Czarnobyl Tour 2016, czyli samotna podróż Hayabusą na Ukrainę

- MotoRmania

Zamiast w wakacje wylegiwać się na plaży, Daniel zaplanował sobie lepszą atrakcję: skoczył swoją Hayabusą do Kijowa, gdzie czekała na niego wycieczka do Czarnobyla!

Jak czytamy na Wikipedii: „…Katastrofa elektrowni atomowej w Czarnobylu– wypadek jądrowy mający miejsce 26 kwietnia 1986 w reaktorze jądrowym bloku energetycznego nr 4 elektrowni jądrowej w Czarnobylu. W wyniku przegrzania reaktora doszło do wybuchu wodoru, pożaru oraz rozprzestrzenienia się substancji (1) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusiepromieniotwórczych.

Była to największa katastrofa w historii energetyki jądrowej i jedna z największych katastrof przemysłowych XX wieku. Razem z katastrofą w elektrowni jądrowej Fukushima I została zakwalifikowana do siódmego, najwyższego stopnia w skali INES.

W wyniku awarii skażeniu promieniotwórczemu uległ obszar od 125 000 do 146 000 km² terenu na pograniczu Białorusi, Ukrainy i Rosji, a wyemitowana z uszkodzonego reaktora chmura radioaktywna rozprzestrzeniła się po całej Europie. W efekcie skażenia ewakuowano i przesiedlono ponad 350 000 osób …”

CZARNOBYL TOUR 2016

DECYZJA

Pomysł wyjazdu do Czarnobyla urodził się znacznie wcześniej, kilka lat temu, jak tylko dotarła do mnie wiadomość, iż istnieje możliwość odwiedzenia tego tajemniczego miejsca katastrofy. Natychmiast zaczęły krążyć po głowie myśli: kiedy, jak i czym? Wyjazd ów odraczałem z roku na rok, bo to Złombol jeden drugi trzeci, bo Chorwacja z przyjaciółmi na motocyklach, bo Grossglockner, bo brak kasy, bo brak czasu, bo nie ma z kim. Zawsze to „bo”.

Pewnego zimowego wieczoru, kiedy moje Miłości oznajmiła, że wybieramy się na 14-dniowe wakacje do Sianożęt. Decyzja zapadła. Termin sam się ustalił:) 14 dni nic nierobienia to zdecydowanie za długo dla mojego ADHD. Tak więc poinformowałem wszem i wobec, iż wybieram się na kilka dni na motospacer na Ukrainę, a w drugim tygodniu dołączę do nadmorskich wczasowiczów. Udzielono mi więc stosownego błogosławieństwa i szykuję się do wyjazdu.

OK! Jest decyzja, co dalej, jak się za to zabrać? Ano internet i inni „mędrcy świata”. Jak się później okazało najmniej można było liczyć na uwagi „mędrców”. To osoby, które zazwyczaj znały mało faktów, lecz kierując się zasadą „wydaje mi się, więc tak na pewno jest”, opowiadało pierdoły pt. Ukraina to dziurawe drogi, złodzieje, korupcja, wojna, że to bez sensu itd. Internet pomógł. Doczytałem tu i tam iż teoretycznie wjazd własnym pojazdem na teren ZONY jest możliwy. Teoretycznie, gdyż wiąże się to z całym ogromem załatwiania papierkowego. Ponoć koszty z tym związane to około 3000zł, do tego pojazd musi mieć na pokładzie certyfikowanego przewodnika itd. Moim zdaniem gra niewarta świeczki.

Szukam więc zorganizowanych wycieczek.

Ceny ukraińskich biur i polskich różnią się nieznacznie. Różnica wynosi około 50zł więcej w pl niż w ukr. Znalazłem kilka: www.bispol.com p. Mateusz Birówka, napromieniowani.pl, chornobyl-tour.ua. Skorzystałem z Bispol i osobiście polecam.

