoich czasów. Tym bardziej, że zdobył trzy tytuły mistrzowskie z rzędu, a następnie po kolejne laury sięgał jako szef fabrycznego zespołu Yamahy, wystawiając m.in. 3-krotnego mistrza, Wayne’a Raineya. Kenny miał przy tym więcej charyzmy, niż cała obecna stawka MotoGP razem wzięta, dzięki czemu na długie lata podbił serca nie tylko amerykańskich kibiców. Obu panów łączy coś jeszcze. Tak jak Marquez wyznaczył nowy trend, w zakrętach przycierając o asfalt łokciem, tak właśnie to Roberts jako pierwszy zaczął z powodzeniem schodzić na kolano.
Niewiele brakowało, a „Król Kenny” w ogóle nie trafiłby do mistrzostw świata. Stało się tak jednak dlatego, że amerykański oddział Yamahy, jak powiedział kiedyś sam Roberts: „nie płacił mu wystarczająco dużo za jazdę tą bestią”.
Ową bestią była Yamaha TZ750 w dirt-trackowym podwoziu. Tym czterocylindrowym dwusuwem o mocy 145KM po prostu nie dało się jeździć, ale Roberts wyczyniał na nim prawdziwe cuda. I choć wówczas szczerze go nienawidził, po zakończeniu kariery pokochał swoją byłą maszynę. Do tego stopnia, że do dzisiaj, od czasu do czasu, wyjeżdża nią na tor.
Jak wściekły jest ten sprzęt ? Niech wystarczy Wam ta historia: Podczas rundy MotoGP na Indianapolis w 2009 roku cała wyścigowa śmietanka pojawiła się na słynnym owalnym torze dirt-trackowym, na którym w ten sam weekend odbywały się słynne zawody Indy Mile. Yamaha przygotowała nawet specjalny motocykl, na którym kilka honorowych kółek pokonać miał sam Valentino Rossi. Kiedy jednak przed nim swój pokaz jazdy na TZ750 zaprezentował Roberts, Rossi musiał skupić się na zbieraniu szczęki z podłogi i grzecznie podziękował za uwagę.
Przejdźmy jednak do meritum. Kilka dni temu, 31 grudnia, Roberts świętował w Modesto swoje 62. urodziny. Z tej okazji postanowił raz jeszcze wyjechać z garażu swoją odnowioną TZ750. Tym razem przejażdżka zakończyła się widowiskowym, choć na szczęście niegroźnym dzwonem, który możecie zobaczyć poniżej – pamiętajcie koniecznie podkręcić dźwięk! Niżej znajdziecie też wspomnianą przejażdżkę podczas Indy Mile w 2009 roku.