WSBK Monza – Podsumowanie

- Mick

To miał być wyjątkowy weekend. 301 runda mistrzostw świata World Superbike, podczas której świętowano jednocześnie 25-lecie serii, zakończyła się jednak nie lada skandalem na legendarnym, włoskim torze Monza. Dlaczego?

Czwarta runda sezonu zapowiadała się wręcz elektryzująco. Obrońca tytułu, Hiszpan Carlos Checa, tracił do lidera tabeli, Maxa Biaggi, tylko jeden punkt, ale to właśnie Włoch uważany był za faworyta. Nie chodziło wcale o fakt startu przed własną publicznością, ale unikalną charakterystykę toru Monza, słynącego z długich prostych, ogromnych prędkości i ekscytującej, zaciętej walki. Taki obiekt ewidentnie sprzyja czterocylindrowym silnikom, z potężną jednostką napędową Aprilii RSV4 na czele.

Max Biaggi nadal prowadzi w tabeli - foto Aprilia

O swój kawałek tortu i pierwsze zwycięstwo w tym roku walczyć zamierzali również Tom Sykes na Kawasaki i Leon Haslam oraz Marco Melandri na BMW. Wszyscy oni na włoski weekend otrzymali od swoich zespołów nowe, wyjątkowo wyżyłowane silniki, mające pozwolić na uzyskanie jak najwyższych prędkości na długich prostych. Ostatecznie rekord prędkości złamał Sykes, przekraczając w treningu 339km/h.

Za kulisami także było ekscytująco. Parada historycznych motocykli i obecność największych gwiazd World Superbike sprzed lat, jak wielokrotni mistrzowie, Brytyjczyk Carl Fogarty czy Australijczyk Troy Bayliss – wszystko to miało być częścią wyjątkowych obchodów 25-lecia serii.

Tymczasem właśnie z powodu wyjątkowo długich, wymagających dla ogumienia prostych, weekend w Mediolanie zakończył się wręcz skandalicznie. Zawodnicy byli wściekli i skonsternowani, podobnie jak 85 tysięcy fanów, którzy pojawili się na trybunach, aby obejrzeć jedynie osiem okrążeń jednego z dwóch wyścigów Superbike, jaki przeprowadzono w niedzielę.

Co się stało? Pierwsze problemy pojawiły się już w sobotę. Podczas mokrej sesji Superpole zawodnicy mieli spore problemy z przejechaniem więcej niż pięciu, sześciu okrążeń na oponach typu wet. Środkowa część opony (poddawana tutaj 5-krotnie większym obciążeniom, niż na jakimkolwiek innym torze) po prostu rozpadała się, rozrzucając po torze wielkie fragmenty gumy. Zawodnicy obawiali się, że przegrzewające się ogumienie mogło najzwyczajniej w świecie eksplodować i choć Pirelli podkreślało, że technicznie – z uwagi na konstrukcję opon – nie ma takiej możliwości, jednocześnie zawodnikom odradzano w niedzielę korzystanie z ogumienia typu wet, proponując dwie mieszanki opon przejściowych, czyli tzw. „intermedium”.

Checa i Ducati mogli na Monzy sporo stracić - foto Althea

Motocykliści już w sobotę podjęli jednak decyzję i nie zamierzali ryzykować jazdy na wetach gdyby wyścigi faktycznie miały odbyć się na mokrym torze. Bojkot zawodów wisiał więc w powietrzu, ale nikt nie przypuszczał, że pogoda sprawi w w niedzielę aż takiego figla.

Pierwszy wyścig rozpoczął się zgodnie z planem, jednak z powodu deszczu przerwano go już po trzech okrążeniach. W takiej sytuacji konieczny był restart na pełnym dystansie, jednak w tym momencie sytuacja zaczęła się komplikować.

Przelotne opady deszczu, w połączeniu z kilkoma rodzajami asfaltu oraz faktem, iż niektóre fragmenty toru zasłaniały okoliczne drzewa, sprawiły, iż tor w jednym miejscu był niemal całkowicie suchy, a na drugim końcu totalnie mokry.

Co zrobić w takich warunkach? Teoretycznie tor był zbyt mokry na slicki, ale zdaniem zawodników nie było mowy o jeździe na oponach typu wet, które na suchych fragmentach przegrzewałyby się jeszcze szybciej. Zanim jednak zaczęto poważnie rozważać opcję jazdy na intermediatach, potężna fala opadów całkowicie zlała tor. Teoretycznie nie powinno być problemów z mokrym restartem na wetach, ale mając na uwadze obawy zawodników, dyrekcja wyścigu odwołała pierwsze starcie. Oficjalnie z powodów bezpieczeństwa – było za mokro, ale dzisiaj nikt już tego nie kupuje, prawda?

Laverty znów na podium - foto Aprilia

Co ciekawe, pierwszy wyścig przerwano w momencie, w którym Marco Melandri upadł, mocno uszkadzając swoje BMW. Chwilę później drugi z faworytów publiczności, lider tabeli, Max Biaggi, zaliczył awarię silnika i tylko dzięki pomocy swojego hiszpańskiego rywala z ekipy Althea Ducati, dojechał na aleję serwisową.

Podczas gdy zawodnicy czekali na polach startowych na decyzję dotyczącą restartu, mechanicy BMW i Aprilii w pocie czoła odbudowywali motocykle. Wspomniany już Carl Fogarty, żartował nawet, że wszyscy czekali, aż Melandri i Biaggi będą mogli pojawić się na starcie. Niektórzy nawet to „łyknęli”.