START

Pierwotny plan zakładał męską samotną podróż. W trakcie planowania wyjazdu i rozmów z kolegami i znajomymi pojawiło się kilku chętnych, jednakże im bliżej godziny zero, tym więcej ludzi się wycofywało. Niedzielnym popołudniem dzień przed startem, łapię za telefon i obdzwaniam ostatecznie wszystkich znanych mi motocyklistów i „posiadaczy motocykli”. Plan wraca do punktu wyjścia. JADĘ SAM. Zamocowałem malutki tobołek na fotelik mojej Hajki i gotów do drogi.

Sugerując się wytycznymi „mędrców świata”: „…weź ze sobą łańcuch albo dwa, bo Ci ukradną motocykl…” szukam wśród kolegów i znajomych jakiejś kiety. Niezawodny był jak zwykle Mateo. Pożyczył mi łańcuch jak z kotwicy Titanica:). Teraz czuję się spokojniejszy. Jeszcze tylko szybki przegląd motocykla: opony, łańcuch, naciąg, smarowanie, poziom oleju, ciśnienie w gumach. Jest OK. Kontrola dokumentów: prawko, dowód paszport, dowód rej, oc, zielona karta, wydruk emaili ze wskazówkami Mateusza Birówki, chyba wszystko w porządku…. Idę spać!

Dzień startu. No to czas się ubierać, kurtka, spodnie, plus wdzianko przeciwdeszczowe. Prognoza pogoda mówi będzie OK, ale może mnie zmoczyć. Słonko mocno świeci, jednak wiatr daje mocno popalić. Zimno.

(2) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

No to GO! Kluczyk w stacyjkę, kask na dynię i kierunek BP. Maszyna gotowa do lotu, ja też. Po dwóch minutach jazdy pierwsza awaria! Zdechło gniazdko ładowarki USB, odpadły cienkie chińskie kabelki. Obieram więc azymut warsztat samochodowy mojego brata (ps. polecam), godzinka rozbierania lutowania i składania. Zrobione… Ruszam ponownie w drogę. OGIEŃ NA TŁOKI – ZAPIERDALAM! (bo ja lubię zapierdalać 🙂 ) Hajka idzie jak odrzutowiec, szybko i wygodnie. Opuszczam Bytom. (3) Czarnobyl Tour 2016 na HayabusiePierwsza cygaretpauza w Katowicach, kontrola mocowania bagażu, ostatnie telefony tu i tam i jazda na A4 w kierunku wschodniej granicy. Droga leci jak po maśle, kilometry błyskawicznie nawijają się na licznik.

Lotem błyskawicy docieram do granicę na przejście Korczowa-Krakowiec. Wbrew opowieściom „mędrców” przebycie granicy zajmuje mi zaledwie 20 minut. Omijam osobówki z lewej, nikt nie fika i nie robi żadnych fochów czy pretensji. Kontrola dokumentów, kilka rutynowych pytań: gdzie i w jakim celu. Jadę dalej. W okienku otrzymuję małą kwadratową karteczkę. Podjeżdżam dalej 50m i pan mundurowy zabiera mi tą czarodziejską karteczkę. To tyle. JESTEM NA UKRAINIE. No więc kieruję się na drogę M10, kierunek Lwów. Droga całkiem niczego sobie. Gdzie te straszne dziury ja pytam? W godzinkę dostałem się do wcześniej namierzonego poprzez aplikację booking.com miejsca pierwszego noclegu, południowe obrzeża (5) Czarnobyl Tour 2016 na HayabusieLwowa, motel Glatyska Korona. Cena noclegu 68 złotych ze śniadaniem. Motel duży ładny czysty.

Monitoring. Uprzejmy pan cieć/ochrona. Recepcjonistki miłe i życzliwe. Brak wspólnego języka nie stanowi żadnej bariery w kontaktowaniu się z Ukraińcami. Jak na razie dobrze idzie. Rozpakowuję się, szybki prysznic. Schodzę na parking do motocykla… i znowu urwane te cholerne chińskie kabelki! Na szczęście 50 m obok motelu jest warsztat samochodowy. Młody mechanik władający ludzką mową (po polsku!) naprawia gniazdko i kasuje 10E. Mają rozmach…. Gniazdko kosztowało 25 zł, może dlatego się psuje. OK. Jestem zadowolony. Ruszam na motozwiedzanie Lwowa.

