W najbliższy weekend podczas Grand Prix Australii na torze Phillip Island zabraknie w MotoGP Włocha Andrei Iannone, a w kategorii Moto2 lokalnego bohatera, Remy’ego Gardnera. Do królewskiej klasy za rok wróci za to Czech Karel Abraham. Z czego wynika tak zaskakująca seria powrotów i zniknięć? Nie uwierzycie…
Iannone uszkodził kręgosłup podczas wypadku na torze Misano na początku września i choć wręcz wykłócał się o możliwość powrotu do walki na resztę weekendu, ostatecznie nie dostał na to zgody lekarza zawodów. Dwa tygodnie później po pierwszym treningu w Aragonii sam zrezygnował z dalszej jazdy, podkreślając że ból i osłabienie są jeszcze zbyt duże.
Tuż przed Grand Prix Japonii Ducati poinformowało, że zwycięzca sierpniowego wyścigu w Austrii potrzebuje jeszcze kilku dodatkowych dni na powrót do zdrowia, podczas gdy jego partnerka wrzuciła na instagram filmik z jego jazdą na rowerze na jednym kole. Teraz okazuje się, że Maniaka Joe zabraknie także w najbliższy weekend w Australii, a być może i za tydzień w Malezji.
Nie jest tajemnicą, że od zderzenia z Andrea Dovizioso w Argentynie, które pozbawiło Ducati dwóch pierwszych miejsc na mecie, relacje pomiędzy włoską marką i Iannone nie są najlepsze. Storpedowanie w Barcelonie Jorge Lorenzo, który za rok dołączy do ekipy z Bolonii, na pewno ich nie polepszyło, ale zwycięstwo na Red Bull Ringu wydawało się lekko uspokoić atmosferę. Wygląda na to, że nie na długo.
Za kulisami natychmiast pojawiła się seria teorii spiskowych. Niektórzy podkreślają, że kontuzja rzeczywiście jest na tyle poważna, że wymaga długiego powrotu do zdrowia, a Włoch zwyczajnie zlekceważył swój stan. Zresztą wystarczy spojrzeć na to, co działo się ostatnio z Jackiem Millerem czy Bradleyem Smithem lub Davide Giugliano w World Superbike, który również pauzował kilka tygodni z powodu podobnej kontuzji kręgosłupa.
Wspomniany filmik z Instagrama sugeruje jednak zdaniem innych, że Iannone nie chce lub nie może z jakiegoś powodu wrócić na motocykl. Niedawny wybryk z wybijaniem szyby w otrzymanym od zespołu Porsche z pewnością także nie pomógł. Czyżby rzeczywiście relacje pomiędzy nim a Ducati były aż tak napięte, że któraś ze stron powiedziała „basta”? Być może kiedyś się dowiemy.
W Australii nie zobaczymy najprawdopodobniej nie tylko Iannone, ale również Remy’ego Gardnera z klasy Moto2. Młody Australijczyk jest synem mistrza świata klasy 500 z 1987 roku, Wayne’a. Ci, którzy wstali w niedzielę w środku nocy aby oglądać sesje rozgrzewkowe zauważyli, że podczas warm-upu Moto2 Gardnera zabrakło na torze. Kilka godzin później pojawił się jednak na starcie samego wyścigu. Teraz ma jednak problem z opuszczeniem Japonii. Wszystko dlatego, że Remy spowodował podobno kolizję drogową jadąc na tor, a jego ojciec wdał się rzekomo w szarpaninę z innym kierowcą i trafił do aresztu. Miejmy nadzieję, że sprawa szybko się wyjaśni.
Za rok do MotoGP wraca z kolei Czech Karel Abraham, który ma za sobą średnio udany sezon w serii World Superbike. Abraham jest synem zarządcy toru w Brnie, któremu w ostatnich latach było z organizatorami MotoGP lekko nie po drodze. W końcu przyszłość wyścigu stała nawet przez pewien czas pod dużym znakiem zapytania.
Abraham ma co prawda na swoim koncie zwycięstwo w wyścigu Moto2, ale w królewskiej klasie nigdy nie błyszczał, a rok temu nie wywalczył ani jednego punktu (choć startował mało konkurencyjną, produkcyjną Hondą), podczas gdy Hernandez był w tabeli czternasty. Obecnie Kolumbijczyk jest jednak dopiero 22. i ma na swoim koncie tylko 17 oczek. Za nim plasują się już tylko zawodnicy, którzy mają na swoim koncie pojedyncze starty w zastępstwie lub z dziką kartą.
Choć z pozoru wydawać by się mogło, że za powrotem Abrahama stoją jedynie pieniądze, to jednak trzeba przyznać, że Hernandez nie pokazał zbyt wiele, a jego obecność w królewskiej klasie także w dużej mierze wynikała z potencjału, jaki dawała MotoGP na rozwój w Ameryce Południowej. Yonny nie zniknie jednak całkiem z padoku i wróci najprawdopodobniej do klasy Moto2. Ciekawe, co pokaże Karel, chociaż biorąc pod uwagę fakt, że dostanie do dyspozycji dwuletnie Ducati, trudno liczyć na wiele.
Chwilowo to by było na tyle jeśli chodzi o transferowe cuda, chociaż znając kulisy padoku czeka nas pewnie jeszcze w tym roku nie jedna niespodzianka…