Kilka godzin później nikomu nie było już do śmiechu. Dystans drugiego wyścigu skrócono do 16 okrążeń, poprzedzonych dwoma kółkami rozgrzewającymi. Po ich zakończeniu, niektórzy zawodnicy zaczęli machać rękoma i zgasili silniki na polach startowych, więc procedurę rozpoczęcia wyścigu wstrzymano.

Guintoli wygrał Superpole, ale w niedzielę miał pecha - foto Graeme Brown/Kawasaki

Przez kilkanaście minut kibice czekali na rozwój wydarzeń. Tutaj warto zaznaczyć, że było to kompletnie bez sensu. Gdyby wyścig ruszył, najprawdopodobniej zawodnicy przejechaliby przynajmniej 2/3 dystansu i otrzymali pełne punkty. Dyrekcji wyścigu zabrakło jednak zimnej krwi, a organizatorzy ugięli się naciskom nielicznych, co pod koniec dnia zaowocowało kolejnym skandalem, ale o tym za chwilę.

Wyścig wreszcie ruszył, ale już po ośmiu kółkach spadł deszcz, co zakończyło się czerwoną flagą. Choć przejechano tylko połowę dystansu, organizatorzy pojęli decyzję o zakończeniu rywalizacji i przyznaniu pełnym punktów. Biorąc pod uwagę obawy zawodników związane z oponami typu wet, o restarcie nie było mowy i taka decyzja była jedyną z możliwych.

Honda, podobnie jak Ducati, traciła na prostych - foto Honda

Jeśli chodzi o samą namiastkę wyścigu, to szczerze mówiąc nie za bardzo jest nawet o czym pisać. Tom Sykes odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w tym sezonie i drugie w karierze, choć bez wątpienia znów pomogły nietypowe okoliczności i na podium brytyjski zawodnik Kawasaki czuł lekki niedosyt.

Drugi był inny Brytyjczyk, dosiadający BMW Leon Haslam, podczas gdy podium drugi raz z rzędu uzupełnił Irlandczyk Jonathan Rea na Aprilii. Tuż za nim, w zwartej grupie, finiszowali Melandri, Biaggi, Rea i Checa. Ogromnego pecha miał z kolei zdobywca pole position, Francuz Sylvain Guintoli, którego z jazdy wyeliminowały problemy techniczne.

Po nietypowym weekendzie przewaga Biaggiego nad Checą wzrosła w tabeli z jednego, do dwóch punktów, zaś Sykes na trzecim miejscu traci do lidera tylko sześć oczek. Szczerze mówiąc nie ma to jednak większego znaczenia. Cały padok czeka już teraz na najbliższy weekend z nadzieją, że na brytyjskim torze Donington Park, podczas piątej rundy cyklu, dojdzie wreszcie do prawdziwego ścigania.

Sykes pojechał genialnie - foto Graeme Brown/Kawasaki

Jedynym zespołem, który nie podziela tej opinii, jest włoska ekipa Effenbert Liberty, która zagroziła, że musi przemyśleć swoją dalszą obecność w World Superbike. W oficjalnym komunikacie zespół nie przebierał w słowach, wspominając o „najgorszym dniu w historii serii, braku szacunku dla kibiców, farsie i decyzjach nie godnych nawet wyścigów skuterów”. Zdaniem kierownictwa ekipy, seria jest w rękach „wąskiej grupy zawodników i zespołów”, którzy doprowadzili do przerwania wyścigów.

Zdania zawodników i zespołów także były podzielone. Niektórzy zgadzali się z decyzją organizatorów, inni podkreślali, że z chęcią przejechaliby dwa pełne wyścigi. Większość narzekała jednak na brak zdecydowania i przeciągające się procedury. A może wzorem MotoGP wprowadzić wyścigi „flag to flag”, których nie przerywałaby zmiana pogody? Może po prostu wystarczyło zagryźć zęby i wystartować na intermediatach? „Nawet w takich warunkach można było przejechać dobry wyścig – powiedział szef Pirelli, Giorgio Barbier. – Szkoda, że zawodnicy chcieli korzystać jedynie z slicków i nie brali pod uwagę opon intermedium.”

Tak czy inaczej legendarna Monza, w połączeniu z kapryśną pogodą, tym razem pokonała wszystkich: organizatorów, zawodników, dostawcę opon i niestety, przede wszystkim licznie zgromadzonych fanów. Oby w najbliższy weekend na Donington Park wszystko wróciło do normy!

Jedyne podium Superbike'ów na Monzy - foto Graeme Brown/Kawasaki

Może ci się zainteresować

MotoRmania jest zaskakującym, lifestyle’owym portalem o tematyce motocyklowej. Podstawą publikacji są rzetelnie i niezależnie przeprowadzane testy motocykli, których dodatkową atrakcją jest inspirujący sposób prezentacji zdjęć. Kompetencja redakcji MotoRmanii została wyróżniona zaproszeniem do testów fabrycznych motocykli wyścigowych klasy Superbike, co błyskawicznie ugruntowało status magazynu jako najbardziej fachowego miesięcznika motocyklowego w Polsce. Nasz portal to długo oczekiwany powiew pasji i prawdziwie motocyklowego stylu życia!

©2010 – 2023 Wszystkie prawa zastrzeżone MotoRmania.com.pl