LWÓW

Są !!! Tak!!! Są !!! One naprawdę istnieją !!! Znalazłem dziury w jezdni. Jakaś totalna masakra. Kostka brukowa. Różnica poziomu kostki to czasem 10cm. Skrawki asfaltu. Dziury. Kamienie na jezdni w centrum Lwowa. Wystające szyny tramwajowe kilka, a nawet kilkanaście cm ponad poziom jezdni. Koleiny. Panie Boże ratuj mój motocykl przed zagładą !!! Moja biedna Hajka czegoś takiego w życiu nie widziała, zresztą ja tez nie. Wszechobecne Łady, Wołgi, Kadety, Escorty i inne wozy epoki lat 80/90 wyprzedają mnie, a wręcz omijają, a ja staram się ze łzami w oczach jeno podążać naprzód na pierwszym biegu i półsprzęgle. Oczom mym pojawia się asfalt. Hurrrra. Zamierzam skręcić w lewo jak nakazuje Krzysztof Hołowczyc z urządzenia na kierownicy, ale nie da się fizycznie dokonać tego manewru. Torowisko tramwajowe jest tak wysokie, że przednia opona uślizguje się. Pokonałem więc kilkadziesiąt metrów chodnikiem mniej dziurawym, by nie rozpadł mi się motocykl i na przejściu dla pieszych pokonałem torowisko pod kątem 90stopni.

Lwów należy zwiedzać pieszo w butach do wypraw górskich, lub crossem, czy też solidnym enduro. (Trochę przesadziłem, by dodać trochę barw i wyobrażenia jak ciężko poruszać się Hajką po Lwowie). Wszechobecne dziury, dziurska, wyrwy w asfalcie i latające Łady wydające głośne stuki z resztek zawieszenia, obawa przed oberwaniem w dynię jakimś urwanym wahaczem czy amortyzatorem. 🙂 To chyba tylko tyle utkwiło mi w głowie ze zwiedzania Lwowa. Jeszcze tylko kilka szybkich fotek tego a jakże uroczego miasta i wracam do motelu. Motocykl zabezpieczam blokadą przedniej tarczy, zazbrajam alarm. Nie owijam motocykla łańcuchem jak radzili „mędrcy świata” by nie robić wiochy. Prysznic. Kolacja plus browar. Dobranoc.

AZYMUT KIJÓW

Pobudka, śniadanko, kawa, kontrola maszyny. Napięcie i smarowanie łańcucha. Trochę zaczyna mnie niepokoić szybkie rozciąganie się łańcucha i delikatne szarpanie podczas jazdy stałą prędkością.

Pogoda dopisuje. Słonko świeci, ale zimno. Najważniejsze, że nie pada deszcz. 1 2 3 4 5 6 manetka w dół i droga E40 wita mnie. Stan drogi całkiem niczego sobie. Prędkość 200 – 240km/h nie robi jakoś specjalnego wrażenia.

(6) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Uwagę należy zwrócić na krowy „luzem” na czteropasmowej jezdni, czy też Łady bez oświetlenia skręcające w lewo z prawego skrajnego pasa. Policja? Policjantów mijałem na trasie 2 razy, nie zdążyli nawet wysiąść z radiowozu. Ukraiński zwyczaj radiowozów poruszających się po mieście to (7) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusiejazda „na kogutach” całodobowo. Każdy napotkany radiowóz mrugał na niebiesko. Może tak lubią, a może muszą, nie wnikam.

Ukraina to bardzo piękny kraj.

Drogi krajowe bardzo ładne. Krajobrazy jak z TV. Kościółki śliczne i kolorowe. Miasteczka jak malowane.

