Odejście Petrucciego jest już przesądzone, niezależnie od tego, jak potoczą się negocjacje włoskiej mari z Andreą Dovizioso.
W obliczu ostatnich plotek o transferze Pola Espargaro do Repsol Hondy, KTM będzie musiał się mocno postarać, aby znaleźć odpowiednio doświadczonego, nowego lidera projektu.
Austriacy podobno już rozmawiali z Dovim i kto wie, jeśli solidnie przebiją – podobno niewygórowaną – ofertę finansową Ducati, Włoch może skusić się na zmianę barw.
W takiej sytuacji to Ducati straciłoby lidera i choć awans Jacka Millera do fabrycznej ekipy może okazać się strzałem w dziesiątkę, to jednak jest obarczony sporym ryzykiem.
Ducati nie ma zbyt wielu alternatyw. Chyba najlepszą z nich faktycznie wydaje się ściągnięcie z „emerytury” Jorge Lorenzo. Hiszpan zakończył rok temu karierę i odszedł z ekipy Repsol Honda, ale kilka tygodni później podpisał z Yamahą umowę na etat kierowcy testowego.
Gdyby nie koronawirus, w ten weekend Lorenzo startowałby M1-ką z dziką kartą w Grand Prix Katalonii. Zdaniem wielu miał to być test przed ewentualnym powrotem do MotoGP na pełen etat w sezonie 2021.
Sytuacja w Yamasze jednak nieco się skomplikowała. Maverick Vinales przedłużył swój kontrakt z fabrycznym zespołem, gdzie za rok dołączy do niego Fabio Quartararo. Jeśli Valentino Rossi zdecyduje się na pozostanie w stawce, dołączy do ekipy Petronasa, która skłania się także do przedłużenia umowy z Franco Morbidellim.
Owszem, szanse na starty Lorenzo w Petronasie nadal są; jeśli Rossi zdecyduje się zakończyć karierę lub jeśli malezyjski zespół zdecyduje się pożegnać Morbidelliego.
Problem w tym, że nawet z fabrycznym wsparciem Lorenzo nie byłby w strukturach Yamahy wyraźnym numerem jeden, a startując w prywatnej ekipie zawsze byłby nieco z boku.
W takich okolicznościach bardziej atrakcyjny rzeczywiście wydaje się z jego perspektywy powrót na Ducati, które z pewnością byłoby także gotowe zapłacić Hiszpanowi dużo więcej niż już mocno rozciągnięta budżetowo Yamaha.
Mimo trudnych początków Jorge ostatecznie zdołał ujarzmić Desmosedici, więc z pewnością z miejsca byłby kandydatem do walki przynajmniej o podia.
Czy jednak trzykrotny mistrz MotoGP chciałby znów pakować się w szaloną karuzelę wyścigów Grand Prix? On sam mówi, że gdyby zadzwonił telefon, z pewnością by odebrał. W takim razie teraz twój ruch, Gigi.