No i ZIŁY 🙂

(8) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Niebieskie kabiny z białym pyskiem, ciężarówek które oglądaliśmy w kultowym „Czterdziestolatku”. Ładne wywrotki w całkiem dobrym stanie wizualnym. Tak samo mocno zdziwił się kierowca Ziła kiedy robiłem mu zdjęcia, jak ja kiedy zobaczyłem Ziła po kilkunastu latach. Lekka mżawka umyła mi motocykl i zmoczyła mnie. Słonko znów wyszło i nadal jadę przed siebie. Przed zimnym wiatrem chroni mnie kombinezon przeciwdeszczowy. Jadę. Gadam do siebie. Czas leci, kilometry też. Po drodze mijam jedną z wielu uroczych miejscowości jak Dubno.

Wrażenie robi czołg pomnik upamiętniający czołgistów z bitwy z 1941r.

(9) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Trochę dalej myśliwiec odrzutowy, pomnik, który rzuca ogromny przerażający cień na jezdnię.

(10) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Postój, batonik, cola, kilka fotek i cala naprzód. Słono świeci, a ja mknę dalej. Tankowanie i jazda. Tankowanie jazda. Bez spinania się i bez specjalnego stresu. Hajka przepalała wszystko co tylko jej zaserwowałem w przydrożnych stacjach benzynowych. Nie zauważyłem żadnych spadków mocy, czy też niepokojących zachowań mojej maszyny.

Późnym popołudniem docieram do celu, którym jest Hostel DreamHouse w centrum Kijowa. Wjeżdżam ciasną bramą na wewnętrzny niewielki parking. Motocykl zajmuje miejsce rowerowo-motocyklowo-parkingowe.

(11) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Miłe panie w recepcji rozmawiają w języku angielskim, niemieckim, rosyjskim i ma się rozumieć (12) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusieukraińskim. Zakwaterowanie, szybki prysznic. Półmetek zaliczony. Zimny browarek i relaks. Korzystając z ostrego słoneczka szybki spacer po mieście. Zwiedzanie cerkwi św. Andrzeja.

Kolacja browarek, przygotowanie planu dnia kolejnego. Dobranoc.

ORGANIZACJA (wg przewodnika).

Koszt zwiedzania jednodniowego strefy to 550zł. W tym transport samochodem Mercedes Vito z Kijowa. Do wyboru przewodnik w języku angielskim lub rosyjskim. Zwiedzanie strefy od około 10:00 do 16:00. (Czarnobyl, reaktor, Prypeć, Oko Moskwy itd.)

Miejsce zbiórki parking nieopodal dworca kolejowego. Obowiązkowym jest zabranie ze sobą paszport i voucher (email od p. Mateusza). Zalecany ubiór to długi rękaw, długie spodnie, pełne buty, czapka (peleryna w przypadku deszczu). Należy wziąć pod uwagę, iż dobrze byłoby odzież po wizycie w ZONIE wyrzucić. Kamera aparat – brak ograniczeń. Obiad w cenie na terenie ZONY. Warto zabrać ze sobą batoniki i butelkę wody. Alkohol wykluczony, stan upojenia również.

Firma organizacyjna załatwia Hostel w Kijowie i udziela wielu cennych wskazówek co warto zwiedzić, co zobaczyć, gdzie dobrze zjeść itp.

Niedaleko Dream House kilkadziesiąt metrów znajduje się chornobyl-tour.ua, kto się potrafi dogadać w języku ichniejszym niechaj próbuje, może ZONA będzie taniej.

ZONA

18 maja 5:30 pobudka. Prognoza pogody mocno straszy. Ma być mokro. Szybkie przygotowania ostateczne. Niezbędne rzeczy spakowane. Aparat, telefon, mapa Kijowa, woucher, kasa. Marsz w kierunku przystanku autobusowego. ZONK. Tubylcy mówią coś zupełnie innego niż google, tzn. takiego autobusu to tu nie widzieli. Znalazł się jednak jakiś starszy pan życzliwy, złapał za ramię i mówi dawaj za mną. Poszliśmy do metra. Przejazd metrem kosztuje w przeliczeniu na peeleny dosłownie GROSZE. 50 czy 70 groszy, jakoś tak. No to jazda jedną linią, przesiadka na drugą linię i za kilkadziesiąt minut jestem na dworcu kolejowym. Na miejsce zbiórki docieram pieszo 7:15. (jak zwykle przed czasem). Grupa anglojęzyczna Sprinterem rusza, a my rosyjskojęzyczni w ilości 4 sztuki ruszamy Vito. Kierowca, przewodnik Siergiei i nas zwiedzających zaledwie 2 osoby. Słonko świeci, a w oddali straszą sine chmury. Przewodnik opowiada o katastrofie, o okolicy, o miasteczku Czarnobyl, udziela wskazówek jak zachowywać się na granicy ZONY (zero fotek i totalna dyscyplina). Z mundurowymi nie ma żartów. By dokładnie opisać przeżycia tego dnia potrzeba długiego wieczoru i wielkiej butelki whisky. Jakby co to zapraszam.

(13) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Po krótce jednak opiszę jak wyglądał ten wspaniały dzień. Po obejrzeniu krótkiego filmu w busie, wjeżdżamy do strefy. Przeżycie niesamowite. Zwiedzamy miasteczko Czarnobyl, wioski przyległe i zamieniamy kilka słów z mieszkańcami, którzy się tam ostali.

(14) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Kolejny etap zwiedzania to opuszczone miasteczko Prypeć.

(15) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

(16) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Niegdyś 50-tysięczne miasteczko, dzisiaj straszy przenikliwą ciszą, przerywaną jedynie śpiewem ptaków i porusza człowieka do głębi.

(17) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Kolejno: basen, szkoła, szpital, „Energetyk”,

(18) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

wesołe miasteczko

(19) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

z ikoną tego miejsca wielkim młynem.

(20) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Udaje się również wejść zdemolowaną klatką schodową na dach 16 piętrowego wieżowca i nakręcić krótki filmik z panoramą miasteczka i w tle uchwycić niezasłonięty jeszcze reaktor-sarkofag. Schodząc schodami w dół można obejrzeć opuszczone w pośpiechu kompletnie umeblowane mieszkania, choć w większości przypadków rozszabrowane przez złodziei, złomiarzy i innych miglanców.

(23) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Następny etap to reaktor i blok energetyczny nr4. Udało mi się zrobić pamiątkową fotkę kilkadziesiąt metrów obok sarkofagu. Wrażenie również robią sumy giganty pływające w rzece Prypeć obok elektrowni. Polecam zrzucić z mostu kawałek chleba, chipsów, paluszków.

(24) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Sumy wypływają na powierzchnię i ogromnymi pyskami pochłaniają poczęstunek przybyłych tutaj gości. Licznik Geigera tylko w niektórych miejscach się wściekał. Ogólnie jest tutaj „bezpiecznie”. Nie panikujmy.

(25) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Kolejna niespodzianka to wyjazd kilka kilometrów dalej do Oka Moskwy.

(26) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Spacer w okolicach anteny, eksploracja opuszczonych budynków wojskowych ponownie porusza wyobraźnię. Minusem jest brak zezwolenia wejścia na antenę. Wojskowi, którzy pojawiają się znikąd strasznie drą japę 🙂 wymachując AK47 podczas samowolnej próby wspinaczki. Poddałem się bez walki.

Przyszedł czas na posiłek. Udajemy się więc z Siergieiem i „niemym” kolegą (Izraelijczyk, który mało co mówi), czyli w trójkę do tutejszej przyzakładowej stołówki. Obiad domowy całkiem smaczny. Wychodząc, ponownie musimy przedostać się przez ciekawe bramki, z sensorami badającymi poziom napromieniowania.

(27) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Podążamy na cmentarzysko maszyn biorących udział w akcji „ratowania świata”.

To tylko maleńki promil tego co można tutaj zwiedzić zobaczyć i opisać.

Czarnobyl jest na swój sposób przepięknym miejscem.

Większość zasłyszanych wcześniej historyjek o tym miejscu baśnie i mity. Nie świecę, zęby mi nie wypadły, jestem zdrowy. Polecam ciekawy artykuł o promieniowaniu https://wesolowski.co/2016/06/15/czy-wyjazd-do-czarnobyla-jest-bezpieczny/. Promieniowanie:

(28) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Zombie nie widziałem… no może kilka osobników pod pawilonem. Zwierząt mutantów, potworów i innych takich tutaj nie ma. Jak to określił jeden z żołnierzy strzegących granic ZONY, jest to najbardziej strzeżony rezerwat przyrody na świecie.

Kiedyś obejrzałem horror „Czarnobyl reaktor strachu”, byłem nim zachwycony. Obejrzałem go po raz wtóry po powrocie by porównać realia do filmu i zmieniłem zdanie na temat filmu o 100%. Co to za brednie? Gdzie to kręcono? O co chodzi? Teraz mając porównanie, widać jak kiepski to film.

TO TYLE.

Pakujemy się do Vito i wracamy do Kijowa. Pogoda się zesrała. Deszcz i grzmoty sypią się z nieba. Lepiej teraz niż miało to się zdarzyć kilka godzin wcześniej. Dzień kolejny tj. czwartek zapowiada się taki sam, deszcz. Zarezerwowałem w hostelu kolejną nockę. Kolacja, browarek. Naładowany pozytywnie mocą wrażeń. Dobranoc.

KIJÓW

Czwartek. Zimno szaro buro i ponuro. Śniadanie, kawa, przygotowanie planu zwiedzania Kijowa i wymarsz na miasto.

(29) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

(30) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

(31) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

Spacer, metro, fotki, obiad, zakupy, powrót, kolacja, browar i dzień zleciał lotem błyskawicy.

POWRÓT

Poranek piątkowy wita mnie przebijającym się przez gęste chmury słoneczkiem. Nie pada już. Najwyższy czas wracać. Plan zakłada jazdę nad Bałtyk do oczekującej mnie mojej Lubej, z noclegiem gdzieś na półmetku w Polsce. Wypoczęty, spakowany gotów do drogi. Szybka kontrola motocykla… Niespodzianka! Niemiła zresztą. Łańcuch wisi. No to toboły na glebę, siodełko w gorę, klucze w łapy i regulacja. No i kolejne zdziwienie: koniec możliwości regulacji, a łańcuch napięty tak „w sam raz”. Jak się później okazało łańcuch był miejscowo przeciągnięty, tym samym szarpał w czasie jazdy na stałym gazie i znacznie szybciej się rozciągał oraz rozbijał gumowe zabieraki tylnej zębatki. Ruszam z duszą na ramieniu. Przede mną trasa nad morze, a później do domu (1350+650km). Jazda…jazda…jazda… załącza mi się tryb ciągłej jazdy. Jest źle, zaczynam gadać sam do siebie i śpiewać. Gdyby podpiął mi ktoś podsłuch do kasku, to z pewnością zakwalifikowano by mnie do przymusowego leczenia. Różaniec zajmuje około 100 km drogi. Tankowanie, jazda i tak w kółko.

(32) Czarnobyl Tour 2016 na Hayabusie

P.S.: Przed trasą zalałem motocykl Castrolem i co? Wypił tyle oleju że w połowie drogi powrotnej ratowałem się olejem samochodowym w przydrożnym warsztacie. Dolałem litr, później kolejny litr. Po powrocie do domu zmieniłem olej na Motul 5100 i jak ręką odjął, zero chlania oleju. Od wymiany do wymiany.

Granica. Korek jak diabli. Kierowcy samochodów usuwają pojazdy w bok i skinieniem ręki przepuszczają mnie przed siebie. Dziękuję. Jestem już pierwszy w kolejce. Pani mundurowa przynosi pachołek stawia go przed moją maszyną i okienka pustoszeją. Przerwa obiadowa. Smażę się w słonku. Rozmawiam z samochodziarzami. Znów usłyszałem kilka znanych mi historii o stalowych linkach u szyi, o sąsiedzie co jeździ 400 km/h, o kuzynie co ma Harleya, o Junaku wujka, o pewnym panu który jeździ na „hajabuszi” z turbo 300-konnej, aż miło posłuchać :). Poczęstowano mnie, zmarnowanego podróżą motocyklistę kanapką, łykiem herbaty, papierosem. Raz jeszcze dziękuję za miłe chwile na granicy. Wróciła pani z okienka, poczyniła formalności, przepytała na stosowną okoliczność, po czym poprosiła bym odwrócił motocykl tyłem do kierunku jazdy czyli tablicą rejestracyjną do kamery. No to mi narobiła roboty! Jak tu manewrować wielkim pociągiem w tak wąskim przejeździe. Polecenie wykonałem. Kask na dynię, jedynka na dół, trochę gazu powoli sprzęgło, jadę. Znów tryb jazda. Może na nockę zostanę u kumpla Pawła, zdziwi się wizytą, zajrzymy do kielicha, będzie zabawnie. Lublin mijam jednak bokiem, szybko, bardzo szybko. Na kolejną stację benzynową zajeżdża za mną radiowóz. „Panie czy aby nie za szybko? Dokąd panu się tak spieszy?” No to chwalę się i zamiast odpowiedzieć dokąd to. odpowiadam miłym panom „A z Czarnobyla lecę, nad morze”. Wprawiło to w spore zaciekawienie i uznanie. Lecę na Warszawę, tam kimnę się u Damiana, stary kawaler udostępni kawałek podłogi, a co tam. Warszawę przeleciałem jak błyskawica. W pile mieszka Jacek, to się zdziwi jak go nawiedzę. Dojechałem do Piły. Kolejne tankowanie, kontrola mocowania bagażu, smarowanie łańcucha, bo napinać już nie było czego. No to cisnę dalej do Sianożęt, toż to już blisko, tylko 170 km. Zaczyna być zimno, ciemno, kropi deszcz. Dogrzewam się Marlborasami na krótkich postojach. Boli kręgosłup w okolicach krzyża. Spać się chce. Czas wyważyć czy jadę do upadłego, czy postój i drzemka. Nagle pojawia się drogowskaz Sianożęty. No to jadę dalej.

Dojechałem. 1350 km w 13 godzin, minus częste tankowania, minus 2-godzinna przerwa na granicy, to całkiem przyzwoity czas.

Kolejny etap to tydzień laby nad morzem i powrót do Bytomia. Łańcuch wyzionął ducha, strzelał po zębatkach przy ruszaniu, wyeksploatowany do granic możliwości.

Jestem zadowolony i dumny z siebie. Hajka spisała się na medal.

Reasumując: polecam, polecam i jeszcze raz polecam. Polecam Czarnobyl. Polecam Ukrainę. Polecam samotną podróż.

Pomysł opisania owego rajdu urodził się po zapytaniu kolegi jak tam było, bo znajomi pytają. No więc złapałem za długopis i piszę.

Zapewne wielu rzeczy nie opisałem, gdyż to tylko bazgroły, które przelałem wstępnie na kartkę papieru w przerwach pracy, a które kolejno przepisałem w formę elektroniczną. Myślę, iż kilka informacji dla niejednego motocyklisty będzie cennych. W razie pytań służę pomocą.

-Daniel’S

P.S.: Jak to powiada jeden z moich przyjaciół:
„To tylko moje zdanie i mogę się mylić

Motocyklista: Daniel Sojka 1976r
Motocykl: Suzuki GSX1300R Hayabusa
Wyjazd: 16 maj 2016r poniedziałek,
Powrót: 20 maj 2016 piątek
Wejście do ZONY: 18 maj 2016r
Koszt całkowity: nie przekroczył 2000 zł

Może ci się zainteresować

MotoRmania jest zaskakującym, lifestyle’owym portalem o tematyce motocyklowej. Podstawą publikacji są rzetelnie i niezależnie przeprowadzane testy motocykli, których dodatkową atrakcją jest inspirujący sposób prezentacji zdjęć. Kompetencja redakcji MotoRmanii została wyróżniona zaproszeniem do testów fabrycznych motocykli wyścigowych klasy Superbike, co błyskawicznie ugruntowało status magazynu jako najbardziej fachowego miesięcznika motocyklowego w Polsce. Nasz portal to długo oczekiwany powiew pasji i prawdziwie motocyklowego stylu życia!

©2010 – 2023 Wszystkie prawa zastrzeżone MotoRmania.com.pl